Maksymilian I - przypadkowy cesarz Meksyku
Brat austriackiego cesarza Franciszka Józefa I dał się przekonać, że mieszkańcy Meksyku domagają się, aby został ich cesarzem. Francuzi, którzy zaplanowali, że Maksymilian będzie rządził pod ich protekcją, zorganizowali specjalny plebiscyt, który miał mu to udowodnić. - Maksymilian zaczął poszukiwać ochotników, którzy przyłączyliby się do jego wyprawy. Zachodnioeuropejskim arystokratom oferta ta nie przypadła szczególnie do gustu. Przeprowadzka do podupadłego Meksyku jawiła im się bardziej jako dobrowolna banicja niż szansa na lepsze życie. Zupełnie inaczej patrzyli na nią szlachcice z wymazanej z map Rzeczypospolitej. Polacy stanowili znaczną część cesarskiej ekipy - pisze Michał Staniul w artykule dla WP.
29.06.2015 17:53
Meksyk walczył o niepodległość 11 lat. Wojna z kolonialną Hiszpanią była długa, okrutna i wyniszczająca. Niestety, to co przyszło potem, po 1821 roku, było równie bolesne.
Wygnawszy Hiszpanów, niezdefiniowani jeszcze Meksykanie poróżnili się niemal od razu. Początkowo próbowali zbudować własną monarchię, lecz po trzech latach - i pierwszym zamachu stanu - postawili na ustrój republikański. To wszakże nie polepszyło sytuacji. Lojaliści, konserwatyści i liberałowie, Kreole, Metysi i Indianie, zwolennicy Kościoła katolickiego i jego zaciekli wrogowie, bogaci latyfundyści i klepiący biedę campesinos - młody kraj był przeorany podziałami. Co gorsza, prawie każdej grupie zwycięstwo wydawało się możliwe tylko przy sromotnej klęsce pozostałych. W rezultacie przez kolejne pół wieku Meksyk nie zaznał nawet dnia pokoju. W państwie nieustannie wybuchały powstania, dochodziło do politycznych morderstw i wojskowych przewrotów, a władza przechodziła z rąk do rąk - niekiedy parokrotnie w ciągu dwunastu miesięcy.
W połowie XIX wieku grupa bogatych latyfundystów uznała, że jedynym sposobem na wyciągnięcie Meksyku z chaosu będzie przywrócenie monarchii, najlepiej pod patronatem jednej z europejskich potęg. Brakowało im jedynie odpowiedniego kandydata na suwerena. Po intensywnych poszukiwaniach, ich wybór padł na młodego arcyksięcia z Austrii. Ferdynand Maksymilian Habsburg nadawał się idealnie: należał do potężnego rodu o długich tradycjach, a więzy krwi łączyły go z dawnymi władcami Meksyku (iberyjski odłam Habsburgów rządził Hiszpanią i jej koloniami do 1700 roku). Równie ważne było to, że będąc młodszym bratem cesarza Franciszka Józefa I, miał małe szanse na objęcie tronu w Europie.
Meksykańscy monarchiści zakładali też, że Austriak dzieli z nimi konserwatywne poglądy na temat Kościoła, poddaństwa czy własności prywatnej. Kiedy jednak w 1859 roku ich oficjalna delegacja dotarła do jego zamku we włoskim Trieście, poczuli rozczarowanie. 27-letni Maksymilian nie zachwycił się usłyszaną propozycją; zakochany w morzu książę poświęcał się modernizacji cesarskiej marynarki (był jej głównodowodzącym), a wolne chwile planował przeznaczyć na wyprawę badawczą w głąb brazylijskiej dżungli (botanika zaliczała się do jego największych pasji). Na mieszanie się w sprawy odległego państwa nie miał, ani czasu, ani ochoty. Przynajmniej na razie.
Maksymilian I - cesarz Meksyku
W tym samym okresie władza w Meksyku spoczywała w rękach Benito Juareza. Będąc antyklerykalnym demokratą, Juarez miał wielu wrogów wśród meksykańskiej arystokracji, duchowieństwa i wojskowych, co doprowadziło do wybuchu kolejnej wojny. Na początku 1861 roku skarbiec zdewastowanego państwa świecił pustkami. Nie widząc innego wyjścia, w lipcu prezydent ogłosił, że musi wstrzymać spłatę zagranicznego zadłużenia. Niespełna pięć miesięcy później, u wybrzeży Veracruz na południu kraju pojawiły się angielskie, hiszpańskie i francuskie okręty bojowe - główni wierzyciele chcieli przypomnieć Juarezowi, że długi zawsze należy spłacać. Chociaż Francuzom chodziło akurat i o coś więcej.
Rządzący nad Sekwaną Napoleon III Bonaparte od dawna marzył o podbojach godnych swojego nazwiska. W Europie było to już trudne, ale za oceanem okoliczności mu sprzyjały: Stany Zjednoczone, dotychczas bardzo zazdrośnie pilnujące półkuli zachodniej, pogrążyły się we własnej wojnie między Unią a Konfederacją. Meksykańskie bankructwo dostarczyło więc Napoleonowi dogodnej wymówki do zaspokojenia ambicji. O ile angielskie i hiszpańskie wojska chciały tylko nastraszyć Juareza, tak Francuzi ruszyli przeciwko niemu z pełnym impetem. Po półtora roku walk prezydent musiał zebrać swoje siły i wycofać się na północ; najeźdźcy zajęli tymczasem opuszczoną stolicę.
Napoleon wiedział, że nie może władać Meksykiem jak zwykły okupant. Potrzebował kogoś, kto mógłby nadać jego działaniom międzynarodową legitymację, a jednocześnie pasowałby lokalnym elitom. Wybór nasunął się sam.
Drugie podejście
W 1863 roku życie Maksymiliana Habsburga wyglądało inaczej niż jeszcze cztery lata wcześniej. Cesarstwo Austriackie przegrało kilka ważnych bitew i utraciło część ziem, zwłaszcza w jednoczących się Włoszech. Zirytowany Franciszek Józef często szukał winnych porażek wśród swoich bliskich. Spychany na coraz dalszy plan arcyksiążę zaczynał męczyć się gęstą atmosferą cesarskiego dworu. Gdy Napoleon III zaproponował mu koronę władcy Meksyku, drugi raz już nie odmówił.
Miał tylko jeden warunek: chciał dowodu, że to Meksykanie pragną widzieć go na tronie. Aby spełnić jego życzenie, Francuzi zorganizowali specjalny plebiscyt. Wyniki nie pozostawiały wątpliwości: meksykański naród wyczekiwał kolejnego z Habsburgów z otwartymi ramionami. To wystarczyło, by Austriak zaczął się pakować.
Nikt mu nie powiedział - sam zresztą zbyt bardzo nie dociekał - że całe głosowanie odbyło się w obecności uzbrojonych francuskich żołnierzy.
Niechciany reformator
Maksymilian i jego żona, księżna Charlotta - córka belgijskiego króla Leopolda I Koburga - dopłynęli do Veracruz w maju 1864 roku. Spotkali się z co najmniej chłodnym przyjęciem; mimo razów wymierzanych przez służby porządkowe, mieszkańcy miasta nie szczędzili europejskiej parze gwizdów i obelg. Maksymilian, który władał sześcioma językami obcymi, dobrze rozumiał kontekst wrogich słów. Nie miał już jednak wyboru: gdy wyruszał do Ameryki, brat kazał mu zrzec się praw dynastycznych. Młody Habsburg ruszył więc do Ciudad Mexico, gdzie czekał na niego tytuł cesarza Meksyku.
Tu warto przytoczyć pewną ciekawostkę: przed opuszczeniem Europy, Charlotta i Maksymilian zaczęli poszukiwać ochotników, którzy przyłączyliby się do ich wyprawy. Zachodnioeuropejskim arystokratom oferta ta nie przypadła szczególnie do gustu. Przeprowadzka do podupadłego Meksyku jawiła im się bardziej jako dobrowolna banicja niż szansa na lepsze życie. Zupełnie inaczej patrzyli na nią szlachcice z wymazanej z map Rzeczypospolitej. Polacy stanowili znaczną część cesarskiej ekipy; co najmniej kilkuset naszych rodaków służyło też w wysłanych do Meksyku jednostkach francuskich. Polski język można było usłyszeć również po drugiej stronie barykady - wśród oddziałów wiernych Benito Juarezowi, który przegrupowywał swoje oddziały i zapowiadał przywrócenie Republiki.
Wrażliwa dusza
W 1849 roku nastoletni Maksymilian oglądał masowe egzekucje, które po powstaniu na Węgrzech zarządził jego starszy brat. "Nazywamy nasz wiek Wiekiem Oświecenia, ale są w Europie miasta, w których ludzie będą w przyszłości z przerażeniem i niedowierzaniem wspominać niesprawiedliwość trybunałów skazujących w duchu zemsty na śmierć tych, których jedynym grzechem było pragnienie czegoś innego od arbitralnej władzy rządów stawiających się ponad prawem" - notował później w swoim dzienniku.
Podobną grozą napełniły go nierówności, które zobaczył w Meksyku. Ku rozpaczy meksykańskich monarchistów, świeżo koronowany cesarz zrobił niemal wszystko, czego chcieli uniknąć: zniósł pańszczyznę, zakazał zatrudniania dzieci i wymierzania kar cielesnych pracownikom, anulował większość długów zaciągniętych przez chłopów i podniósł pensję minimalną, a w końcu wprowadził wolność religijną oraz zaczął ograniczać wpływy Kościoła. Nim minął rok, wielu jego konserwatywnych przyjaciół myślało już tylko o tym, jak się go pozbyć.
Mimo dobrodusznych reform, Maksymilian nie przekonał do siebie również zwykłych obywateli. Był obcym, a ostatecznie nie dał im nic, czego nie dostaliby od Juareza. Powstańcy liberalnego prezydenta odnosili tymczasem coraz więcej sukcesów na froncie; przed zaatakowaniem stolicy powstrzymywały ich już tylko francuskie bagnety. Lecz i tych wkrótce miało zabraknąć.
Odwrót
W 1865 roku w USA zakończyła się wojna domowa. Gdy Amerykanie przestali walczyć między sobą, natychmiast skierowali wzrok na to, co dzieje się za ich południową granicą. Waszyngton postrzegał Meksyk jako własne podwórko. Samowolka Francji zdecydowanie nie podobała się w Białym Domu. Bonaparte musiał więc wybierać: kapitulacja lub otwarty spór ze Stanami. Dostrzegając coraz większe zagrożenie ze strony sąsiednich Prus, wolał wezwać swoich żołnierzy do domu. Maksymilian został sam.
Mimo że garstka oddanych generałów zdołała zebrać dla niego małą armię, a Charlotta bez wytchnienia szukała mu sojuszników w Europie, los meksykańsko-austriackiego cesarza był przesądzony. Wykorzystując francuską ewakuację i 30 tysięcy strzelb podarowanych przez Amerykanów, Benito Juarez wymaszerował na Ciudad Mexico. Aby oszczędzić stolicy cierpień, w lutym 1867 roku Maksymilian i resztka jego zwolenników skryli się za murami położonego w centrum kraju Querétaro. Powstańcy nie musieli się spieszyć; czas działał na ich korzyść. Zamiast frontalnego ataku, przystąpili do oblężenia.
Lojaliści, inspirowani osobistym dowództwem Habsburga, stawiali opór przez kilka długich tygodni. W maju dalsza walka nie miała już jednak sensu: Querétaro głodowało, a morale obrońców upadło. W połowie miesiąca cesarz i jego najbliżsi oficerowie spróbowali desperacko prześlizgnąć się przez linie wroga. Nie mieli szans.
Pojmany i postawiony przed sądem wojskowym, Maksymilian usłyszał wyrok śmierci. Chociaż wielu republikanów - w tym sam Benito Juarez - darzyło go szacunkiem, a z całego świata napływały prośby o zaniechanie egzekucji, decyzja nie uległa zmianie. 19 czerwca 1867 roku pechowy cesarz stanął, wraz z dwójką najwierniejszych generałów, przed plutonem egzekucyjnym na Wzgórzu Dzwonów w pobliżu Querétaro.
Wiadomość o śmierci męża zdruzgotała mediującą w jego sprawie Charlottę. Belgijska księżna do końca wypełnionego samotnością życia utrzymywała, że ukochany ma się dobrze i niedługo do niej wróci. Zmarła, zapomniana i odizolowana od świata, prawie 60 lat po jego rozstrzelaniu.
Michał Staniul dla Wirtualnej Polski