Marcin Makowski: Polityka na kursie kolizyjnym. Nadzieja? W zwykłych ludziach
Jest coś przerażającego w łatwości, z jaką godzimy się na radykalizację dyskursu publicznego. Przeciwnik polityczny przestaje być partnerem w sporze o kształt państwa, staje się natomiast ”faszystą”, ”sprzedawczykiem”, ”zdrajcą”, ”barbarzyńcą”. Wszystko tłumaczy się świętym gniewem, bo gdzie zdrada lub gwałcenie państwa prawa, tam nie ma miejsca na krok wstecz. Powoli od słów, Europa i Ameryka przechodzi do czynów. Ostatnio przekonała się o tym była francuska minister Nathalie Kosciusko-Morizet, która uderzona przez przechodnia, leżała nieprzytomna na chodniku w centrum Paryża. Naprawdę takiego świata chcemy, każdą niezgodę na podobny stan rzeczy nazywając ”naiwnością”?
16.06.2017 | aktual.: 16.06.2017 21:30
”Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim” - tym słynnym cytatem George Orwell zakończył w lutym 1944 r. pisanie ”Folwarku zwierzęcego”. Nie trzeba się specjalnie wysilać, żeby dopasować jego słowa do dzisiejszej rzeczywistości. Szambo i rechot z internetowych forów coraz częściej wylewa się na ulice i wkracza w nasze codzienne życie. W Stanach Zjednoczonych starcia lewicowych bojówek ze zwolennikami Donalda Trumpa zamieniają się w regularne bitwy w centrach miast. W środę rano jeden ze zwolenników Berniego Sandersa, James T. Hodgkinson, zaczął strzelać do republikańskich polityków przygotowujących się do tradycyjnego meczu baseballowego amerykańskich kongresmenów. Kilka osób zostało rannych, w tym członek Izby Reprezentantów Steve Scalise. Eksperci biją na alarm, informując o kolejnych radykalnych grupach, takich jak anarchistyczna Redneck Revolt, które trenują z bronią i usprawiedliwiają przemoc fizyczną jako element własnej działalności. Jeśli w rozmowie z amerykańskim wydaniem hipsterskiego magazynu Vice uwagę na problem zwraca nawet przedstawiciel lewicowo-liberalnej Ligi Przeciwko Zniesławieniu Oren Segal, to coś musi być na rzeczy.
Przemoc oswojona
Sytuacja w Europie wcale nie wygląda bardziej różowo. Raptem w czwartek Nathalie Kosciusko-Morizet, była francuska minister ds. środowiska, została zaatakowana w centrum Paryża podczas przedwyborczej agitacji na rzecz swojej centro-prawicowej partii Republikanie. Mężczyzna, który zaczął się szarpać z kobietą i wytrącił z jej rąk ulotki, wg. świadków również popchnął Kosciusko-Morizet, a ta uderzając głową o beton straciła na chwilę przytomność. Zdjęcie leżącej na chodniku polityk obiegło światowe media, a akt agresji solidarnie potępili przywódcy innych partii, w tym Marine Le Pen, która stwierdziła, że: ”nie ma miejsca na przemoc w kampanii wyborczej”. Niestety narastające napięcie społeczne, nierówności, kryzys migracyjny czy polityczna epoka populizmu sprawiają, że pomimo okazjonalnych apeli szefów partii, społeczeństwo coraz szybciej ulega radykalizacji. Proces ten szczególnie jaskrawo przebiega w internecie, w którym samonapędzający się mechanizm podkręcania narracji z jednej strony prowadzi do tolerowania komentarzy w stylu ”szkoda, że Szydło wyszła żywo z wypadku samochodowego”, albo rechotu po informacji, że w płonącym w centrum Londynu wieżowcu socjalnym mieszkali w większości gorzej sytuowani muzułmanie, w tym uchodźcy.
Ktoś może powiedzieć, że radykalizmem i jednostkowymi przypadkami nie da się opisać rzeczywistości, a cytowanie agresywnych komentarzy wyrwanych z kontekstu nie oddaje nastrojów społecznych. Problem polega na tym, że nie trzeba mas, aby jak w przypadku zamordowania w Łodzi działacza PiS Marka Rosiaka, jedna niespełna rozumu i zradykalizowana politycznie osoba doprowadziła do tragedii. Z tym większym niepokojem należy podchodzić do ewidentnego kursu na starcie, który coraz częściej staje się również obrazem obserwowanym na ulicach naszych miast. Obywatele RP rozpaczliwie szarpią się z policją blokując przemarsz miesięcznicy smoleńskiej, nazywają dziennikarzy TVP ”śmierdzącym g****m” i twierdzą, że ”w d****e mają prawa”. Prezes partii rządzącej określa polityków opozycji, którzy nie dopilnowali ekshumacji po katastrofie rządowego Tupolewa ”barbarzyńcami”. Gdzie spotkają się te dwie Polski, jeśli nie w fizycznym starciu, po którym - jeśli nie daj Boże doszło by do najgorszego, i ktoś by zginął - nie byłoby już drogi odwrotu. **
Nadzieja w normalności
Tym większa odpowiedzialność spoczywa obecnie na dziennikarzach i politykach, którzy swoim językiem i przykładem stawiają granice tego, co dozwolone w debacie publicznej. Niestety coraz częściej tę granicę bezrefleksyjnie przesuwają, usprawiedliwiając się stanem wyjątkowym czy inną okolicznością łagodzącą. Profil twitterowy Prawa i Sprawiedliwości pisze: ”Nie daj sobie wmówić, że niechęć do uchodźców to coś złego”, opozycyjni dziennikarze z kolei porównują polityków partii rządzącej do faszystów i oskarżają o agresywny rasizm.
Co można sobie powiedzieć krzycząc spomiędzy odległych barykad? Jeśli część mediów i polityków nie widzi już sensu rozmowy, a rozgrzany do czerwoności elektorat zaczyna się wymykać spod kontroli, ciężar zachowania normalności przechodzi na zwykłych ludzi, którzy nie godzą się na to, aby ubrano ich w koszulki partyjne i rzucono sobie nawzajem do gardeł. Nie dajmy sobie wmówić, że normalność to naiwność. Jeśli tak się stanie, przegramy wszyscy bez wyjątku, a sytuacje takie jak powalona i nieprzytomna polityk na chodniku, zaczną się powtarzać. I coraz mniej będzie nas to ruszać.
Marcin Makowski dla WP Opinie