PublicystykaMarcin Makowski: Kaczyński stawia prezydenta Dudę w szachu. Odpowiedź przesądzi o jego przyszłości

Marcin Makowski: Kaczyński stawia prezydenta Dudę w szachu. Odpowiedź przesądzi o jego przyszłości

Jeśli ktoś zastanawiał się jaka atmosfera zapanowała po wetach Andrzeja Dudy pomiędzy Pałacem Prezydenckim a Nowogrodzką, dziś ma już jasność. Jarosław Kaczyński w obszernym wywiadzie dla TV TRWAM nie pozostawił wątpliwości - weta były poważnym błędem prezydenta, który zostanie mu zapomniany, jeśli zaproponowane reformy okażą się ”stanowcze i radykalne”. Andrzej Duda stanął tym samym przed najtrudniejszym wyzwaniem swojej prezydentury, które zadecyduje o jego szansach w następnych wyborach.

Marcin Makowski: Kaczyński stawia prezydenta Dudę w szachu. Odpowiedź przesądzi o jego przyszłości
Źródło zdjęć: © PAP
Marcin Makowski

Gdyby dyskutować o polskiej polityce używając terminologii szachowej, prezydenckie weta w sprawie Sądu Najwyższego oraz Krajowej Rady Sądownictwa były jak gambit. Andrzej Duda poświęcił dobre relacje z byłą partią, w zamian licząc na wzmocnienie swojej pozycji, budowanie wizerunku męża stanu albo po prostu pokrzyżowanie planów centralizacji władzy w rękach Zbigniewa Ziobry, z którym w przeszłości nie miał najlepszych relacji. Bez względu na intencje, musiał mieć świadomość, że będzie to ruch decydujący o przyszłości i wyniku wyborów w 2020 roku. Chyba właśnie tak odczytał zachowanie prezydenta Jarosław Kaczyński, który w wywiadzie dla telewizji TRWAM ustawił Andrzeja Dudę w szachu, przypominając miejsce w szeregu. ”To był błąd” - stwierdził wprost prezes Prawa i Sprawiedliwości mówiąc o zachowaniu prezydenta - i to błąd jego zdaniem tym większy, że zniweczył on sukces wizerunkowy Polski, który udało się osiągnąć podczas wizyty Donalda Trumpa. Wydawało się, że opozycja jest w rozsypce, spokojnie będzie można zacząć parlamentarne wakacje, tymczasem przyszło wystąpienie prezydenta, w którym zażądał głosowania większością 3/5 głosów na część sędziów KRS. ”Myśmy się zgodzili, sądząc, że to będzie podpisane. Później mieliśmy drugą niespodziankę i doszło do kryzysu” - podsumował Kaczyński.

Zupełna przebudowa kraju

W jego głosie wyraźnie słychać było rozczarowanie, ale jednocześnie od początku rozmowy zakreślona została granica krytyki poczynań prezydenta, poza którą nikt w PiS-ie (jeszcze) nie może się wychylić. ”Nie mogę się zgodzić z dziennikarzami wspierającymi nas, mówiącymi ’niczego nie mówmy, wszystko załatwiajmy w czterech ścianach’. Szanuję prezydenta ale moim obowiązkiem jest powiedzieć, że to był bardzo poważny błąd, ale na tym trzeba skończyć. Doprowadzić do tego, aby to był jedynie incydent” - zaapelował były premier. Tym samym ustalił reguły gry oraz dał prezydentowi możliwość dogonienia taborów Dobrej Zmiany. Jej celem, co Kaczyński wielokrotnie i stanowczo podkreślał, nie jest bowiem połowiczna zmiana, ale ”zupełna przebudowa naszego kraju, aby odrzucić to wszystko, co zostało po komunizmie i co było złego w ostatnich 28-latach”.

Nie da się jednak tego zrobić obchodząc się delikatnie z obecnym wymiarem sprawiedliwości, który dla prezesa PiS jest synonimem patologii i zepsucia. Na czele tego procesu stoi Sąd Najwyższy, który tolerował funkcjonowanie mafii vat-owskich, gwarantował nietykalność sędziom stalinowskim, tolerował upartyjnianie państwa. ”Ta instytucja musi być radykalnie zmieniona” - powiedział jednoznacznie prezes, podkreślając przy tym, że twierdzenia części prawicowych publicystów o niekonstytucyjności reform, szkodzą sprawie. ”(…) robimy to, co powinno być zrobione po 1989 roku. Nie było do tego warunków politycznych. W latach 2005-2007 nie było takiej sytuacji, nie było większości” - zadeklarował Jarosław Kaczyński.

Ultimatum dla prezydneta

Wycieczek w kierunku części obozu prawicy i prezydenta było zresztą znacznie więcej. To, co wybijało się na plan pierwszy to ogromny zawód, z jakim szef partii przyjął postawę całego Pałacu Prezydenckiego, którzy przy braku komunikacji z rządem, wykazał się również brakiem woli na znalezienie kompromisu w sprawie ustaw reformujących sądownictwo. ”Można było wybrać drogę porozumienia - dlaczego wybrano tą, jaką wybrano - nie wiem. Przeszłości się nie cofnie, idźmy dalej, musimy załatwiać kolejne sprawy i one muszą być załatwione” - odparł Kaczyński, dodając, że w tej chwili cała odpowiedzialność za ”radykalną reformę wymiaru sprawiedliwości” spoczywa na barkach prezydenta Andrzeja Dudy.

To właśnie ten fragment ”Rozmów niedokończonych” wydaje się kluczowy do zrozumienia i prognozowanie dalszej dynamiki relacji Pałac Prezydencki - Nowogrodzka. O ile prezes wskazał błąd Andrzeja Dudy, o tyle pilnował się, by nie mówić o jego winie. Ta może zostać nadal odkupiona, ale za koszt radykalnego policzenia się z ”klikami prawniczymi”. Pod tym względem Jarosław Kaczyński wydaje się oczekiwać być może bardziej zawoalowanego, ale jednak powrotu do opcji twardego resetu Sądu Najwyższego, którego obronę nazwał nie tylko ”wielkim złem”, ale również uznał, że ten, kto ”(…) mówi, że da się to zreformować częściowo błądzi moralnie, politycznie i pod każdym innym względem”. Takie postawienie sprawy wygląda na jasne ultimatum.

Krok na miarę przyszłej kadencji

Tym samym Andrzej Duda staje przed największym wyzwaniem swojej prezydentury, które w przeciągu dwóch miesięcy (tyle dał sobie na przygotowanie własnych projektów reform), zadecyduje o jej przyszłości i starcie z list konkretnej partii. Jarosław Kaczyński nie pozostawił wątpliwości, że powrót do najbardziej kontrowersyjnego zapisu projektów ustaw, tj. skrócenia kadencji sędziów, musi pozostać w mocy. Wyraźnie bronił jego konstytucyjności w studio TV TRWAM powołując się m.in. na art. 4 konstytucji mówiący o zwierzchności ludu (a pośrednio Parlamentu) nad innymi władzami.

Prezydent został postawiony pod polityczna ścianą. Albo w zmienionej formie wróci do tego co było i naprawi ”złamanie publicznej obietnicy”, albo będzie musiał pójść na otwartą wojnę z PiS-em, która będzie niewątpliwie najgorszym i najbardziej wyniszczającym scenariuszem dla obu stron. Jarosław Kaczyński nie pozostawił trzeciej opcji, powtarzając w nieco bardziej stonowany sposób zarówno narrację min. Jarosława Zielińskiego o zmanipulowanych protestujących (których prezydent docenił), jak również argumentację min. Michała Wójcika oraz Patryka Jakiego o konieczności radykalnej reformy i błędzie Pałacu, który spowolnił tempo zmian ustrojowych.

Nie zwalniać tempa

Parafrazując słowa marszałka Piłsudskiego, całe wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego oraz siedzącego u jego boku ministra Mariusza Błaszczaka brzmiało jak passus: ”Dobra Zmiana będzie radykalna, albo nie będzie jej wcale”. Dotyczy to postawy wobec Komisji Europejskiej, w stosunku do żądań której nie można ulec, ale również innych obszarów funkcjonowania państwa, które zostaną wzięte w przyszłości na celownik reform. Pod tym względem na pierwszy plan wysuwa się sprawa dekoncentracji mediów, w stosunku do której ”będzie silny opór” oraz reforma służb specjalnych oraz służb zagranicznych. Oprócz tych zagadnień, w kolejce czekają ”pewne zmiany personalne”, ”uszczelnienie systemu podatkowego” oraz ”wiele do zrobienia w poszczególnych ministerstwach, np. w resorcie kultury”.

Jeśli ktoś się łudził, że w połowie kadencji Prawo i Sprawiedliwość postawi na wygaszanie frontów, po wywiadzie Jarosława Kaczyńskiego musi porzucić tę nadzieję. Wszystkich dalekosiężnych reform nie da się jednak zrobić ”mając bałagan w sądach”. Jeśli Andrzej Duda nie odczyta tego jednoznacznego przesłania i nie zastosuje się do woli prezesa, będzie w jego oczach, oraz w oczach twardego elektoratu, pierwszym hamulcowym Dobrej Zmiany. Jak stwierdził prezes, w tej chwili trwa ”najazd barbarzyńców na polskie życie publiczne”, który trzeba odeprzeć. Skoro tak, nie bierze się jeńców i nie toleruje maruderów. Czy prezydent podgoni tabory?

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Andrzej Dudakrssąd najwyższy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)