Mama Iwony Wieczorek: mój telefon szaleje, a ludzie dzwonią jeden po drugim. Co mówią?
Chociaż od tajemniczego zaginięcia Iwony Wieczorek minęło już 7 lat, Polacy wciąż żyją tą sprawą. - Mój telefon szaleje, a ludzie dzwonią jeden po drugim. Nawet wczoraj miałam telefon od osoby, która twierdziła, że zwłok mojej córki powinno się szukać w Hiszpanii - zdradza w rozmowie z Wirtualną Polską Iwona Kinda-Wieczorek.
Pomorska policja opublikowała we wtorek nieznane dotąd opinii publicznej nagranie z monitoringu, na którym widać mężczyznę z ręcznikiem. Osoba ta wychodzi najpierw z jednego z klubów w Gdańsku (na plaży w Jelitkowie), a później idzie nadmorską alejką tuż za zaginioną. Wznowione zostały też przeszukania parku im. Ronalda Reagana, gdzie po raz ostatni była widziana Iwona Wieczorek. Czy prace w tym miejscu po tak wielu latach mają jeszcze sens?
- Sprawą zajęli się fantastyczni ludzie, nasza najlepsza specgrupa i tzw. "łowcy głów". Skoro doszli do wniosku, że niektóre miejsca w parku należy jeszcze raz przeszukać, to zakładam, że wiedzą co robią. Raczej nie przyjechali do Gdańska przedłużyć sobie urlop nad morzem. Cieszę się, że wracają do sprawy. To moja ostatnia szansa i nadzieja. Znów pojawiło się dla mnie światełko w tunelu i szansa, że ten koszmar się skończy - stwierdza Kinda-Wieczorek.
Mama zaginionej dziewczyny odnosi się również do opublikowanego ostatnio przez policję wideo przedstawiającego mężczyznę z ręcznikiem. - Oglądając to pierwsze znane wszystkim nagranie z monitoringu w ogóle go nie zauważyłam. Teraz faktycznie nasuwa się pytanie: "A może jednak?". Jest tyle hipotez, że aż trudno je zliczyć - dodaje.
Niepokojące telefony. Kto dzwoni?
Iwona Kinda-Wieczorek oprócz niewyobrażalnego stresu jaki przeżyła, musi sobie też radzić z nieustającymi telefonami. - Dzwonią zwykłe osoby, które twierdzą, że coś słyszały, coś przeczytały, coś widziały - przyznaje. Zdradza nam, że nawet dzień wcześniej dostała taki telefon. - Wprost usłyszałam, że zwłok powinnam szukać w Hiszpanii, bo ktoś z tej młodzieży miał jechać właśnie do tego kraju, a ciało mogło zostać ukryte w bagażniku. Muszę z tym na co dzień żyć, ale to już nawet nie jest przykre tylko męczące - dodaje. Wiele takich wątków i informacji kobieta sprawdzała przez lata. Wszystkie okazały się nietrafione.
Czy istnieje jeszcze szansa, że kiedykolwiek poznamy powód zaginięcia młodej dziewczyny? - Szansa jest zawsze. Nieoficjalnie mówili mi to nawet policjanci i prokuratorzy. Są przecież ludzie, którzy wiedzą, ale nie mówią - ocenia w rozmowie z WP prezes fundacji "Na Tropie" i dziennikarz śledczy Janusz Szostak. - Z drugiej strony ta sprawa zabrnęła zbyt daleko. Skopano ją na samym początku. Chodziło niestety o półświatek biznesmenów i policjantów powiązanych także z pracownikami wymiaru sprawiedliwości - dodaje
Ślad urywa się o godz. 4:12
Iwona Wieczorek zaginęła w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku w Gdańsku. 19-letnia blondynka, której zdjęcie obiegło niemal wszystkie media, przepadła bez śladu. Mimo że to jedno z najgłośniejszych zaginięć, śledczy nie ustalili, co tak naprawdę się stało. Iwona jakby rozpłynęła się w powietrzu. Gdy w lipcu 2010 roku wyszła z klubu Dream Club, pieszo ruszyła w stronę domu. Szła nadmorską promenadą w kierunku Brzeźna. Miała na sobie dwubarwny strój, a w ręku trzymała buty i torebkę.
Ślad po niej urywa się o godz. 4:12, gdy miejski monitoring zarejestrował, jak dziewczyna przechodziła w okolicy wejścia na plażę numer 63. Podobnie jak po śmierci Magdaleny Żuk, w przypadku Iwony Wieczorek w sprawę dość szybko zaangażował się znany polski detektyw Krzysztof Rutkowski. Osobiście prowadził m.in. poszukiwania na terenie Gdańska, ale po pewnym czasie wycofał się ze sprawy.