Mali: cztery miesiące po francuskiej inwazji, dwa przed wyborami
Cztery miesiące po francuskiej inwazji, północna część Mali została uwolniona spod kontroli sprzymierzonych z Al-Kaidą dżihadystów, ale wciąż dokonują oni sporadycznych ataków i samobójczych zamachów bombowych.
15.05.2013 | aktual.: 15.05.2013 13:34
Według zapewnień przywódców politycznych Francji i Mali sprawy w tym pustynnym kraju w Afryce mają się coraz lepiej. Przybywszy do Brukseli na międzynarodową konferencję pomocową, tymczasowy prezydent Mali Dioncounda Traore zapewniał na prawo i lewo, że planowane na koniec lipca wybory prezydenckie i parlamentarne z pewnością się odbędą, ale ani on, ani żaden z jego ministrów w nich nie wystartuje.
Do lipca malijskie wojsko, szkolone przez instruktorów z Unii Europejskiej, ma być wystarczająco gotowe i sprawne, by przejąć kontrolę nad całym krajem i zapewnić bezpieczeństwo wyborów. Do tego czasu mają wrócić do sowich domów na północy kraju setki tysięcy uchodźców, którzy ratowali się ucieczką przed wojną.
Rozlewająca się wojna
Wybuchła ona w styczniu 2012 r., gdy zamieszkujący malijską północ Tuaregowie wrócili z wyprawy wojennej do Libii, gdzie wspierali Muammara Kadafiego. Tuaregowie przegrali libijską wojnę, ale wrócili z niej z magazynami broni Kadafiego. W styczniu i lutym rozgromili malijską armię, a wiosną ogłosili secesję północnej części Mali i proklamowali tam niepodległe państwo Azawad. W czerwcu Azawad odebrali Tuaregom sprzymierzeni z nimi dotąd dżihadyści, zarówno tuarescy, jak arabscy, wywodzący się spod sztandarów afrykańskiej filii Al-Kaidy.
Wobec bierności świata, dżihadyści przerobili północne Mali na własny kalifat. Dopiero gdy w styczniu ruszyli na południe, na malijską stolicę Bamako, Francja zdecydowała się na zbrojną inwazję.
Zagraniczna interwencja
Francuscy spadochroniarze i Legia Cudzoziemska błyskawicznie rozgromili dżihadystów, wypierając ich z Timbuktu, Gao i Kidalu. Obiecane na pomoc Francji wojska z krajów Zachodniej Afryki okazały się kompletnie nieprzygotowane na wojnę. W rezultacie, w ostatnich walkach z dżihadystami na pustyni i w górach Adrar des Ifoghas przy granicy z Algierią 4 tys. Francuzów wspierało tylko 2,5 tys. żołnierzy z Czadu. Do Francuzów przystali też Tuaregowie, którzy rozgromieni przez dżihadystów, postanowili wziąć na nich odwet. W zamian za pomoc zażądali jednak, by malijskie wojsko rządowe pozostawiło pod ich kontrolą miasto Kidal, a rząd z Bamako przyznał tuareskiej północy szeroką autonomię.
W walkach z dżihadystami zginęło sześciu francuskich żołnierzy i aż 36 z Czadu. Zapędzeni w skaliste kryjówki partyzanci nie podejmują więcej walk, nie organizują zasadzek. Wciąż przetrzymują siedmiu zachodnich zakładników, a nie mając szans w równej walce z Francuzami, sięgnęli po terroryzm. Do zamachów bombowych, samobójczych i tych zwyczajnych, dochodzi co kilka dni w niemal wszystkich miastach północy, a w zeszłym tygodniu wywiad malijski rozbił szajkę zamachowców w samym Bamako.
Wycofywanie wojsk
Czad ogłosił, że nie zamierza grzęznąć w partyzancko-terrorystycznej wojnie i już od kwietnia powoli wycofuje z Mali swoje wojska. Francuzi zamierzali wycofać swoje po lipcowych wyborach, ale już zapowiedzieli, że pozostawią w Mali na dłuższy czas co najmniej tysiąc żołnierzy.
W lipcu ma do nich dołączyć 12,5 tys. żołnierzy wojsk pokojowych ONZ. "Błękitnym hełmom" nie wolno jednak będzie podejmować żadnych działań zaczepnych przeciwko partyzantom, a poza tym co najmniej połowę wojsk pokojowych stanowić będą bezproduktywne oddziały zachodnioafrykańskie, które ONZ przejmie teraz na swój budżet.
Słaba armia
Francuzi liczą, że do lipca ciężar walki z dżihadystami przejmie na siebie malijskie wojsko. Ale jeden z francuskich instruktorów, w kwietniowym wywiadzie dla "Le Monde" przyznał, że po trzech miesiącach szkolenia przez UE, malijska armia do niczego się nie nadaje, za to rozkrada każde euro, które dostaje z Brukseli.
W maju malijskie wojsko powinno przejść najpoważniejszą próbę. Minister obrony Yamoussa Camara zapowiedział, że w tym miesiącu jego żołnierze przejmą od Tuaregów miasto Kidal. Malijscy żołnierze ruszyli już ponoć na Kidal, by odebrać je Tuaregom.
Ci jednak zapowiadają, że nie oddadzą miasta po dobroci i będą walczyć, jeśli malijskie oddziały spróbują wkroczyć do Kidalu.
Francji zależy na powodzeniu lipcowych wyborów. Wyłonione w ich wyniku prawowite władze kraju przejmą rządy od tymczasowych przywódców, zastępujących obalonego przed rokiem prezydenta i rząd. Obserwatorzy przestrzegają jednak, że powojenny chaos i pośpiech mogą zaszkodzić wiarygodności wyborów i nowych władz, a to zamiast załagodzić malijskie spory i konflikty etniczne, religijne, polityczne i regionalne (jak choćby między dominującym południem i narzekającą na dyskryminację północą), tylko je zaogni.
Wojciech Jagielski, PAP