Makowski: "Ustawa dezubekizacyjna sprzeczna z konstytucją? Kolejna ważna sprawa robiona po łebkach" [OPINIA]
Sąd Okręgowy w Częstochowie - nie czekając na stanowisko Trybunału Konstytucyjnego - orzekł, że ustawa dezubekizacyjna jest sprzeczna z konstytucją i prawem unijnym. W związku z tym przywrócił świadczenia emerytalne sądzącemu się z państwem funkcjonariuszowi. Przekroczył uprawnienia? Być może, ale mści się tutaj załatwianie przez PiS spraw po łebkach.
To miała być ustawa przywracająca elementarne poczucie sprawiedliwości. W retoryce Prawa i Sprawiedliwości dezubekizacja oznaczała obcięcie świadczeń emerytalnych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa oraz służb jej pokrewnych w czasach PRL do najniższej stawki w Polsce. Na chłopski rozum, kto chciałby protestować przeciw ucinaniu, często niezwykle wysokich emerytur osobom, których praca polegała na śledzeniu, sabotowaniu i zamykaniu ludzi antykomunistycznej opozycji oraz Kościoła?
Sprawiedliwość. Ale jaka?
Historia III Rzeczypospolitej zna zbyt wiele przypadków, w których kaci żyli na znacznie wyższym poziomie, niż ich ofiary. W wielu sprawach, jak choćby funkcjonariuszy odpowiedzialnych za śmierć Inki i Zagończyka, państwo skapitulowało - przyznając do śmierci odprawy emerytalne, równe ze służbą w niepodległej Polsce. A jednak mówimy o ludziach, którzy według dzisiejszej wykładni prawa, dopuszczali się wielokrotnych przestępstw wobec obywateli własnego państwa. A tych nie powinna obejmować amnestia.
Tyle, jeśli chodzi o teorię. Niestety dezubekizacja, jak wiele rozwiązań i mniej czy bardziej rewolucyjnych pomysłów Prawa i Sprawiedliwości na gruncie wymiaru sprawiedliwości, rozbija się o szczegóły. A raczej ich niedopracowanie.
Właśnie na tej postawie, tj. sprzeczności ustawy z 2016 r. z Ustawą Zasadniczą, Sąd Okręgowy w Częstochowie zadecydował, aby byłemu funkcjonariuszowi milicji, a następnie SB, który zajmował się kontrolą korespondencji, przywrócić odebrane trzy lata temu świadczenia. Do tej pory żaden sąd nie zdecydował się na podobne rozwiązanie, zawieszając postępowania do czasu zabrania głosu na temat konstytucyjności przepisów przez Trybunał Konstytucyjny, który zajmuje się sprawą od 24 stycznia 2018 roku.
Sędzia bierze sprawy w swoje ręce
Sąd w Częstochowie nie zamierzał jednak czekać na Trybunał, i w uzasadnieniu wyroku powołał się na art. 9 i art. 91 (ratyfikacja i przestrzeganie prawa międzynarodowego) konstytucji oraz art. 4 ust. 3 i art. 6 Traktatu o Unii Europejskiej. "W państwie dyktatury proletariatu praw pozbawiono potencjalnych lub naznaczonych przez władze wrogów (...), mówiąc o klasowym charakterze prawa i fikcji jego uniwersalności" - stwierdził sędzia Marek Przysucha, który prowadził sprawę. - Wyrok, który wydałem, jest po prostu stosowaniem w praktyce konstytucyjnej zasady państwa prawa. A ustawa dezubekizacyjna to jawna obraza ustawy zasadniczej. Dlatego postanowiłem orzekać - dodał w rozmowie z mediami.
I tutaj w istocie leży ciężar problemu pokazujący, że doszliśmy w polskim wymiarze sprawiedliwości do momentu, w którym Sądy Okręgowe nie zwracają uwagi na Trybunał Konstytucyjny, ten ociąga się z wydaniem wykładni prawa, a ustawodawca - pomimo świadomości grząskiego gruntu, po którym stąpa - wprowadza w życie zapisy, które na mocy odpowiedzialności zbiorowej dotykają 38 tys. osób. W bardzo różny sposób związanych z Służbą Bezpieczeństwa czy działalnością antyopozycyjną w latach Polski Ludowej. Choć ta sama ustawa daje prawo do odwołania od decyzji, w praktyce również nie działa, bo na 26 tys. złożonych odwołań, do tej pory wydano wyroki w... pięciu przypadkach. System okazał się niewydolny.
Co dalej z dezubekizacją?
Czy można to było przewidzieć? Napisał prawo, które nie będzie tak dziurawe, a jednocześnie będzie miało realny, a nie tylko symboliczny wymiar przywracania dziejowej sprawiedliwości? Z pewnością dało się to zrobić, ale wymagało to od rządzących więcej czasu, rozwagi i braku pokus pisania ustaw pod własny elektorat, co z resztą dostrzegł i sam prezydent Andrzej Duda w przypadku analogicznej ustawy degradacyjnej w styczniu 2018 r. (miała ona odbierać stopnie wojskowe oficerów armii PRL-u).
Choć moim zdaniem sędzia Marek Przysucha wykroczył poza swoje kompetencje, de facto ukazał jednak luki prawa, które miało być dla PiS-u sztandarowe, a zamiast tego coraz częściej przyprawia o ból głowy.
Marcin Makowski dla WP Opinie