Świat"Mam wszystkie cechy, by zostać prezydentem"

"Mam wszystkie cechy, by zostać prezydentem"

W Irlandii jest strasznie, a w Polsce wspaniale. Polskie media uparły się dotąd powtarzać tę mantrę, aż w nią uwierzymy. Oprócz tego w Dublinie po staremu. Poeta został prezydentem,
a słońce tydzień temu świeciło nieustannie przez całe dwa dni, z wyjątkiem nocy. Ciekaw też jestem, co by się stało, gdybym ja został prezydentem Rzeczpospolitej. Byłbym świetny w tej roli - pisze Piotr Czerwiński w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Piotr Czerwiński

14.11.2011 | aktual.: 23.11.2011 12:24

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Dziwna moda nastała w polskiej prasie. Podobno piszą tam, że Polska jest gigantem gospodarczym, a w Irlandii trzeba grzebać w śmietnikach, żeby przeżyć. Dziennikarze z Polski przyjeżdżają do Dublina sprawdzić na polecenie macierzystych redakcji czy aby jeszcze żyjemy, i jeśli tak, to jak nam idzie grzebanie. Od pewnego czasu zgłaszają się do mnie reporterzy różnych polskich gazet, prosząc o pomoc w przygotowaniu artykułu o strasznej nędzy, w jakiej znalazła się Irlandia oraz o tym, jak dostajemy darmowe racje sera, a po naszych ulicach biegają padnięte konie. Zmęczyło mnie już trochę prostowanie tych legend, bo dziękować Bogu ani tu nędza, ani mi tu nie dają sera, ani też konia nie widziałem żadnego. Postanowiłem opowiadać, że mamy tu noc polarną, stoimy w kolejce po mleko w proszku od czerwonego krzyża, po ulicach biegają hipopotamy z zamkniętego zoo, a na kolację jadamy szczury, myszy i chomiki sąsiadów. Już widzę jak się pan prezenter w dzienniku będzie podniecał
mówiąc przy tym co dwa wyrazy i oznajmiając, że Irlandia tonie. Materiał filmowy mogą pokazać z Etiopii, by było dramatycznie.

Tak czy owak, dziennikarze z Polski przybywają tu wiedzeni chęcią poznania strasznej prawdy o Irlandii i zajechawszy na miejsce poznają straszną prawdę, że nie dzieje się tu nic strasznego. Owszem, rząd zamierza wprowadzić dodatkowe opłaty i podnieść podatki, przez co przeciętna irlandzka rodzina wyda rocznie o 600 euro więcej. Przy standardowej dwójce dorosłych na jedną przeciętną rodzinę to daje 25 euro miesięcznie i mówiąc szczerze, nie robi wielkiej różnicy w zestawieniu wszystkich regularnych wydatków. Ale mam nadzieję, że chociaż ta wiadomość pocieszy rodaków w Polsce, którzy na pewno modlą się, by nas tu trafił szlag.

Udzieliłem niedawno wywiadu dla Polskiego Radia w związku z premierą "Międzynarodu", mojej trzeciej książki i człowiek, który przyjechał do Dublina go przeprowadzać, Kuba Kukla (szacuneczek), skonstatował po jakimś czasie, rozglądając się dokoła na ulicy, że ludzie w tym mieście nie wyglądają na steranych życiem ani przygnębionych kryzysem. Obaj uznaliśmy w miarę zgodnie, że zupełnie inaczej niż w stolicy Polski, gdzie uśmiechnięty człowiek w miejscu publicznym ma opinię umysłowo chorego. No i faktycznie, przyznaję, od kiedy nie mieszkam w Warszawie, nie widuję nikogo, kto wygląda jakby chciał sobie strzelić w głowę. Choć trudno w to uwierzyć, w moich stronach ludzie są z natury weseli, bo nie mają siły być smutni. Ileż można w kółko słuchać o tym cholernym kryzysie, moi Państwo. Nie wystarczy, że on po prostu jest? Już nawet i-Ludziom tak obrzydł kryzys, że zaczęli wymyślać o nim kawały. Mnie najbardziej spodobał się ten: ilu europejskich ministrów finansów potrzeba, żeby zmienić żarówkę? Odpowiedź:
żadnego. Z żarówką wszystko jest w porządku.

Przepraszam tych z Państwa, dla których to nie brzmi jak kawał. Gdy znajdę inny, w którym będzie coś o pierdzeniu, natychmiast się z Wami podzielę.

Oprócz tego coraz więcej ludzi pyta się w Dublinie o drobne i faktycznie wcześniej się takich nie widywało. Ale co z tego? W Paryżu kloszard leży na każdym rogu, a Francja podobno uniknęła recesji. Moi drodzy, trzeba brać przykład z tych, którzy mają lepiej.

Z rzeczy dużo bardziej interesujących, którymi aktualnie pasjonuje się piśmienna połowa irlandzkiego społeczeństwa, to nowym prezydentem republiki został niejaki Michael D. Higgins, który w realu jest poetą. Wpasował się idealnie w klimat swojego kraju, który ma reprezentować przez najbliższe siedem lat. W końcu Irlandia to kraj poetów, bardów i bajarzy ludowych, zaś ze stereotypu przeciętnego irlandzkiego barda albo bajarza wynika, że wygląda jak Michael D. Higgins, który jest wesołym starszym panem i robi dobre wrażenie, jako ojciec narodu tudzież jego dziadek. Nie mam nic przeciwko temu, byśmy mieli takiego prezydenta.

Wyżej wymieniony zadeklarował co prawda, że na czas piastowania urzędu zawiesi publikacje literackie i zajmie się robotą, ale Anglicy z "Guardiana" nie wytrzymali i popełnili recenzję jego wierszy. Podsumowali ją jednym określeniem, że to kompletny bzdet. Pan się nie przejmuje, panie Higgins. Nowoczesna krytyka literacka polega na tym, że wszystko jak leci jest z konieczności nazywane bzdetami. Im bardziej zrąbią Pańskie wiersze, tym chętniej po nie sięgnę. Szkoda, że nie okrzyknęli ich kupą g... albo czymś równie okropnym. To by znaczyło, że mogą być naprawdę fantastyczne.

To dobrze, że Higgins sprawnie wpisał się w ciekawy skądinąd nurt obejmowania urzędów państwowych przez osoby publiczne z zupełnie innej puli. Myślę, że taki prezydent o wiele lepiej reprezentuje swój kraj niż pierwszy z brzegu krzykacz partyjny; w końcu to funkcja reprezentacyjna i jak wyraził się kiedyś jeden mój znajomy irlandzki dziennikarz: rola głowy państwa polega na tym, by umiał zablokować ruch drogowy, za każdym razem, kiedy pojawia się w mieście. Ten facet jest tak nudny, że nie umiałby zablokować ruchu na podjeździe do własnego domu... Z przyzwoitości daruję sobie objaśnienie, którego przywódcę tenże kolega miał na myśli.

W każdym razie taki Higgins jest dla Irlandii jak ten nie przymierzając Arnold Schwarzenegger dla Kalifornii albo Ronald Reagan dla całej Ameryki. Prezydentem wszech czasów był Vaclav Havel, a Carla Bruni takąż prezydentową.

Zastanawiałem się, kto w Polsce nadawałby się na prezydenta, żeby w pełni oddać wszystkie nasze najlepsze cechy oraz krzewić na świecie wyluzowaną polską duszę ułana pędzącą na oparach żytniówy przy mickiewiczowskim rapie. Mamy na składzie jakiegoś Havla albo Schwarzeneggera? Może kolega Pudzian by się nadał. Mógłby kończyć przemówienia, dla podkreślenia wagi swych słów waląc pięścią w stół. W innej opcji proponuję, żeby na prezydenta poszedł Krzysztof Krawczyk albo Zbigniew Wodecki. Mógłby śpiewać "Pszczółkę Maję" na posiedzeniach, czy jak tam oni nazywają te swoje mityngi. Nie najgorzej by w tej roli wypadała sama pszczółka Maja, a także oczywiście Bolek i Lolek. Chociaż to by było wtórne, bo dopiero niedawno Polska była przecież pod rządami Jacka i Placka.

Ciekaw też jestem, co by się stało, gdybym ja został prezydentem Rzeczpospolitej. Byłbym świetny w tej roli, ponieważ nie mam pojęcia o gospodarce, gardzę polityką, a dyplomacja jest dla mnie synonimem hipokryzji, spełniam więc wszelkie wymogi, by obejmować w Polsce funkcje publiczne. Zaręczam, że mam też wielkie predyspozycje, aby nachapać się ile wlezie, oraz by starczyło mi na willę w Konstancinie. Oprócz tego wyglądam jak ruski traktorzysta, no a kto widział ruskiego traktorzystę, piszącego polskie książki, który zajmuje wysokie stołki? Naród mnie znienawidzi, narobię obciachu, będzie wspaniale. A jak nie prezydentem, to może chociaż ministrem albo prezesem. Chłopaki, pomożecie?

Niestety, muszę też dodać, że nie lubię golonki, zaś od gorzały wolę czerwone wino. Z pewnością mam jakieś podejrzane pochodzenie.

Dobranoc Państwu

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kryzyspolacymodlitwa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (40)