Makowski: "Rekonstrukcja przed rekonstrukcją. Odejście Czaputowicza to zły sygnał dla rządu" [OPINIA]
Cztery dni i cztery ministerialne dymisje. Do Łukasza Szumowskiego, Janusza Cieszyńskiego i Wandy Buk, w czwartek dołączył szef MSZ Jacek Czaputowicz. Choć był bardziej urzędnikiem niż kreatorem polityki zagranicznej, poszukiwanie jego następcy w trakcie rewolucji na Białorusi jest więcej niż niefortunne. To również sygnał wysłany wyżej - nie będziemy odchodzić w tłumie, tylko na własnych warunkach.
O tym, że Jacek Czaputowicz - nazwany kiedyś przez Jarosława Kaczyńskiego "eksperymentem" na stanowisku szefa resortu spraw zagranicznych - zamierza odejść, opinia publiczna dowiedziała się z… wywiadu prasowego. To właśnie w tej formule w drugiej połowie lipca w "Rzeczpospolitej" Czaputowicz przypomniał, że umówił się z Mateuszem Morawieckim na "kontynuowanie swojej misji" do wyborów prezydenckich, a po nich będzie "dobry moment na zmianę na czele naszej dyplomacji".
Tyle, że wybory skończyły się miesiąc temu, a za "dobrym momentem" trudno uznać środek rewolucji u naszego wschodniego sąsiada, która może się zakończyć obaleniem Aleksandra Łukaszenki oraz geopolitycznym zawrotem głowy w całym regionie.
Jacek Czaputowicz - bardziej urzędnik niż dyrygent
"Dobrym momentem" nie jest również - z perspektywy rządu - szukanie następny w MSZ na kilka tygodni przed zapowiadaną rekonstrukcją. Zwłaszcza, że jest to czwarty minister w ciągu czterech dni, który nie zamierzał czekać, tylko podziękował za współpracę na własnych warunkach.
Owszem, dymisja Czaputowicza, mimo że jeszcze wczoraj negocjował z przedstawicielami Arabii Saudyjskiej, rozmawiał o sytuacji na Białorusi z premierem Albanii czy witał w Polsce Walera i Weranikę Capkałów, nie jest dyplomatycznym końcem świata. Po rozdzieleniu kompetencji zagranicznych i de facto wycięciu z MSZ-u europejskiego kawałka tortu, które jako minister do Spraw Unii Europejskiej przejął Konrad Szymańskich, pozycja Czaputowicza słabła. Od dawna to również nie on, ale Pałac Prezydencki do spółki z MON-em, przejęli inicjatywę w wojskowo-energetycznych negocjacjach z Amerykanami. Czaputowicz - dyplomata z wykształcenia ale nie z praktyki - pełnił w tej układance rolę administratora. Nie kreował polityki zagranicznej rządu, a po tym, gdy szczyt bliskowschodni w Warszawie okazał się fiaskiem, chyba nie miał już nawet takich ambicji.
Nie da się jednak ukryć, że z perspektywy państw ościennych, naszych wrogów i sojuszników, sytuacja w której ważni politycy jeden po drugim opuszczają swoje stanowiska, pogłębia poczucie politycznego chaosu w Polsce. Pokazuje również, że zarówno premier Mateusz Morawiecki jak i prezes PiS Jarosław Kaczyński, nie mają kontroli nad swoimi podwładnymi, który do jesieni czekać nie zamierzają.
Prawdziwe powody dymisji?
Między bajki można bowiem włożyć zapewnienia, że wszyscy o wszystkim wiedzieli. Dymisja Łukasza Szumowskiego, jeżeli chodzi o konkretny moment, zaskoczyła bowiem premiera. Powiedział o tym wprost w czwartkowym programie "Tłit" europoseł Ryszard Czarnecki, który był tego dnia obecny na konferencji z szefem rządu w Katowicach. Jedną z politycznych plotek powtarzanych w Zjednoczonej Prawicy był również - rzekomo prawdziwy - powód dymisji.
Chodzi o odrzucenie przez posłów poprawki o ustawy covidowej, która zakłada brak karalności za błędy popełniane przy działaniu w interesie walki z pandemią. Bez parasola ochronnego nad głową, niektórzy politycy nie chcieli dłużej dźwigać odpowiedzialności, która nad nimi ciążyła.
Zapytać można również, czy za falą dymisji nie kryje się odejście od pomysłu podwyżek dla polityków? Wiceminister cyfryzacji Wanda Buk opuściła bowiem resort w zamian za znacznie lepiej płatną pracę w spółce skarbu państwa. "Po ludzku znakomicie rozumiem decyzję" - pisał na Twitterze minister Marcin Horała.
Bez względu na interpretacje i genezę poszczególnych dymisji, nie ulega wątpliwości, że rekonstrukcja, która miała być systemowa, skoordynowana i dalekosiężna, zaczyna się rozjeżdżać. Nie jest to już precyzyjna i dobrze skoordynowana operacja, ale metoda salami, "wypłaszczenie krzywej ministrów" - jak ktoś żartował w mediach społecznościowych dodając ironicznie, że brakuje tylko dymisji ministra edukacji przed pierwszym września. Jeśli ktoś w PiS-ie chciał przykryć problemy opozycji z podwyżkami i konflikty personalne w Koalicji Obywatelskiej, ten plan się udał.
Marcin Makowski dla WP Opinie