Mali żołnierze, którzy nie znają litości
Nigdy nie odzyskają utraconego dzieciństwa. Zamiast ciepła doznały ze strony dorosłych przemocy i bólu. Zamiast bezpieczeństwa i troski otaczał je świat wojny. Nauczyły się żyć według jego reguł i same stały się bezwzględnymi zabójcami. Dzieci-żołnierze.
Co roku 12 lutego obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Dzieci-Żołnierzy. Szacuje się, że w różnych konfliktach na całym świecie nadal walczy 250-300 tysięcy nieletnich bojowników (poniżej 18 roku życia). Dzieci werbują zarówno rebelianci, jak i rządowe armie. Mali żołnierze walczyli na frontach m.in. w Kolumbii, Peru, Afganistanie, Birmie, na Sri Lance, Filipinach, ale głównie w Afryce: Liberii, Sierra Leone, Ugandzie, Angoli, Rwandzie i DR Konga. Tylko w tym ostatnim kraju w latach 2003-2004 było w siłach zbrojnych 23-30 tysięcy nieletnich. Według danych Koalicji na rzecz Zaprzestania Wykorzystywania Dzieci-żołnierzy, mali wojownicy brali w 2007 roku udział w co najmniej 17 konfliktach na świecie.
Dzieciństwo zmiecione przez wojnę
Dzieci są najczęściej porywane i siłą wcielane w szeregi wojsk i partyzantek. Czasem, chcąc zemścić się za krzywdy na bliskich lub przyciągane możliwością zarobku, same zgłaszają się do walki. Przechodzą mordercze treningi, podczas których uczą się jednego: zabijać bez wahania. Otumania się je narkotykami, które stają się później premią za „dobrą służbę”. Wmawia się im, że walczą o słuszną sprawę wymagającą największych ofiar. Po takiej indoktrynacji są zdolne do niewyobrażalnie brutalnych czynów. Być może nawet dużo bardziej przerażających niż działania dorosłych, bo świat dziecięcych wizji łatwiej zetrzeć na proch i zastąpić wojennymi prawami.
Amnesty International przedstawiło w 2003 roku raport o sytuacji dzieci podczas konfliktu w DR Konga. Zawiera on wstrząsające historie byłych małych żołnierzy.
Kalami został zwerbowany, gdy miał dziewięć lat. Przez sześć lat walczył w różnych siłach zbrojnych. - Kazano nam podpalać domy, w których byli ludzie. Grzebaliśmy nawet niektórych za życia. Pewnego dnia ja i moi przyjaciele zostaliśmy zmuszeni przez naszego dowódcę do zabicia całej rodziny. Mieliśmy pociąć ich ciała, a potem zjeść - opowiadał Kalami. Po tych wydarzeniach chłopiec postanowił uciec, ale żołnierze złapali go i niemal zatłukli na śmierć. - Dzisiaj się boję. Nie potrafię czytać, nie wiem, gdzie jest moja rodzina. Nie mam przyszłości. (…) W nocy nie mogę spać. Myślę o tych wszystkich strasznych rzeczach, które widziałem i które sam robiłem jako żołnierz - tłumaczy chłopiec.
Mając 11 lat Olivier trafił do Kongijskiego Ruchu na rzecz Demokracji – rebeliantów walczących z prezydentem Kabilą. Amnesty International opowiedział, jak nakazano mu strzelać do cywilów zajętej wioski: "Dowódca wydał mi rozkaz zabicia każdego, kto stawiałby opór. Dwaj żołnierze mieli mnie pilnować. Gdybym odmówił, to oni zabili by mnie”.
Mali zabójcy i nieletnie niewolnice
Zgodnie z Konwencją o prawach dziecka z 1989 roku, za dziecko uznaje się każą osobę do 18 roku życia. Mimo to Konwencja Genewska zakazuje wcielania do wojska dzieci poniżej 15 lat. Także Statut Międzynarodowego Trybunału Karnego uważa rekrutację dzieci młodszych niż 15 lat za zbrodnię wojenną. Jednak w czasach wojny międzynarodowe normy prawa nie zawsze są przestrzegane. Birmańska junta np. zmienia metryki urodzenia nieletnim żołnierzom.
Jeśli mali wojownicy sprawdzą się w walce, czekają ich nagrody: lepsza broń, narkotyki, dla starszych "nowa żona". Ci, którzy się nie spisali, mogą być pewni srogiej kary. Dzięki temu okrutnemu systemowi dowódcy sterują nieletnimi bojownikami.
- Małymi dziećmi łatwo manipulować. Nie mają one wykształconego w pełni myślenia abstrakcyjnego, nie zastanawiają się nad skutkami swoich czynów, ich rozwój moralny jest dopiero w fazie kształtowania się. Dzieci naśladują otaczających je dorosłych. Gdy motywem ich działania jest również strach, mogą nie mieć poczucia winy, nawet gdy zrobią coś potwornego - wyjaśnia psycholog dziecięca Iwona Chądrzyńska.
Dzieci-żołnierze są wykorzystywane nie tylko w walce, są też tragarzami, żywymi detektorami min, czy tarczami. Dziewczynki natomiast zostają najczęściej seksualnymi niewolnicami.
Natalia miała 12 lat, gdy w jej domu w Południowym Kiwu w DR Konga pojawili się członkowie milicji Mai Mai. Dziewczynka widziała, jak milicjanci zabili jej krewnych, a matkę i dwie siostry wielokrotnie zgwałcili. Wkrótce sama została wcielona do wojska. Gdy miała 14 lat, urodziła dziecko. Była wykorzystana przez tak wielu żołnierzy, że nie wie, kto jest jego ojcem.
Koszmary przeszłości i brak przyszłości
Wyrwane z dziecięcego świata, po kilku latach w szeregach zbrojnych, nieletni żołnierze zatracają się. Niektórzy popełniają samobójstwo lub uciekają w narkotyki. Ci, którym udaje się przeżyć wojnę, są zdezorientowani, gdy walka się kończy. Wiedzą, jak się zakradać, szykować pułapki, strzelać i zabijać. Nie wiedzą, jak normalnie żyć.
- Dzieci to nie mali dorośli. Aby mogli się nimi stać muszą mieć wiele doświadczeń, które ich ukształtują. Gdy ten proces zostaje zachwiany w wyniku traumatycznych wydarzeń, nieprawidłowy staje się także ich rozwój emocjonalny i społeczny, a także mogą pojawiać się zaburzenia osobowości. U takich dzieci może występować zespół stresu pourazowego - wyjaśnia Chądrzyńska. Demony przeszłości wracają w koszmarach. Byli nieletni żołnierze nie radzą sobie w sytuacjach stresowych, są znerwicowani, agresywni. Stają się tykającymi bombami.
Okeny Egidio został porwany przez ugandyjskich rebeliantów Armii Bożego Oporu (LRA), gdy miał 12 lat. Po dwóch latach udało mu się uciec. W wywiadzie dla radia ABC opowiedział, jak ciężko było mu wrócić do rodziny. Mimo to chłopak uważa, że ma szczęście. Udało mu się skończyć szkołę, a teraz pomaga byłym dzieciom-żołnierzom. Jego przyjaciel, który był przetrzymywany o ponad dwa lata dłużej niż Okeny, nie miał już szans na powrót do normalności. - Cały czas myślał o zabijaniu, o tym, że ktoś na niego czyha. (…) Gdy zobaczył, jak jego matka kroi warzywa, podszedł do niej, zabrał jej nóż i powiedział, że „jest dobry do pracy”. „Do jakiej pracy?”, zapytała matka. Wtedy zaczął ją dźgać tak długo, aż umarła – opowiadał były żołnierz na antenie ABC.
Czytaj więcej o przywódcy LRA: Krwawy mesjasz.
Powrót do świata bez walki dzieci-żołnierzy jest bardzo trudny, o ile nie niemożliwy. Organizacje takie jak UNICEF czy Koalicja na rzecz Zaprzestania Wykorzystywania Dzieci-żołnierzy tworzą obozy reintegracyjne dla nieletnich bojowników.
Wojna dotarła do Sierra Leone z sąsiedniej Liberii, gdy Ismael Beah miał 12 lat. Chłopak chciał zostać raperem. To marzenie miało się jednak nigdy nie spełnić. Przez trzy lata walczył jako dziecko-żołnierz, zanim trafił do obozu UNICEF-u. Nie poczuł się jednak wtedy "uratowany", wręcz przeciwnie. Jak pisze w swoich wspomnieniach, przez lata walk oddziały były jego rodziną, a karabin stał się żywicielem i opiekunem. Początkowo Ismael i jego przyjaciele terroryzowali opiekunów ośrodka reintegracyjnego – byli przecież zwykłymi cywilami, a on… podporucznikiem. Palili podręczniki szkolne, które dostawali, wybijali szyby w ośrodku, pobili jednego z pracowników. "Potrzebowałem więcej przemocy" – napisał później były mały żołnierz. Brakowało mu także narkotyków, które wcześniej były jego żołdem. Mimo to za każdym razem odpowiadano na jego zachowanie słowami: "to nie twoja wina". Dopiero po czasie Ismael uspokoił się, skończył szkołę. W 1996 roku przemawiał na forum ONZ na temat tragedii dzieci-żołnierzy.
Gdy trwała wojna, nazywano je żołnierzami. W czasie pokoju nie wiedzą, kim są. Małym żołnierzom odbiera się nie tylko dzieciństwo, ale także normalną dorosłość. Stają się kalekami do końca życia.
Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska
Przy pisaniu korzystałam z książek: "Dzieci-żołnierze w wojnach i konfliktach" pod redakcją E. Nowaka oraz "Było minęło. Wspomnienia dziecka-żołnierza" Ismaela Beaha.