Marcin Dubieniecki przyznaje, że Jarosław Kaczyński otrzymał pismo w jego sprawie
Jarosław Kaczyński został poproszony o przyjrzenie się sprawie Marcina Dubienieckiego. O wszystkim wiedział sam zainteresowany. Według niego nie ma znaczenia, że kiedyś byli rodziną.
20.09.2017 | aktual.: 20.09.2017 11:35
Sprawa Marcina Dubienieckiego ciągnie się od dwóch lat, kiedy to został zatrzymany przez CBA pod zarzutem kierowania zorganizowaną grupą przestępczą i wyłudzania pieniędzy. Miało dojść do oszustwa finansowego na kwotę 14 mln złotych, które należały do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Były mąż Marty Kaczyńskiej spędził w areszcie 14 miesięcy. Jednak akt oskarżenia nadal nie trafił do sądu.
Marcin Dubieniecki w rozmowie z TVN24 odniósł się do sprawy pisma do Jarosława Kaczyńskiego, po którym prezes PiS-u miał wystąpić o dostęp do akt sprawy.
W lutym "Newsweek" ujawnił, że Jarosław Kaczyński miał interweniować w jego sprawie. Według tygodnika, prezes PiS miał wysłać do Zbigniewa Ziobry pismo, do którego dołączył list z dziewięcioma pytaniami od obrońcy podejrzanego Łukasza Rumszeka.
Wtedy Marcin Dubieniecki na pytanie Wirtualnej Polski, czy prosił o pomoc Jarosława Kaczyńskiego odpowiedział, że "nigdy nie zabiegał o wywieranie poza procesowego wpływu na bieg postępowania przez kogokolwiek"
"Pismo nie było do prezesa PiS, ale do zwykłego posła"
W rozmowie z TVN24 przyznał, że pismo do Jarosława Kaczyńskiego w jego sprawie zostało wysłane. Jednak nie zrobił tego sam Marcin Dubieniecki, ale jego adwokat. A samo pismo nie było skierowane do Jarosława Kaczyńskiego jako prezesa PiS, ale zwykłego posła.
Marcin Dubieniecki przyznał, że wiedział o tym, ponieważ po jego wyjściu z aresztu były wysyłane różne pisma w tej sprawie. Dostali je m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich i Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
On sam twierdzi, że nie ma znaczenia to, iż kiedyś Jarosław Kaczyński był jego rodziną i zakłada, że decyzja Jarosława Kaczyńskiego wynika z tego, że pismo było przekonujące. Zapewnił też, że nie było to wykorzystywanie koneksji rodzinnych, bo "nie taki był zamysł tego pisma".
W programie jego adwokat dodał, że Jarosław Kaczyński miał zainteresować się tylko tym, dlaczego w śledztwie było tak wiele uchybień.