PublicystykaMarcin Makowski: Platforma o krok od PiS-u? Sprawdzian dla partyjnych liderów

Marcin Makowski: Platforma o krok od PiS‑u? Sprawdzian dla partyjnych liderów

Nowy sondaż wyborczy, który ustawia Platformę o krok od przejęcia władzy z rąk Prawa i Sprawiedliwości ma w sobie wszystkie wady i zalety spektakularnych przetasowań politycznych, które ekscytują media i opinię publiczną. Na półmetku rządów jego prawdziwa waga polega jednak na wnioskach, które wyciągną z niego partyjni liderzy. Zarówno Schetyna jak i Kaczyński mają bowiem świadomość, że obecne status quo dobiega końca, a zaczyna prawdziwa walka o reelekcję.

Marcin Makowski: Platforma o krok od PiS-u? Sprawdzian dla partyjnych liderów
Źródło zdjęć: © PAP | Bartłomiej Zborowski
Marcin Makowski

O tym, że w Polsce od lat zmagamy się z chorobą „sondażokracji” nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Podobny problem trawi z resztą większość cywilizowanego, demokratycznego świata, gdzie poszczególne media za pomocą wyników badań opinii publicznej starają się kreować trendy wyborcze. Ostatni i najbardziej skrajny przykład to oczywiście Stany Zjednoczone i niemal 100 proc. pewność o wygranej Hillary Clinton. Dlatego też żaden polityk i żadna partia, jeśli są wystarczająco mądrzy, nie ulegają czarowi słupków sondażowych. Szczególnie jeśli zmiany preferencji wyborczych dotyczą tylko jednej pracowni a dane zbierane są na gorąco po istotnym wydarzeniu politycznym. Niemniej jednak najnowsze wyniki badania opinii publicznej, które zgromadził IBRiS tuż po wyborze Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej muszą dać Prawu i Sprawiedliwości do myślenia. 29 punktów proc. dla partii rządzącej, 27 dla Platformy Obywatelskiej, 9 dla Nowoczesnej, 8 dla Kukiza, 6 dla PSL i po 5 dla SLD i partii RAZEM. Jeśli podobny trend się utrzyma, bo przecież stałość trendów a nie incydentalny spadek czy wzrost poparcia jest naprawdę istotna, prezes Kaczyński będzie miał twardy orzech do zgryzienia. Przede wszystkim dlatego, że choć tzw. „zjednoczona opozycja” jest dzisiaj efemerydą, co potwierdziło wotum nieufności wobec rządu i zgłoszenie Schetyny jako kandydata na premiera bez konsultacji z innymi partiami, nie jest powiedziane, że choćby ze względów pragmatycznych na chwilę przed wyborami nie dojdzie do zawiązanego doraźnie sojuszu pod hasłem „odsuńmy PiS od władzy, a potem się zobaczy”.

Co ciekawe, podobny obrót wypadków nie jest dla byłego premiera zaskoczeniem. W poniedziałkowym wywiadzie dla tygodnika „wSieci” Kaczyński mówi otwarcie: „[Sondaże] Pewnie spadną, nie mamy co do tego większych wątpliwości. Taka jest cena, którą świadomie wliczyliśmy w koszty. Cena, którą być może trzeba zapłacić, żeby Polska nie była piłką piłką kopaną przez innych. Straty zdołamy nadrobić, mamy jeszcze spory repertuar propozycji dla społeczeństwa”. Są to słowa ważne o tyle, że w polskiej i światowej polityce praktycznie się nie zdarza, aby szef jakiejś partii bez półsłówek twierdził, że z pełną świadomością poświęcił część poparcia dla „większej sprawy”. Tym bardziej, że póki co efektów twardej opozycji wobec kandydatury Tuska nie widać. Unia pierwszej prędkości nie wydaje się wobec Polski mięknąć, a to co jest namacalne to pierwsze od przejęcia władzy tąpnięcie w poparciu dla prawicy. W jakimś sensie to dobrze dla rządu, że przychodzi ono na ponad dwa lata przed następnymi wyborami, ponieważ jest jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby wiele błędów skorygować, a te, których skorygować się nie da, przykryć „sporym repertuarem propozycji dla społeczeństwa”.

Na miejscu opozycji nie świętowałbym jednak przedwcześnie zwycięstwa, bo chyba nawet sam Grzegorz Schetyna ma świadomość, że na podobnej wierze w konieczność dziejową umocowana była porażka Platformy w wyborach prezydenckich i parlamentarnych w 2015 roku. Natomiast feta z wyboru Donalda Tuska na „prezydenta Europy” może być krótkotrwała, gdy zabraknie realnego działania na gruncie państwowym, a Tusk w wyniku pogłębiającego się kryzysu wewnątrzunijnego przestanie być twarzą sukcesu. Poza tym warto również przypomnieć, kto ów sondaż zrobił. Pracownia IBRiS znana jest bowiem nie z takich procentowych wygibasów, a do legendy przejdą z pewnością zestawienia, w których Nowoczesna Ryszarda Petru na przestrzeni grudnia 2015 i stycznia 2016 cieszyła się ok. 30 proc. poparciem, zostawiając w tyle PiS i PO. Wcześniej, na trzy dni przed wyborami prezydenckimi, również IBRiS wieszczył prawie 41 proc. zwycięstwo Bronisława Komorowskiego. Przy niespełna 27 proc. poprciu dla Andrzeja Dudy. Rzeczywistość okazała się inna i to Duda w pierwszej turze pokonał kandydata PO proporcją głosów 34,7 proc. do 33,7.

Podobne dysproporcje można było zauważyć w połowie października 2016 r., gdy w sondażu tej samej pracowni bez wyraźnego powodu i impulsu politycznego Nowoczesna nagle podskoczyła do 22,9 proc., aby po kilku dniach w badaniu TNS uplasować się z ok 11 proc. poparciem. Gdy na Twitterze jeden z internautów zapytał o powód tak wielkiej rozbieżności z innymi badaniami, oficjalny profil IBRiS odpowiedział, że jeżeli ma on zamiar sugerować firmie nieczyste zagrania, może śmiało pisać, bo „(…) nasz prawnik jest zalogowany i bardzo czeka na Pański wpis. Odwagi!”.

Trudno również zrozumieć, z politologicznego punktu widzenia, co wpłynęło na tak drastyczny przepływ elektoratu w marcowym sondażu. Dlaczego przy 5 proc. spadku PiS i 10 proc. wzroście poparcia Platformy, równie, a może nawet bardziej prounijna Nowoczesna stoi w miejscu? Podobnie jak poparcie PSL i SLD i tylko nieznaczne przetasowania u Kukiza i RAZEM? Kim jest owe 10 proc. nowych zwolenników Schetyny? Czyżby rozczarowanymi wyborcami Prawa i Sprawiedliwości? Teza co najmniej wątpliwa, co nie znaczy, że niezgodna z prawdą. Potrzeba jednak więcej niż jednego badania i więcej czasu, aby zrozumieć głębsze przyczyny owej sondażowej ruletki.

Jakbyśmy nie analizowali jej wyników, jedno nie ulega wątpliwości - po szczycie w Brukseli coś w polskiej polityce wyraźnie tąpnęło. Naruszone zostało status quo, w którym PiS praktycznie zawsze wyprzeda PO i .N o tyle, że nawet połączone siły obu partii nie są w stanie odsunąć prawicy od władzy. Z takiego stanu rzeczy należy się jedynie cieszyć, bo zmobilizuje on obie strony sporu do większego zaangażowania, wysiłku i realnego zabiegania o głosy wyborców. Jeśli sondaże do czegokolwiek się przydają, to może właśnie na tym polega ich siła i słabość jednocześnie. Rozsądny lider zorientuje się dzięki nim, kiedy przychodzi czas na ofensywę i zmianę kursu, krótkowzroczny natomiast spocznie na laurach i przegra, dopełniając cykl doboru naturalnego w polityce. Zatem bez przesadnej ekscytacji i nadmiernego fatalizmu poczekajmy, kto okaże się tym pierwszym a kto tym drugim. Dzisiaj z całą pewnością przewidzieć się tego nie da.

Marcin Makowski - dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy" oraz Wirtualnej Polski. Współpracuje z Radiem Kraków. Z wykształcenia historyk i filozof. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Szczecińskim oraz Polskiej Akademii Nauk. Twitter @makowski_m

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
sondażpogrzegorz schetyna
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)