Małysz - nowe państwo na mapie świata
Triumf w Predazzo jest być może największym sukcesem w karierze Adama Małysza, ponieważ przyszedł w momencie, gdy - patrząc na sprawę racjonalnie - nie mieliśmy prawa się go spodziewać - uważa komentator "Rzeczpospolitej" Mirosław Żukowski.
24.02.2003 06:30
Oczywiście seryjne zwycięstwa, jakie polski skoczek odnosił rok i dwa lata temu, mają ogromną wartość, ale ich urok polegał na czym innym - były one potwierdzeniem dominacji, naturalną konsekwencją eksplozji wielkiego talentu. Małysz wygrywał, bo był najlepszy i tej logiki nic nie mąciło.
W Predazzo wygrał w dawnym wielkim stylu, choć powinien przegrać, bo od ponad roku nie stał na najwyższym stopniu podium. To z psychologicznego punktu widzenia zupełnie inna sytuacja. Jest taka sportowa prawda mówiąca, że nie sztuka wygrać będąc mocnym, lecz zwyciężyć wówczas, gdy nic się nie udaje i rywale już przestają się nas bać. Właśnie w takiej sytuacji był ostatnio Małysz i potrafił sobie z nią poradzić po mistrzowsku - podkreśla komentator.
Ten złoty medal jest też oczywistym zwycięstwem trenera Apoloniusza Tajnera. Gdy Małysz przestał wygrywać, pojawiły się głosy, że Tajner powinien odejść. Trener zagrał na nosie krytykom i - co bardzo dobrze o nim świadczy - w chwili triumfu nie wypominał nikomu małej wiary.
Niebezpieczne nutki triumfalizmu pojawiają się natomiast po raz kolejny w głosach szefów Polskiego Związku Narciarskiego. Zaczynają już oni mówić o wysokim miejscu naszego kraju w klasyfikacji medalowej mistrzostw. Panowie - bądźmy poważni. W tej klasyfikacji państwo o nazwie Polska jest tylko na papierze, bo tak naprawdę to państwo nazywa się Małysz - konkluduje Mirosław Żukowski. (mk)
Więcej: Państwo Małysz