Makowski: "Start 'Ruchu 4 czerwca' Tuska miał uświetnić Obama. Nie wyszło. Będą Clintonowie?" [OPINIA]
Donald Tusk niechętnie wypowiada się w mediach na temat swojej nowej inicjatywy społecznej, której robocza nazwa - "Ruch 4 czerwca" - weszła już do politycznego obiegu. Jak wskazują źródła WP, przedsięwzięcie jest poważne. Na gdańskie obchody wyborów 1989 miał przyjechać Barack Obama. Były prezydent miał się jednak wymówić brakiem czasu, choć powód był prozaiczny.
- Nie będę udawał, że to nie moja wojna czy że to nie moje wybory, bo to są też moje wybory - powiedział szef Rady Europejskiej 20 lutego w "Faktach po Faktach", odnosząc się do planowanego na jesień starcia o polski parlament. Jak dodał, nowa partia polityczna nie jest w tej chwili w Polsce potrzebna, jednak sytuacja zmienia się, gdy pod uwagę weźmiemy powstanie organizmu ponadpartyjnego.
- Nie mam żadnych wątpliwości, że do tych wyborów powinna pójść wielka obywatelska koalicja, która uruchomi energię nie tylko partii politycznych, ale także ludzi - doprecyzował Donald Tusk, podkreślając swoje "pokojowe intencje" słowami o aktualnych partiach, które "nie powinny się obawiać ruchu obywatelskiego".
Testament Adamowicza
Jak 8 lutego sugerowała "Rzeczpospolita", ten ruch, skupiający wokół siebie działaczy znanych nie tylko ze sceny partyjnej, miał się narodzić w zakulisowych dyskusjach po pogrzebie zamordowanego prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Tusk mówił zresztą w swoich rozmowach wprost, że stworzenie ruchu społecznego na wzór pierwszej Solidarności byłoby "spełnieniem testamentu Pawła".
Choć szef Rady Europejskiej oficjalnie deklaruje, że nie będzie konkurentem Grzegorza Schetyny, najgorzej strzeżoną tajemnicą polskiej polityki - pomimo ostatniego spotkania byłego i obecnego szefa PO - jest fakt, że nie darzą się sympatią. Schetyna oskarża Tuska o zbyt indywidualne kierowanie partią, z kolei Tusk nie chce, aby władza nad całą opozycją dostała się w ręce lidera Koalicji Europejskiej. I właśnie w to brakujące miejsce układanki miałby wejść tzw. "Ruch 4 czerwca", który docelowo zamierza wystawić listy społeczne do Senatu, odbijając go z rąk Zjednoczonej Prawicy.
Gość zza oceanu
O tym, że apetyty na efektowny start 4 czerwca w Gdańsku w rocznicę wyborów 1989 r. są prawdziwe, dowiedziałem się od moich informatorów z Waszyngtonu i Nowego Jorku. Jak twierdzą rozmówcy Wirtualnej Polski, bardzo dobrze zorientowani w amerykańskiej scenie dyplomatyczno-biznesowej, ludzie powiązani z projektem Donalda Tuska czynią intensywne starania, aby sprowadzić w tym dniu do Polski topowego mówcę, który "doda skrzydeł" i wesprze rodzący się ruch społeczny.
- Jeden z byłych ambasadorów Polski w Stanach Zjednoczonych osobiście zajmuje się tym projektem. Negocjowano z przedstawicielami Baracka Obamy, sondowano również udział jego małżonki Michelle, jednak rozmowy miały zakończyć się fiaskiem. Oficjalnie Obamowie wymówili się brakiem czasu - słyszę. - Chodzi o to, aby Donald Tusk mógł wystąpić u boku kogoś znanego na całym świecie, kojarzonego z "walką o demokrację", ale niezwiązanego z aktualną polityką - dodaje źródło WP z Waszyngtonu. Nieoficjalnie dowiaduję się, że prawdziwy powód odmowy był jednak znacznie bardziej pragmatyczny.
Trudne negocjacje z Obamą
Były prezydent USA, podobnie jak wielu znanych mówców, nie występuje na wiecach bez solidnej gaży, która wg. Bloomberga w przypadku Baracka Obamy wynosi około 400 tys. dolarów za przemówienie. Obama od czasu pożegnania się z Białym Domem zarobił w ten sposób miliony dolarów, pojawiając się na spotkaniach m.in. prywatnych funduszy kapitałowych i banków inwestycyjnych (Cantor Fitzgerald, Northern Trust, Carlyle Group). - Organizatorów obchodów 4 czerwca po prostu nie było stać na zaproszenie Obamów - twierdzi analityk polityczny z Nowego Jorku.
Według informacji Wirtualnej Polski, równolegle mają się toczyć rozmowy z Billem i Hillary Clinton, ale również szanse na ich sukces są mało prawdopodobne. Małżeństwo zarobiło bowiem pomiędzy 2001 a 2015 r. ponad 150 mln dolarów za publiczne wystąpienia, i również nie mają w zwyczaju udzielać politycznego wsparcia pro bono.
- Poza tym i Hillary i Bill, ten drugi ze względu na stan zdrowia, powoli stają na uboczu amerykańskiej debaty publicznej. Nie wydaje mi się, aby chcieli lecieć teraz na drugi koniec świata, ale może się zaskoczę. Zobaczymy - mówi informator WP. Bez względu na finalny stan negocjacji, nie ulega wątpliwości, że Donald Tusk myśli o 4. czerwca w Gdańsku i starcie swojego ruchu w medialnie globalnej, albo przynajmniej ogólnoeuropejskiej skali.
Marcin Makowski dla WP Opinie