PublicystykaMakowski: "Słono zapłaciliśmy w USA za bezpieczeństwo, ale było warto. Wizyta Duda-Trump otwiera nowy rozdział" [OPINIA]

Makowski: "Słono zapłaciliśmy w USA za bezpieczeństwo, ale było warto. Wizyta Duda-Trump otwiera nowy rozdział" [OPINIA]

Zapłacimy za więcej amerykańskich wojsk, nowe myśliwce, gaz skroplony, technologię jądrową i infrastrukturę. Ale to cena, którą warto ponieść. Dyplomacja USA rozumie tylko język realnych korzyści. Wizyta w Waszyngtonie pokazała, że się go nauczyliśmy.

Makowski: "Słono zapłaciliśmy w USA za bezpieczeństwo, ale było warto. Wizyta Duda-Trump otwiera nowy rozdział" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © East News | NICHOLAS KAMM,AFP
Marcin Makowski

Ponad rok temu miałem okazję odwiedzić letnią rezydencję Donalda Trumpa w Mar a Lago na Florydzie. Głównym panelistą, trwającej przy okazji tego wyjazdu, konferencji polsko-amerykańskiej był George Friedman, założyciel jednej z największych agencji analitycznych (tzw. białego wywiadu) na świecie, od lat zajmujący się geopolityką.

Gdy wracaliśmy do hotelu w Miami rozmowa zeszła na temat historii. W wywiadzie, który wtedy przeprowadziłem Friedman wypowiedział słowa, które dźwięczą mi w uszach, gdy czytam dokumenty i obserwuję ustalenia podczas wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Białym Domu. - Ile jako Polska bylibyście w stanie zapłacić za uzbrojenie i bezpieczeństwo, aby w 1939 r. nie doszło do II wojny światowej? Jaka była dla was cena tego konfliktu i co zrobilibyście mając dzisiejszą wiedzę o skali zniszczenia, aby jej uniknąć? - zapytał.

Cena bezpieczeństwa

Umowy podpisane 12 czerwca w Waszyngtonie, choć zapłaciliśmy za nie słono, mają w prostej linii zapobiec fatalistycznemu dla Polski biegowi wypadków. Mówił o nim wprost prezydent Donald Trump na pierwszej konferencji prasowej, wspominając o geopolitycznym położeniu naszego kraju między młotem (Niemcami) a kowadłem (Rosją)
. Wspominał prezydent Andrzej Duda, przypominając militarystyczne ambicje Moskwy. Pomyli się zatem ten, kto uzna, że jedyne z czym wracamy jako dyplomacja z USA, to podane nam na złotej tacy, ale jednak relatywnie drogie, myśliwce czy zapowiedź finansowania baz dla nowego kontyngentu żołnierzy US Army.

Owszem, patrząc realistycznie, to Polska poniesie główne ciężary ogłoszonego wczoraj sukcesu. Umowa podpisana pomiędzy prezydentami mówi jasno: "Uznając wspólnie, że utrzymanie zwiększonej obecność wojskowej USA w Polsce jest możliwe przy wsparciu ze strony Polski, Polska planuje zapewnić i utrzymywać wspólnie uzgodnioną infrastrukturę przeznaczoną dla wstępnego pakietu dodatkowych projektów". Trzeba sobie jednak uzmysłowić, jakie mieliśmy alternatywy i co dostajemy w zamian?

Za co zapłaciliśmy Amerykanom?

W sytuacji, w której Unia Europejska nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa militarnego przed ewentualną agresją z Rosji, a Niemcy budują wspólny gazociąg oraz ogłaszają zmierzanie ku resetowi relacji dyplomatycznych z Moskwą, jedynie Stany Zjednoczone mogą być stabilizatorem i argumentem, który powstrzyma Władimira Putina przed powtórzeniem wariantu wojny hybrydowej, przetestowanego z powodzeniem w Gruzji i na Ukrainie.

To ważne, ponieważ po raz pierwszy w historii, Amerykanie będę w naszym kraju nie tylko symbolicznie. Ogłoszono powiem utworzenie wysuniętego dowództwa dywizyjnego, które zapewne we wrześniu zamieni się w stałe dowództwo dywizji US Army pod Poznaniem. Zapowiedziano otwarcie Centrum Szkolenia Bojowego (CSB) w Drawsku Pomorskim oraz docelowo w kilku innych lokalizacjach oraz przerzucenie do naszego kraju eskadry bezzałogowców bojowych MQ-9 Reaper, których dane wywiadowcze pozyskane podczas przelotów będą przekazywane polskiej armii. Zapowiedziano utworzenie bazy lotniczej załadunkowo-rozładunkowej, zaplecza treningowego dla sił specjalnych, infrastruktury wspierającej obecność w Polsce pancernej brygadowej grupy bojowej, lotniczej brygady bojowej oraz batalionu wsparcia logistycznego, itd.

Co po wizycie Duda-Trump?

Jeśli zaczniemy rozkładać na czynniki pierwsze wszystkie inne elementy rzutujące na następne dekady współpracy polsko-amerykańskiej, okaże się jasne, o jaką stawkę toczy się ta gra. O realne, fizyczne i infrastrukturalne powiązanie z naszym krajem i gospodarką. Tak, aby Ameryka miała prawdziwy interes w obronie regionu Europy Środkowo-Wschodniej przez pryzmat nie tylko idei, honoru i traktatów (to w przeszłości nie dawało nam żadnych gwarancji bezpieczeństwa), ale ze względu na obronę własnego kapitału, żołnierzy i dalekosiężnego interesu.

Stąd niezwykle ważna, obok wojskowości, jest również deklaracja transportu do Polski kolejnego 1,5 mln ton gazu skroplonego rocznie oraz - o czym pisaliśmy na Wirtualnej Polsce jako pierwsi - podpisanie deklaracji dotyczącej wymiany technologicznej w dziedzinie energetyki jądrowej. Amerykański sekretarz ds. energii Rick Perry zbytniej przesady stwierdził, że to - patrząc dalekosiężnie - jedna z najważniejszych decyzji w stosunkach bilateralnych między naszymi państwami, zakłada ona bowiem nie tylko transfer technologiczny, ale w prostej linii pomoc amerykańskich firm w budowie siłowni jądrowych na terytorium Polski. Dzięki temu będziemy w stanie stopniowo odchodzić od węgla w naszym miksie energetycznym, współpracując z amerykanami na kolejnym, strategicznym poziomie, wzmacniającym bezpieczeństwo i uniezależniającym nas od Rosji.

"Mieszane uczucia"

To są wszystko ustalenia, których znaczenie odczują również przyszłe pokolenia, nie tylko my tu i teraz. Pomyli się zatem polska opozycja czy generalnie - krytycy obecnego kursu polskiej dyplomacji - jeśli z rozmów w Białym Domu zobaczą jedynie efektowny pokaz F-35 (pierwszy taki przelot nad zamkniętym niebem wokół siedziby prezydenta USA od dekad) i stwierdzą, że przylecieliśmy na "czwartorzędną wizytę", ładnie opakowaną ze względów zakupowych. "Popierając zwiększanie obecności amerykańskiej, nie zgadzamy się na podejście, w którym propaganda zastępuje realne działania. PiS sprowadza Polskę do roli klienta przemysłu amerykańskiego" - stwierdził były szef MON Tomasz Siemoniak. "Wzbudza we mnie mieszane uczucie to, że jest to komentowane i relacjonowane, jak gdyby to było jakieś wyjątkowe wydarzenie" - dodał Ryszard Schnepf, były ambasador Polski w USA, komentując wizytę.

Owszem, trzeba na nią patrzeć chłodnym okiem, mając świadomość efektu propagandowego. Wypada wspomnieć o pytaniach na temat reformy sądownictwa czy stanu demokracji w Polsce, na które musiał odpowiadać Andrzej Duda i Donald Trump, ale to jest krótkotrwały horyzont partyjny, z którym radzić sobie muszą politycy. Z perspektywy polskiej racji stanu, zostaje jednak coś znacznie więcej. Trwała rotacyjna obecność prawie 6 tys. żołnierzy USA Army, z perspektywą zwiększenia kontyngentu, ilości sprzętu, biznesu i wymiany handlowej. Ile warte jest tak budowane bezpieczeństwo? Czy ma wymierną cenę?

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Andrzej DudaDonald TrumpF-35 w polsce
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)