Marcin Makowski: Grypa groźniejsza od ISIS? Z terroryzmem nie wygramy gryząc własny ogon
Kolejny zamach terrorystyczny i kolejna fala przewidywalnych do bólu komentarzy. Jeden z dziennikarzy, którego wiadomość o ataku w Barcelonie zastała w studio telewizyjnym powiedział, że to już trzeci program, w którym przyszedł komentować politykę, a przed wejściem na antenę trzeba było zmienić temat. Przyzwyczajamy się do rytualnych potępień, bagatelizowania albo straszenia skalą napływu imigrantów oraz ekspansją islamu. Sierakowski twierdzi, że grypa zabiła więcej osób niż terroryści. Pawłowicz, że podobny los Polsce przygotuje Platforma. Dziewulski, że ataków nie da się przewidzieć. Pora wyjść z ideowej strefy komfortu.
Jest dokładnie ta sama godzina i ten sam dzień - czwartek, 18:42. Na antenie TVP Info oraz TVN24 sklejane z materiałów pozyskanych z mediów społecznościowych relacje z miejsca zamachu w Barcelonie. Wiadomo już, że poszkodowanych są dziesiątki, nie żyje najprawdopodobniej kilkanaście osób. I jak w jakimś internetowym memie - choć nikomu nie jest do śmiechu - TVN podaje: ”Furgonetka wjechała w tłum”, TVP natomiast: ”Zamachowiec wjechał w ludzi”. Różnica z pozoru semantyczna, ale wystarczyło posłuchać narracji zaproszonych gości, poczytać komentarze w internecie i okazuje się, że nawet na tym polu mamy z góry ustalone pozycje, zestawy rytualnych gestów, przewidywalnych wniosków.
Grypa groźniejsza niż terroryzm
Sławomir Sierakowski, złapany w programie ”Tak jest” nieco z przypadku, mówiąc o zamachu na La Rampla stwierdził, że terroryzm nie jest w Europie niczym nowym. W zasadzie również w II Rzeczpospolitej i wcześniej, podczas działalności niepodległościowej, Polacy także posuwali się do działalności terrorystycznej, chociaż jej cele były inne od tzw. Państwa Islamskiego. Następnie dodał, że: "ilość ofiar terroryzmu jest nieporównywalna z ofiarami grypy, już nie mówiąc o wypadkach samochodowych”. Ciekawe dlaczego podobnej retoryki nie słyszeliśmy z ust lewicowego publicysty po nazistowskim zamachu w Charlottesville? Zostawmy jednak tę kwestię na boku. Chwilę później, gdy hiszpańskie służby były na tropie innych terrorystów z Daesh, którzy zamierzali wysadzić się z pasami Szahida, Renata Grochal z ”Newsweeka” opowiadała, że Hiszpanie wcale nie boją się islamskich uchodźców. Wręcz przeciwnie - wie, bo była niedawno na wakacjach w Madrycie - że zbierają dla nich żywność i leki, a w goóle żyją w symbiozie.
W tym duchu argumentowali również poseł Jan Grabiec z Platformy Obywatelskiej oraz były europarlamentarzysta PiS - Marek Migalski. Grabiec stwierdził, że islam w Hiszpanii istnieje od ponad tysiąca lat i jakoś nie ma problemu. Natomiast ”Pomysł PiSowców: zamknąć granice, jest po prostu absurdalny”. Jak się owi islamiści w Hiszpanii znaleźli i czym była rekonkwista, tego już poseł nie wyjaśnił. Z kolei Migalski w swoim stylu bagatelizował skalę ataku. ”W długi weekend Polacy zabili na polskich drogach 30 Polaków. To info dla ’przerażonych skalą zamachu’ w Barcelonie. #2RazyWięcej" - stwierdził na Twitterze. W sumie czego tu się bać, prawda? Groźniejszy Polak za kółkiem niż żołnierz Daesh w ciężarówce. Nie zabrakło przy tym rytualnych już telefonów do Jerzego Dziewulskiego, który stwierdził, że ”z terroryzmem nie da się realnie i skutecznie walczyć, bo jest nieprzewidywalny”, i tak dalej.
Wszystkiemu winna Platforma
Z kolei z drugiej strony jeszcze zanim ustalono sprawców i zakończyła się obława na zbiegłych zamachowców, część prawicowych komentatorów oraz polityków miała już gotowe diagnozy, recepty i rozpisywała się w potępieniu nieudolnej polityki lewicowych eurokratów. ” I co, PO-wscy prezydenci Gdańska, Poznania, Warszawy i innych miast, ile ofiar potrzeba, byście przestali wreszcie kombinować - na złość Polakom - w sprawach zbrodniczego ’ubogacania’ niewinnych ludzi?” - grzmiała na Facebooku Krystyna Pawłowicz z Prawa i Sprawiedliwości. Nawet w takiej chwili ofiary z Barcelony zostały użyte do doraźnej wojenki podjazdowej w polskiej polityce.
Bez względu na polityczne afiliacje i ideowe skrzywienia, martwi, smuci i po prostu męczy stupor, w jaki popadła europejska cywilizacja. Bezradna wobec zorganizowanego chaosu i brutalności, którą na jej własnej ziemi zaczęli epatować islamscy terroryści. ” Każdy kraj jest bezpieczny do momentu, w którym dojdzie do zamachu” - stwierdził szef PO Grzegorz Schetyna dodając, że terroryści chcieliby "abyśmy zamknęli wszystkie granice i byli sparaliżowani”. Natomiast my nie możemy się obawiać przyjmowania uchodźców, bo ”ofiarom wojny należy pomagać”. To wszystko prawdziwe i szczytne, ale coraz bardziej rozmijające się z rzeczywistością. A przez to, czyniące nas, Europejczyków, niezdolnych do zatrzymania procesu, który trzyma kontynent w nieustannym stanie podwyższonego ryzyka.
Ideowe strefy komfortu
”Myśleliśmy, że IS uzna ryzyko takiego manewru za zbyt duże. Teraz wiemy, że w przypadku IS musimy się jeszcze dużo nauczyć. Chociaż IS nie potrzebował umieszczać swoich ludzi pomiędzy uchodźcami, zrobił to, by zademonstrować swoją siłę” - powiedział szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji Hans-Georg Maassen, w niedawnym wywiadzie dla "Welt am Sonntag”. Jednocześnie przyznał, że niemieckie służby nie doceniły skali procederu i faktycznie - otwierając drzwi dla mas imigrantów, którzy nie byli w żaden sposób kontrolowani - wpuszczono również wielu bojowników ISIS. Może właśnie w takich głosach, spóźnionego, ale jednak rozsądku, należy dzisiaj szukać wskazówek na przyszłość? Bez ideowego radykalizmu i bagatelizowania problemu, pragmatycznie i metodycznie przystąpić do uszczelniania granic, stabilizowania Afryki i Bliskiego Wschodu, zmniejszenia świadczeń socjalnych i zaprzestania łudzenia kogokolwiek, że wystarczy przypłynąć do Europy, aby żyć w komforcie na koszt państwa.
Andrzej Morozowski powiedział w TVN24 chwilę po informacji o zamachu, że od pewnego czasu francuscy komandosi walczący w Afryce i na Bliskim Wschodzie mają rozkaz strzelania do każdego terrorysty, który pochodzi z Francji. Nie negocjowania, chwytania, osądzania w kraju i szukania dowodów winy. Po drugiej stronie karabinu znajduje się ich rodak służący tzw. Państwu Islamskiemu - wyrok jest jeden. Na koniec swojego wywodu zapytał gości, czy to moralne i czy Europa nie zaczyna stosować metod terrorystów. Otóż nie, panie Andrzeju. To jest wojna. Prowadzona na inną skalę, innymi metodami, z trudnym do określenia przeciwnikiem, ale jednak wojna. Pora, abyśmy to sobie wszyscy uświadomili i przestali tkwić w ideowych strefach komfortu.
Marcin Makowski dla WP Opinie