Maraton pytań do Władimira Putina. Ekspert PISM ocenia słowa prezydenta Rosji
NATO buduje mur odgradzający Rosję, Zachód traktuje ją jak wasala, a na wschodzie Ukrainy walczą "ochotnicy, kierujący się głosem serca" - to niektóre z wypowiedzi prezydenta Rosji Władimira Putina, który odpowiadał na pytania dziennikarzy na corocznej konferencji. O ich ocenę poprosiliśmy Piotra Kościńskiego, eksperta PISM kierującego programem wschodnim.
18.12.2014 | aktual.: 18.12.2014 18:38
Na poczatku spotkania z przedstawicielami mediów Putin podkreślał siłę rosyjskiej gospodarki, nadwyżkę budżetową, rosnącą produkcję przemysłową, rolną. Przyznał, że sytuacja ekonomiczna się pogorszyła, ale jest to wynik "zewnętrznych czynników", a kryzys powinien być zażegnany w najgorszym wypadku za dwa lata. Ale czy Rosjanie, których będą coraz bardziej dotykać podwyżki z powodu słabnącej pozycji rubla, tyle wytrzymają i Putin nie zacznie w końcu tracić poparcia sięgającego obecnie aż 80 procent?
"Oblężona" Rosja
Według eksperta PISM nie należy się spodziewać protestów przeciwko Putinowi, nawet jeśli pogorszy się standard życia rosyjskich obywateli. - Putin będzie chciał rozgrywać kartą "zagrożenia zewnętrznego": Rosji otoczonej przez wrogów, USA i UE, pragnących doprowadzić do obalenia władzy w kraju, a wręcz jego zniszczenia - komentuje.
To właśnie w tę konwencję wpisywać się mają słowa Putina o odpowiedzialności NATO za budowę kolejnego "muru berlińskiego" oddzielającego Rosję czy wypowiedzi o tym, że Moskwa "nikogo nie atakuje", a jedynie broni własnych interesów, przy pytaniu o nową zimną wojnę.
- Zachód jest zły, wywołał niepokoje na Ukrainie, doprowadził do zamachu stanu, spowodował antyrosyjskie nastroje - opisuję putinowską retorykę Kościński i dodaje: - To odwrócenie rzeczywistości. Antyrosyjskie nastroje na Ukrainie nie zostały podsycone przez Zachód, tylko są wywołane działaniami samej Rosji. Ale wygodniej jest mówić, że to wina Zachodu, który wprowadził także sankcje, dotykające zwykłych Rosjan.
Według eksperta kremlowska propaganda już od dłuższego czasu konfrontuje wizję Zachodu, "zgniłego, liberalnego, któremu zależy tylko na pieniądzach i kontroli nad światem" oraz Rosji "kierującej się konserwatywnymi wartościami, chcącej dobrze dla siebie i otoczenia, w tym Ukrainy". I jakkolwiek przynosi to skutki w postaci poparcia ze strony rosyjskiego społeczeństwa, Putin może stracić poparcie elit, jeśli jego dalsza polityka nie będzie skuteczna.
Prezydent Rosji był nawet wprost zapytany przez jednego z dziennikarzy na konferencji, czy może dojść do przewrotu pałacowego. Odpowiedział żartem, że nie ma przecież pałacu, a jest Kreml. Czy faktycznie nie ma żadnych powodów do obaw? - Jest możliwa zmiana spowodowana przez elity, które obecnie rządzą Rosją. Nie myślę tu o partiach, odgrywających rolę systemowej opozycji, czyli komunistach i liberalnych demokratach, ale elitach ściśle powiązanych z Putinem - oligarchach, którzy korzystają na tym, że jest on u władzy - komentuje Kościński. Taki przewrót - w ocenie eksperta - byłby możliwy dopiero wówczas, gdyby Putin zaczął tracić grunt w polityce zagranicznej, wewnętrznej i na polu gospodarczym. - Wtedy może zaistnieć chęć doprowadzenia do jakieś zmiany, w tej chwili jest to niemożliwe - mówi.
"Ochotnicy" na Ukrainie
Prezydent Putin mówił także podczas spotkania z dziennikarzami o sytuacji na Ukrainie. Według niego do wybuchu wojny przyczynił się Zachód, którego dyplomaci nie wyegzekwowali porozumień lutowych między będącym jeszcze prezydentem Wiktorem Janukowyczem a przedstawicielami opozycji. Putin, zapytany wprost, ilu rosyjskich żołnierzy wysłał na wschód Ukrainy, twierdził wymijająco, że walczące tam osoby nie są najemnikami, bo nikt im nie płaci. To "ochotnicy, kierujący się głosem serca", powiedział. Kościński przypomina, że podobnie mówiono o "zielonych ludzikach" na Krymie, którzy okazali się być rosyjskimi wojskowymi. - Nie jest wykluczone, że wcześniej czy później Putin przyzna, że są tam (na wchodzie Ukrainy - red.) rosyjscy żołnierze, ale w tej chwili wygodniej jest mówić co innego - komentuje ekspert PISM. - Nawet gdyby przyprowadzić przed oblicze Putina rosyjskiego żołnierza z Donbasu, który wytłumaczyłby, że nie jest ochotnikiem, a został wysłany na rozkaz dowódcy z Rosji, to Putin będzie twierdził, że to
nieprawda - dodaje.
- Jak rosyjscy propagandziści kłamią wobec milionów ludzi, którzy czytają, słuchają czy oglądają rosyjskie media, tak samo robi to Putin. Ten sposób mówienia słyszeliśmy wiele lat temu, gdy 17 września 1939 r. Związek Radziecki szedł "na pomoc bratnim narodom", ukraińskiemu i białoruskiemu - mówi Kościński.
Niewygodne pytanie, ale nie najważniejsze
Być może najmniej wygodne pytanie Putinowi zadała Ksenia Sobczak, gwiazda rosyjskiej telewizji, córka byłego mera Petersburga, która już wcześniej krytykowała przywódcę Rosji. Dziennikarka była ciekawa oceny prezydenta m.in. na temat łamania praw człowieka w Czeczenii i podpaleń domów rodzin podejrzanych o działalność terrorystyczną. Nim Putin zaczął swoją odpowiedź, spojrzał na moderatora konferencji i powiedział: "dlaczego daliście jej mikrofon?". Co ciekawe, chwilę później głos przekazano nie dziennikarzowi, a urzędnikowi - rzecznikowi prasowemu prezydenta Czeczeni, Alwiemu Karimowi, który nazywał Sobczak "bezczelną".
W ocenie Kościńskiego to jednak nie Czeczenia jest najsłabszym punktem Rosji. Obecnie jest to gospodarka. Podkreśla on oparcie rosyjskiej ekonomii o ceny ropy i gazu, które właśnie spadają. Tymczasem przeprowadzenie reform gospodarczych byłoby - w ocenie eksperta - jeszcze trudniejsze, niż jak to się działo w przypadku planu Balcerowicza. Kościński podkreśla, że Rosja przeznacza także wielkie sumy na cele militarne. - Potrzeba więcej na zbrojenia, ponieważ Rosja prowadzi wojnę, niewypowiedzianą, negowaną przez samego Putina, ale wymagającą ogromnych pieniędzy - dodał, wyjaśniając, że z tego powodu zmniejszane są wydatki na cele socjalne.
Także sam Putin wspomniał o wydatkach na cele wojskowe podczas odpowiedzi na pytanie o odpowiedzialność za wywołanie "nowej zimnej wojny". Przypomniał on, że Rosja wydaje dziesięciokrotnie mniej na zbrojenia niż USA. Faktycznie, różnica między kwotami jest bardzo duża. Warto jednak zauważyć, że procent PKB przeznaczany na obronność w przypadku USA w 2013 r. wynosił 3,8, a w Rosji - 4,1.
Czytaj więcej:Europa rozbrojona? Na Starym Kontynencie przespano forsowne zbrojenia Rosji.
Podczas swojego wystąpienia Putin mówił również o przesuwaniu baz NATO w pobliże rosyjskich granic i planach budowy tarczy antyrakietowej. Także rok temu podczas podobnej konferencji temat tarczy budził emocje, a prezydent wyjaśniał, czy w odpowiedzi rozmieszczono w Kaliningradzie pociski Iskander. Teraz, mówiąc o tym obszarze i relacjach z sąsiednimi państwami, podkreślał, że "fobie trzeba porzucić, a współpracę rozwijać".
Czy mimo tych łagodnych słów, powinniśmy się spodziewać mniej łagodnych czynów? - Będziemy mieli do czynienia ze wzmacnianiem możliwości wojskowych Rosji w obwodzie kaliningradzkim, zwiększoną wojskową obecnością Rosjan na Białorusi, być może większą liczbą lotów maszyn wojskowych poza granice. Mogą się pojawić naciski na inne byłe republiki radzieckie, by i tam silniej obecni byli rosyjscy żołnierze. Tego rodzaje demonstracje pokazujące rosyjską siłę i chęć wykazania, że Moskwa jest gotowa na jakikolwiek atak. Jakby naprawdę ktoś chciał ją atakować - ocenia Kościński.
Rozmawiała Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska