Marcin Wolski: operacja "Cargo"
Z mieszanymi uczuciami obejrzałem głośny amerykański film pt. "Operacja Argo". Podziw dla sprawności artystycznej jego twórców łączył się z niedowierzaniem, iż historia z 1980 roku, opowiedziana przez fachurę Bena Afflecka, zdarzyła się naprawdę. Przy okazji Amerykanie udowodnili, jak w kontekście jednej z największych historycznych porażek można zrobić kasowy film, gloryfikujący amerykański patriotyzm.
Sprawa Iranu została spaprana od początku do końca – służby rozmontowane po aferze Watergate nie przestrzegły przed islamskim niebezpieczeństwem, nie zneutralizowano w porę Chomeiniego, porzucono w potrzebie szacha Rezę Pahlawiego - wiernego sojusznika USA, dopuszczono do zajęcia ambasady, a próba odbicia zakładników skończyła się katastrofą na pustyni na samym początku akcji. Tak więc gdyby nawet "operacji Argo" - polegającej na wydobyciu z Teheranu grupki Amerykanów pod przykrywką kanadyjskiej ekipy filmowej - nie było, należałoby ją wymyślić.
Jednak moje mieszane uczucia narastały w trakcie oglądania filmu z zupełnie innych powodów – oto po raz kolejny widziałem stosunek Ameryki do własnych obywateli, tak żywych jak umarłych, dążności do ich obrony za każdą cenę i we wszelkich warunkach.
Oczywiście wszystko zależy od tradycji i kręgów kulturowych. Jedni (bazujący na dorobku cywilizacyjnym Zachodu) odwołują się do mitycznej wyprawy Argonautów, Innym bliższa byłaby raczej „operacja Cargo” w której ludzie traktowani są jak ładunek.
W takiej tradycji (gdyby nagle zaczęła obowiązywać w USA) w imię ocalenia kogokolwiek nie ryzykowano by międzynarodowego konfliktu i utraty dostaw ropy naftowej. Obronę amerykańskich obywateli pozostawiono by legalnym władzom Iranu, a szóstkę uciekinierów z ambasady, po namierzeniu przez CIA, przekazano by Strażnikom Rewolucji, wierząc bez reszty w zobowiązania międzynarodowe, protokoły Haskie czy konwencje Chicagowskie. Oczywiście po odnalezieniu ciał zakładników w błocie (wersja irańska głosiłaby, że pijani podróżni utracili orientacje w piaskowej burzy i w panice powybijali się nawzajem) - prezydent USA Jimmy Carter ogłosiłby, że „państwo amerykańskie zdało egzamin” zaś jego główny doradca profesor Zbigniew Brzeziński napisałby w „New York Timesie” do przyjaciół muzułmanów: „Spasibo”.
Za utracony ładunek wypłacono by odszkodowanie i tylko nieliczni kpiarze pozwalali by sobie na żarty – Na czym polegała dla prezydenta operacja Cargo? „Na tym, że car go wyręczył!”
I taki film mogliby nakręcić twórcy „Pokłosia” gdyby Ameryka dała im na to pieniądze.
Marcin Wolski specjalnie dla Wirtualnej Polski