Publicystyka"O jednego prezydenta za dużo" - już wiadomo, co Juncker miał na myśli

"O jednego prezydenta za dużo" - już wiadomo, co Juncker miał na myśli

Gdy w maju tego roku Donald Trump gościł w Brukseli, Donald Tusk pozwolił sobie przed kamerami na niewinny żart. ”Panie prezydencie, czy wie pan, że mamy w tym momencie dwóch prezydentów w Unii Europejskiej?” - zapytał. ”Wiem” - odparł Trump, na co stojący obok Jean Claude Juncker błyskawicznie odpowiedział: ”O jednego za dużo!”, wskazując Tuska palcem. Już wiemy, co miał na myśli.

"O jednego prezydenta za dużo" - już wiadomo, co Juncker miał na myśli
Źródło zdjęć: © PAP/EPA
Marcin Makowski

14.09.2017 | aktual.: 14.09.2017 13:10

”Król Unii”, ”jeden z najważniejszych polityków Europy, przed którym otwierają się salony świata”, słynne ”27:1” i niemal niezachwiany mandat w oczach unijnych przywódców. Tak, a momentami jeszcze bardziej optymistycznie, polska opozycja przedstawiała Donalda Tuska, który na fotelu przewodniczącego Rady Europejskiej niczym wytrawny strateg wytyczał kierunek rozwoju Wspólnoty, a gdy trzeba było, groził palcem Jarosławowi Kaczyńskiemu. Cóż za ironią jest zatem fakt, że nie kto inny jak również nielubiany przez polską prawicę Jean Claude Juncker, podczas środowego orędzia podsumowującego stan Unii Europejskiej zaproponował… likwidację stanowiska byłego polskiego premiera.

Sternik Unii

Jak stwierdził szef Komisji Europejskiej, ”Unia potrzebuje dzisiaj jednego sternika”, tak, aby jej decyzje i polityka była bardziej spójna i zrozumiała. Dodał przy tym, że bardzo ceni swojego przyjaciela Donalda Tuska i jego propozycja nie ma charakteru personalnego. No ale gdyby przy okazji się udało, to wiadomo, lepiej dla wszystkich wypadnie, gdy to akurat szef Komisji Europejskiej przejmie jego kompetencje. Tym samym okazało się jasne co Juncker miał na myśli, gdy w maju w Brukseli mówił, że w Unii ”mamy o jednego prezydenta za dużo”.

Tym samym szef Komisji Europejskiej wpisał się zupełnie niechcący z postulaty europarlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości, którzy tak jak prof. Zdzisław Krasnodębski już w lutym tego roku apelowali o fuzję obu stanowisk. Pomijając już kwestię wewnątrzpolskiej polityki, wydaje się, że pomysł ten ma wiele plusów oraz likwiduje problem wyboru przewodniczącego RE w połowie kadencji przewodniczącego KE - co samo w sobie wprowadza chaos w strukturach unijnej dyplomacji.

W dużym skrócie bowiem, stanowisko które obecnie piastuje Donald Tusk jest czymś w rodzaju MSZ-u Unii, a Rada Europejska głównym organem, który reprezentuje na zewnątrz zagraniczne interesy oraz kwestie bezpieczeństwa Wspólnoty. Przewodniczący Komisji Europejskiej zajmuje się natomiast wyznaczaniem komisarzy, stanowi prawo wspólnotowe, zarządza obradami KE, negocjuje traktaty. Nietrudno sobie wyobrazić, że kompetencje Tuska i Junckera w pewnych miejscach przeplatają się, w innych natomiast wchodzą ze sobą w konflikt. Były polski premier podchodzący do swojego kolegi i zakładający mu marynarkę przed konferencją prasową, choć nieświadomie, zobrazował tym samym relację, które panują pomiędzy Radą Europejską a Komisją. Szef pierwszej wybierany jest na dwa lata i sześć miesięcy, szef drugiej na pięć lat. Wiadomo zatem, kto rozdaje karty.

Tusk na prezydenta?

Trudno nie zgodzić się z Junckerem, że Unia w czasie swojego największego kryzysu musi zewrzeć szeregi i uprościć - jak mówią amerykańscy dowódcy - ”chain of command”. Jasnej i klarownej linii dowodzenia oraz odpowiedzialności za poszczególne odcinki ”frontu”. Światowi przywódcy muszą wiedzieć z jaką sprawą i do kogo przyjść. Czy do szefa Rady Europejskiej, którego kadencja jest krótka, a może za jego plecami dogadywać się z Komisją Europejską? Recepty na rozwiązanie tego pata są dwie. Jedną zaproponował Juncker, druga zakłada wydłużenie kadencji przewodniczącego RE również do pięciu lat.

Co, jeśli to pierwszy scenariusz wejdzie w życie? Z perspektywy Unii oznacza to konsolidację, a z perspektywy Polski? Niech odpowie Grzegorz Schetyna. - Jeżeli wygramy wybory parlamentarne, to w sposób naturalny będzie kandydatem w wyborach prezydenckich, które będą w maju - mówił w Radiu Zet lider PO, pytany w internetowej części programu o Donalda Tuska. - Tusk to tchórz, nie wystartuje w wyborach prezydenckich, jeśli będzie szansa, że przegra - mówił z kolei na antenie TVP Info Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. Czas pokaże, kto miał rację.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Zobacz także
Komentarze (0)