Marcin Makowski: List miłosny Jarosława Kurskiego do Donalda Tuska, czyli ostrożnie z Twitterem
Kto na opozycji nie chciałby być pochwalonym publicznie przez Donalda Tuska? W końcu dzisiaj to najjaśniejsza gwiazda na firmamencie polskiej polityki, na którą czeka się jak na prawowitego króla, który przywróci w kraju praworządność. Chyba w podobny ton wpadł wicenaczelny "Wyborczej", gdy zobaczył taki wpis na Twitterze. Szkoda, że nie był prawdziwy.
Szczerze? To jedna z lepszych rzeczy, jakie wydarzyły się na Twitterze od dłuższego czasu. Wicenaczelny największego dziennika w Polsce podaje dalej komentarz pod jego postem, w którym "Donald Tusk" składa wyrazy uznania wobec "porażającego obiektywizmu Gazety Wyborczej". Dziecko na kilometr zauważyłoby w tym wszystkim fejka, ale nie widzi go lider medialnego imperium, który na każdym kroku podkreśla swoją szczerą i apolityczną walkę o państwo prawa oraz profesjonalizm.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Po pierwsze, w oczy rzuca się dziwna nazwa konta DonalT75296330 (sic!). Po drugie, konto nie było zweryfikowane (nie miało obok nazwy niebieskiego "ptaszka", potwierdzającego autentyczność profilu osoby publicznej). Po trzecie, każdy kto zna wpisy Donalda Tuska (a panowie są ponoć na "Ty", więc Kurski znać powinien), wiedziałby, że były premier nie wyraża publicznie tak bezpośredniego poparcia, nie odpisuje pod innymi postami, nie używa dziwnych czerwonych wykrzykników, stosowanych zazwyczaj przez posłów opozycji, gdy pisząc "BUM!", ujawniają kolejną aferę rządu. No i po czwarte, to grafomaństwo i wazaliniarstwo zupełnie obok Tuska nie stało, to za sprytny polityk, żeby się tak podkładać.
I co mamy na samym końcu tej piramidy sygnałów ostrzegawczych? Decyzję, żeby ten fejkowy post udostępnić z łzawą inwokacją do Donalda, pełna wielkich słów o obronie liberalnych wartości, walce o wolność słowa, charakterze i wspaniałym zespole "Wyborczej". Czyli na chwilę Jarosław Kurski odsłonił to, co zawsze chciał powiedzieć na głos. On nie czeka na "powrót standardów", tylko na powrót status quo, w którym "Gazeta" - tak jak dzisiaj niektóre media prawicowe i TVP, była pupilkiem władzy, nikt nie naruszał jej strefy komfortu, a dziennikarzom przyznawano państwowe odznaczenia, nawet gdy do Pałacu Prezydenckiego przychodzili z dżinsach, crocksach i wymiętej koszuli (prawdziwa historia Adama Michnika). Pragnienie jakiejkolwiek pochwały, wyłączyło mechanizmy kontrolne do tego stopnia, że dziennikarz utożsamił się politycznie z szefem Rady Europejskiej w kontrze do "drugiej strony".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Cóż, potknięcia zdarzają się każdemu, ale tutaj być może leży smutna konkluzja tego jakże zabawnego tweeta. Większość polskich mediów jest chora w sposób systemowy. Czasami tylko zmieniają się miejscami z klakierów władzy, na klakierów opozycji, która będzie przyszłą władzą. I jedni i drudzy, w chwilach szczerości, polityków traktują w roli sojuszników i przyjaciół, a nie w kategoriach ludzi opłacanych z naszych podatków, którym trzeba patrzeć na ręce. Może skończmy wreszcie z udawaniem, że komuś tutaj faktycznie zależy na demokracji.
Marcin Makowski dla WP Opinie