Marcinkiewicz o kandydacie PiS: niespecjalnie uzdolniony
Dziwię się Wojtkowi Olejniczakowi, który jest przecież młody, że robi tak mało. Powinien więcej pracować, bo jego kampania jest byle jaka. Podobnie z Czesławem Bieleckim. To politycy ciekawi, ale niespecjalnie uzdolnieni, by zarządzać aglomeracją warszawską i dlatego warszawiacy w sondażach wskazują najczęściej Hannę Gronkiewicz-Waltz - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Kazimierz Marcinkiewicz, który cztery lata temu walczył o fotel prezydenta stolicy. Dodaje, że PiS postawił w obecnej kampanii na ludzi, którzy są „ślepowierni i szykują się na wojnę, która nikomu nie wyjdzie na zdrowie”.
08.11.2010 | aktual.: 08.11.2010 14:32
WP: Agnieszka Niesłuchowska:Cztery lata temu walczył pan o fotel prezydenta stolicy. W kampanii przekonywał pan, że chce z Warszawy zrobić drugi Londyn. Co od tamtego czasu zmieniło się w stolicy? Jesteśmy bliżej innych europejskich metropolii?
Kazimierz Marcinkiewicz:Zmiany są genialne. Warszawa stała się wielkim placem budowy. W mieście jest więcej żurawi i dźwigów niż w pięciokrotnie większym Londynie. Warszawa jest skazana na sukces pod każdym względem.
WP: Hanna Gronkiewicz-Waltz, z którą konkurował i przegrał pan w poprzednich wyborach urzeczywistniła pana marzenia o Warszawie?
- Jeśli chodzi o poprzednie wybory samorządowe to przypomnę, że w pierwszej turze wygrałem z Hanną Gronkiewicz-Waltz, a co do marzeń - zdecydowanie tak.
WP: Co się zmieniło na lepsze?
- Można wymienić wiele inwestycji zarówno prywatnych, jak i państwowych. Powstają drogi w każdej dzielnicy, stadion Legii i Stadion Narodowy, który lada moment stanie się pocztówką Warszawy, czy nowoczesne Centrum Nauki Kopernik. Cieszę się również z rewitalizacji Krakowskiego Przedmieścia – inicjatywy, do której, podobnie jak do CNK, dołożyłem swoją cegiełkę.
WP: Mówi pan, że inwestycji jest wiele, a Czesław Bielecki, popierany przez PiS kandydat na prezydenta Warszawy zarzuca miastu, że tempo realizowanych przez nie inwestycji jest haniebnie powolne.
- Można się czepiać, że są opóźnienia, ale z drugiej strony narzekamy, że inwestycji jest za dużo, nakładają się, miasto jest rozkopane. Trzeba jednak spojrzeć na Warszawę przez pryzmat jej możliwości. Miasto ma określone środki i moce przerobowe, dlatego nie zawsze udaje się dotrzymać wszystkich terminów i zamknąć wszystkie rozpoczęte inwestycje w ciągu jednej kadencji. Pan Bielecki jest dobrym architektem i ma wiele ciekawych pomysłów na Warszawę, ale nie wiem, czy ma zdolności do zarządzania, bo dotąd nigdy wielkim organizmem nie kierował. Sama wizja nie wystarcza. Ludzie oczekują, że prezydent będzie dobrym szefem tej wielkiej firmy, jaką jest Warszawa.
WP: A czego pan, jako mieszkaniec Warszawy, oczekiwał od Hanny Gronkiewicz-Waltz? Czego zrobić się nie udało?
- Przede wszystkim drugiej nitki metra. Kiedyś była szansa, że pierwsze siedem odcinków powstanie do 2012 roku, ale teraz jest to nierealne. Nie sądzę, abyśmy dojechali podziemnym wagonikiem na Euro 2012.
WP: Z jednym z dziennikarzy założył się pan kilka lat temu, że do 2012 pierwsze siedem odcinków metra powstanie. Rozumiem, że zakład pan przegrał.
- Tak, dziś już bym tego zakładu nie ponowił. Myślę, że otwarcie tego fragmentu drugiej linii nastąpi nie prędzej niż w 2015 roku.
WP: A inne opóźnienia? Jakie inicjatywy można było wcześniej zrealizować?
- Budowę Mostu Północnego i zabudowę Placu Defilad, na którym ma powstać Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Turyści, którzy przyjeżdżają do miasta, wyrabiają sobie opinię o nim, patrząc właśnie na to miejsce. Warto w końcu coś z tym zrobić.
WP: Wspominał pan o opóźnieniach. Tymczasem Hanna Gronkiewicz-Waltz wielokrotnie mówiła, że wpłynęły na to problemy związane ze stanem prawnym gruntów, roszczeniami właścicieli działek. Mówiła, że jako pierwsza rozpoczęła procedurę skupowania roszczeń.
- To prawda, było wiele przeszkód formalnoprawnych. To dobrze, że pani prezydent zajęła się rozwiązywaniem tych problemów, ale opóźnienie było jednak spore.
WP: Po Warszawie porusza się pan samochodem, tymczasem w mieście pojawia się coraz więcej buspasów. Janusz Korwin-Mikke, kolejny kandydat na prezydenta Warszawy mówi, że to dyskryminacja zmotoryzowanych i trzeba je zlikwidować. Co pan na to?
- To bzdura. Buspasy świetnie się sprawdzają na całym świecie. Denerwuje mnie to, że niektórzy polscy kierowcy jeżdżą po pasach przeznaczonych dla autobusów, dlatego sądzę, że trzeba je pomalować na inny kolor, jak to jest np. w Londynie. Poza tym miasto powinno budować więcej rond, bo jest za dużo skrzyżowań, które są zabójcze dla wielkich miast i za dużo blokujących przejazd lewoskrętów. Innym, wartym rozważenia pomysłem na usprawnienie komunikacji jest ograniczenie wjazdu do centrum np. zasada, że po mieście mogą poruszać się pojazdy o określonych numerach – np. parzystych w parzyste dni i nieparzystych w nieparzyste dni, czy oplata za wjazd. Takie reguły funkcjonują w innych krajach.
WP: A co pan sądzi o pomyśle podziemnych parkingów w centrum Warszawy. Czesław Bielecki chce je budować.
- To dobry pomysł, wykorzystanie tych terenów jest potrzebne. Trzeba jednak pamiętać, że nigdzie na świecie nie zbudowano tyle parkingów, by można spokojnie wjeżdżać i wyjeżdżać z centrum. Nie liczmy jednak, że zbudowanie ich rozwiąże wszystkie problemy Warszawy. Kluczowe jest usprawnienie komunikacji miejskiej i organizacji ruchu, budowa obwodnic.
WP: Związek Stowarzyszeń Praskich uważa, że głos prawobrzeżnej Warszawy nie dochodzi na lewą stronę Wisły. Na Pradze jest wciąż mnie inwestycji. Co zrobić, by prawa część Warszawy nie odstawała od lewej?
- Taki problem ma wiele innych miast, ale myślę, że w przypadku Warszawy nie jest tak źle. Praga cały czas się zmienia, ciągle słyszymy o nowych inwestycjach w tej części miasta. To tu zapuszczają korzenie artyści np. w Centrum Kultury w dawnej Wytwórni Wódek „Koneser”. Porządkowany jest też teren Portu Praskiego, a niedługo zostanie otwarte muzeum Pragi. Oczywiście to metro najbardziej zmieni Pragę, gdy już tu dotrze. Zmiany idą wolno, ale kierunek jest dobry.
Bolączką praskiej strony jest również to, że po 60 latach produkcji samochodów FSO przestaje istnieć, a w listopadzie zacznie się fala zwolnień. Jak twierdzi „Dziennik Gazeta Prawna” w dużej mierze odpowiadają za to władze miasta, które ostatnio podniosły czynsz za użytkowanie wieczyste z 7 do 22 mln rocznie. Upadek FSO był nieuchronny czy można było temu zapobiec?
- Podwyżka czynszu nie miała tu większego znaczenia. Wielkie fabryki w dużych miastach wcześniej czy później upadają. Błąd został popełniony już na początku prywatyzacja fabryki. Gdybyśmy przeprowadzili ją jak Czesi, którzy sprzedali zakłady Skoda niemieckiej korporacji, ale zagwarantowali w umowie pozostawienie marki, byłoby zupełnie inaczej. WP: Inaczej mogłoby być również z warszawskimi zabytkami, które znikają z mapy miasta. Wystarczy wspomnieć o wyburzeniu XIX-wiecznej praskiej parowozowni. Choć mieszkańcy protestowali, a konserwator zabytków w trybie natychmiastowym wpisała budynek do rejestru, nie udało się go uratować. Co zrobić, aby w przyszłości nie dochodziło do takich sytuacji?
- To była bardzo zła decyzja. Jedyną możliwością ratowania stołecznych zabytków jest stworzenie zamkniętej listy takich obiektów. Rada Miasta powinna podjąć uchwałę, która w sposób szczególny będzie traktowała historyczne miejsca, nie pozwoli ich ruszyć.
WP: Czy prezydent mogła uratować parowozownię?
- Trudno powiedzieć. Na pewno warto walczyć o pamięć, ale oceniać po fakcie czy ktoś to robił dobrze, jest trudno.
WP: Jak pan ocenia warszawską kampanię wyborczą? Jakie oceny wystawiłby pan największym kandydatom?
- Hannie Gronkiewicz-Waltz czwórkę, a Czesławowi Bieleckiemu i Wojtkowi Olejniczakowi - trójkę. Kampania jest marna, kandydaci są ospali i nie zachęcają do oddania na nich głosu. Aby wygrać, trzeba zrobić wszystko. Żeby przekonać wyborców, należy gryźć ziemię, stawiać na niekonwencjonalne metody.
WP: Pan jeździł po Warszawie angielskim piętrusem i zgodził się na badanie wariografem. O takich sposobach mowa?
- Właśnie tak. Ludzie to lubią, bo są otwarci na kandydatów, rozmowę z nimi. Kandydaci jednak tego nie widzą. Dziwię się Wojtkowi Olejniczakowi, który jest przecież młody, że robi tak mało. Powinien więcej pracować, bo jego kampania jest byle jaka. Podobnie z Czesławem Bieleckim. To politycy ciekawi, ale niespecjalnie uzdolnieni, by zarządzać aglomeracją warszawską i dlatego Warszawiacy w sondażach wskazują najczęściej Hannę Gronkiewicz-Waltz.
WP: Jest bardziej aktywna czy po prostu ludzie się do niej przyzwyczaili? A może nie ma mocnych kontrkandydatów?
Prawda leży po środku. Z jednej strony – wyborcy chcą, by inwestycje rozpoczęte w obecnej kadencji były kontynuowane przez tego samego prezydenta. Z drugiej – kontrkandydaci nie bardzo im odpowiadają. PiS postawił bowiem na ludzi, którzy są ślepowierni i szykują się na wojnę, która nikomu nie wyjdzie na zdrowie.
WP: Czy wystawienie Czesława Bieleckiego opłaci się PiS? W sondażach ma 10-11%, więc wygrana jest mało realnym scenariuszem. To było celowe zagranie?
- Prezes podjął taką decyzję, bo nie chciał, by w partii wyrósł kolejny lider. Wolał poprzeć osobę, która w jego szeregach nigdy nie będzie. Martwi mnie to, że polityka centralna weszła do kampanii samorządowej. Oby nie stało się tak, że po tragedii smoleńskiej kandydaci, którzy wygrają będą musieli odpłacić prezesowi budowaniem w terenie pomników i nazywaniem ulic nazwiskami ofiar 10 kwietnia.
WP: No właśnie, z list PiS będzie startował pana starszy syn. Wśród kandydatów był też pana brat, ale w ostatniej chwili został skreślony z listy. Jak mówi, poszło o niewygodne nazwisko. Mariusz Błaszczak tłumaczył jednak, że chodziło o inne sprawy. Nieoficjalnie mówi się o powiązaniach biznesowych. Podobno kupił tanio działkę, którą później znacznie drożej sprzedał. Gdzie leży prawda?
- Oberwał za mnie, to pewne. Nie powinno go to spotkać, bo jest dobrym społecznikiem, od 20 lat działa w samorządzie, pomaga ludziom. To oddany lokalny patriota. Tłumaczenie PiS, że gdyby chodziło o nazwisko, nie byłoby na liście syna, jest kiepskim argumentem.
WP: Dlaczego?
Bo i tak syn otrzymał drugie miejsce za silnym kandydatem. Trzymam za niego kciuki.
< WP: Drugi pana brat ma większe szanse w wyborach, bo startuje z list... PO, choć do niedawna również był w PiS.
- Kibicuję mu, bo też jest świetny. Mam nadzieję, że wygra, bo jest w znacznie lepszym położeniu niż drugi brat. Jego nazwisko nikomu w PO nie przeszkadza. Liczy się to, jak pracuje.
Rozmawiała: Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska