Marcin Dubieniecki przyznaje, że Jarosław Kaczyński otrzymał pismo w jego sprawie
Jarosław Kaczyński został poproszony o przyjrzenie się sprawie Marcina Dubienieckiego. O wszystkim wiedział sam zainteresowany. Według niego nie ma znaczenia, że kiedyś byli rodziną.
Sprawa Marcina Dubienieckiego ciągnie się od dwóch lat, kiedy to został zatrzymany przez CBA pod zarzutem kierowania zorganizowaną grupą przestępczą i wyłudzania pieniędzy. Miało dojść do oszustwa finansowego na kwotę 14 mln złotych, które należały do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). Były mąż Marty Kaczyńskiej spędził w areszcie 14 miesięcy. Jednak akt oskarżenia nadal nie trafił do sądu.
Marcin Dubieniecki w rozmowie z TVN24 odniósł się do sprawy pisma do Jarosława Kaczyńskiego, po którym prezes PiS-u miał wystąpić o dostęp do akt sprawy.
W lutym "Newsweek" ujawnił, że Jarosław Kaczyński miał interweniować w jego sprawie. Według tygodnika, prezes PiS miał wysłać do Zbigniewa Ziobry pismo, do którego dołączył list z dziewięcioma pytaniami od obrońcy podejrzanego Łukasza Rumszeka.
Wtedy Marcin Dubieniecki na pytanie Wirtualnej Polski, czy prosił o pomoc Jarosława Kaczyńskiego odpowiedział, że "nigdy nie zabiegał o wywieranie poza procesowego wpływu na bieg postępowania przez kogokolwiek"
"Pismo nie było do prezesa PiS, ale do zwykłego posła"
W rozmowie z TVN24 przyznał, że pismo do Jarosława Kaczyńskiego w jego sprawie zostało wysłane. Jednak nie zrobił tego sam Marcin Dubieniecki, ale jego adwokat. A samo pismo nie było skierowane do Jarosława Kaczyńskiego jako prezesa PiS, ale zwykłego posła.
Marcin Dubieniecki przyznał, że wiedział o tym, ponieważ po jego wyjściu z aresztu były wysyłane różne pisma w tej sprawie. Dostali je m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich i Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
On sam twierdzi, że nie ma znaczenia to, iż kiedyś Jarosław Kaczyński był jego rodziną i zakłada, że decyzja Jarosława Kaczyńskiego wynika z tego, że pismo było przekonujące. Zapewnił też, że nie było to wykorzystywanie koneksji rodzinnych, bo "nie taki był zamysł tego pisma".
W programie jego adwokat dodał, że Jarosław Kaczyński miał zainteresować się tylko tym, dlaczego w śledztwie było tak wiele uchybień.