Marchewka dla mięsa armatniego. Tak Putin próbuje zwiększyć rosyjską armię
Kreml ogłosił sukces. Do armii - w zakończonym właśnie wiosennym poborze - trafiło rekordowe 150 tys. rekrutów. Putin obiecuje, że przynajmniej przez pierwszy rok, nie trafią na front. To nie wystarczy, by zrealizować zakładany plan.
21.07.2024 13:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pobór trwał od 1 kwietnia do 15 lipca i był największym od ośmiu lat. Nie jest to zaskoczeniem, bo z każdym kolejnym rosła liczba wcielanych do armii. Przykładowo w zeszłorocznym wiosennym poborze zrekrutowano 147 tys. Rosjan. Obecny rekord zostanie więc zapewne szybko pobity.
Zwiększyła się liczba rekrutów, ale zwiększył się również wiek poborowych. W lipcu 2023 roku Putin podniósł górną granicę o 3 lata - z 27 do 30. Poprawiło to jednak tylko nieznacznie stan osobowy, bo straty powodują, że liczebność armii nadal jest niewystarczająca, a przecież jej zapotrzebowanie będzie wzrastać. To dlatego, że docelowo ma liczyć 1,5 mln żołnierzy.
Tymczasem w samej Ukrainie zaangażowanych jest pół miliona żołnierzy, a do ochrony państwa pozostało ich nieco ponad 600 tys. Już teraz z żołnierzy ogołocone są niektóre garnizony na Kaukazie i Dalekim Wschodzie. Dlatego zmiany w wieku poborowych nie były jedynymi. Poprawki w przepisach dotyczących rejestracji wojskowej w Rosji obejmują również zakaz opuszczania kraju przez osoby, które otrzymają powołanie do wojska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kreml zapewnia: nie traficie na front
Drastyczne ruchy władz łatwo wytłumaczyć stratami na froncie. W raporcie z 25 maja 2024 roku Ukraińcy twierdzili, że od początku konfliktu wyeliminowali (zabici, ranni, zaginieni i wzięci do niewoli) 505 tys. Rosjan.
A przecież Putin stoi obecnie w obliczu najwyższego wskaźnika strat w swojej armii. Według szacunków podanych w połowie lipca przez brytyjskie Ministerstwo Obrony tylko w maju i czerwcu ponad 70 tys. rosyjskich żołnierzy zginęło lub zostało rannych.
"W 2024 r. straty rosyjskie utrzymywały się na wysokim poziomie, a w maju średnie straty personelu rosyjskiego wynosiły ponad 1200 dziennie – najwięcej od początku wojny" - można przeczytać w raporcie.
Mimo to Kreml nie planuje wysyłać poborowych ani na okupowane tereny Ukrainy, ani na front. Obecnie szkoleni mają odbudować zdolności mobilizacyjne armii, a żołnierze, którzy chcą w niej pozostać i podpisali długoterminowe kontrakty, będą wysyłani do ochrony granic i zadań niebojowych. Przynajmniej przez pierwszy rok.
Wedle analityków z amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną, decyzja jest spowodowana obawą, że w społeczeństwie może wzrosnąć niezadowolenie ze sposobu prowadzenia wojny. Dlatego armia nadal opiera się na mobilizowaniu rezerwistów po 30. roku życia.
Marchewka dla nowych żołnierzy
Kreml i rosyjskie Ministerstwo Obrony dokładają wszelkich starań, aby uniknąć nowej mobilizacji. Ta, wbrew pozorom stwarzanym przez propagandę, nie jest powszechnie aprobowana. Dlatego władze wszelkimi sposobami podsuwają kandydatom na mięso armatnie marchewkę. Kusi się na nią miesięcznie około 30 tys. Rosjan.
Tajemnica tkwi w pieniądzach - za samo podpisanie kontraktu ochotnicy otrzymują równowartość ok. 9 tys. zł. Do tego w całej Federacji ochotnicy otrzymują do 50 proc. rekompensaty za czynsz i utrzymanie mieszkania oraz zwolnienie z podatku od nieruchomości.
Ponadto bonusy dodają od siebie poszczególne regiony. Np. władze Tatarstanu oferują równowartość ok. 2 tys. zł tym, którzy przekonują przyjaciół lub krewnych, aby wstąpili na ochotnika do wojska. Sami rekruci mają otrzymać z kolei równowartość ok. 65 tys. zł. jednorazowej zachęty.
Kuszeni są także obcokrajowcy głównie z byłych republik radzieckich i Afryki. Putin podpisał dekret przyspieszający nadanie obywatelstwa rosyjskiego tym cudzoziemcom, którzy podpiszą co najmniej roczny kontrakt w celu służby w wojsku lub w "formacjach wojskowych". Rosyjski paszport dostają w takim przypadku również członków najbliższej rodziny ochotników.
Według oficjalnych danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosji, o kartę pobytu ubiegało się 63,6 tys. osób, z czego przyjęto 55,4 tys. Okazało się, że liczba chętnych spadła w porównaniu do 2021 roku - było ich wtedy ponad 80 tys. Główną przyczyną spadku zainteresowania, którą wskazują wydziały konsularne, jest sytuacja na froncie.
Liczby chętnych nie zwiększa również taktyka stosowana na froncie, która przebija się do Rosjan. Kiedy odczuwalne stały się braki w doświadczonej kadry dowódczej, zaczęto stosować najprostsze metody ataku, czyli frontalne uderzenie na umocnione pozycje Ukraińców poprzedzone przygotowaniem artyleryjskim. Ze względu na liczbę ofiar te uderzenia nazywane są "atakami mięsnymi". Gdy potencjalny żołnierz sobie to wyobrazi, żadna marchewka nie pomoże.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski