Makowski: "Kraków zielony za kościelnymi murami. Może warto je otworzyć?" [OPINIA]
Gdy spogląda się na Kraków z lotu ptaka, miasto wydaje się tonąć w zieleni. Nawet w historycznym centrum nie brak wielkich, zgrabnie urządzonych ogrodów. Problem polega na tym, że wiele z nich nie przyjmie mieszkańców. To otoczone wysokimi murami działki kościelne, o których sensowne udostępnienie radni i aktywiści miejscy walczą od lat. Bez skutku.
Park Jalu Kurka, umiejscowiony naprzeciwko Politechniki Krakowskiej w ścisłym centrum miasta, służył jego mieszkańcom od końca II wojny światowej do 2007 roku, gdy w wyniku działania komisji majątkowej trafił w ręce zakonu salwatorian. Od tego momentu, ogrodzony płotem z bramą zamkniętą na kłódkę, niszczał.
Huśtawki rdzewiały, lampy wyłączono, niewielki amfiteatr, który mieścił się w parku, w 2021 roku zrównano z ziemią, zamieniając na płatny parking.
Kościelny park kością niezgody
Pomimo prób miasta, które chciało znaleźć rozwiązanie satysfakcjonujące finansowo zakon, rozmowy kończyły się na niczym. Z kwitkiem odchodzili również aktywiści miejscy, domagający się znalezienia sensownej umowy z Kościołem, który ewidentnie nie miał pomysłu ani na zagospodarowanie, ani na udostępnienie terenów zielonych do powszechnego użytku. Dopiero w 2021 roku, po stworzeniu petycji, w której zebrano ponad 2 tys. podpisów oraz liście radnego Łukasza Maślony do papieża Franciszka z prośbą o interwencję, udało się znaleźć nić porozumienia między salwatorianami a miastem, którzy na zasadzie odpłatnej dzierżawy udostępnią park Jalu Kurka mieszkańcom.
O ile to zrobią, bo o podobnym sukcesie prezydent Jacek Majchrowski mówił już w Radiu Kraków w 2014 roku, gdy na stole miały pozostać jedynie formalności.
Takich historii w stolicy Małopolski są dziesiątki - zdecydowana większość z nich nigdy nie znajdzie nawet takiego finału. W tym samym czasie władze Krakowa chwalą się jednak "zielonymi" sukcesami na arenie międzynarodowej. "Nasze miasto zajęło piąte miejsce na świecie i trzecie w Europie w rankingu stworzonym przez Husqvarna Urban Green Space Index (HUGSI). Lista została stworzona na podstawie obrazów satelitarnych i procentowego udziału zieleni w metropoliach" - poinformował na początku marca Magistrat, dodając, że badania wykazały, iż na mieszkańca Krakowa przypada ponad 207 m kw. terenów zielonych, a w Pradze jest to jedynie ok. 180 m kw.
Kraków zielony. Tylko z satelity
Tylko czy ktoś zadał sobie trud, aby sprawdzić, jak wiele z tych "terenów zielonych" - zwłaszcza na Starym Mieście i Kazimierzu - dostępnych jest jedynie nielicznym mieszkańcom klasztorów, seminariów i budynków należących do Kościoła?
W niektórych miejscach ścisłego centrum są to całe połacie urządzonej przestrzeni parkowo-ogrodowej, z której korzysta raptem kilkanaście osób. Pomysłów na zmianę tej sytuacji było przez lata wiele. W 2013 roku radni miejscy chcieli udostępnienia tych przestrzeni choćby na jeden dzień dla zwiedzających, z możliwością partycypacji miasta w ewentualnych kosztach. Z siedmiu zgromadzeń zakonnych, do których się zwrócono, odpowiedział jedynie proboszcz parafii św. Floriana, który pomysł pochwalił, ale z rozmów o konkretach nic nie wyszło.
Tymczasem mówimy aż o 16 hektarach zieleni należącej do Kościoła w miejscach, które proszą się o dodatkową przestrzeń publiczną. Sukcesem nie zakończyły się również akcje społeczne krakowskich konserwatystów, którzy przekonywali, że zadaniem Kościoła jest wykazywanie empatii wobec mieszkańców, przed którymi parki ukrywa się za murami niczym "zakazane owoce".
Obecnie pomysł odżył na nowo wraz z wysłanym w marcu listem krakowskich radnych oraz aktywistów miejskich, którzy wysłali w tej sprawie list do papieża Franciszka, argumentując, że ogrody przyklasztorne mogłyby zostać otwarte z poszanowaniem charakteru tych miejsc. Proszą oni i możliwość dialogu i interwencję.
Otwarcie parków, szansą dla Kościoła
- Ogrody kościelne w centrum Krakowa od lat budzą coraz większą zazdrość okolicznych mieszkańców. Szczególnie że brak publicznego dostępu do kilku z nich wynika ze złej woli strony kościelnej. Oczywiście dysponentem poszczególnych terenów zielonych w centrum Krakowa są różne zakony i zgromadzenia kościelne, a nie krakowska kuria. Często utrudnia to dialog, ale nie trudno mieć wrażenia, że wielu zarządzających nieruchomościami zakonów kieruje się przede wszystkim chęcią zysku bez uwzględnienia interesów mieszkańców. Formalnie, rzecz jasna, mają do tego prawo, ale trudno się dziwić, że wielu mieszkańców oczekiwałoby innego podejścia do dobra wspólnego - mówi mi Jakub Kucharczuk, ekspert Klubu Jagiellońskiego.
I to jest być może clou problemu. Nie chodzi w nim przecież o zabudowanie prywatnej własności Kościoła ani wtargnięcie na nią z butami - bez ponoszenia kosztów użytkowania. Nie idzie również o prymitywny antyklerykalizm, który zakładałby masowe wywłaszczenia. Rzecz dotyczy społecznej odpowiedzialności władz poszczególnych zakonów, które zdają się nie rozumieć, że teren, który posiadają, może służyć również dobru wspólnemu. Pokazywać otwartą twarz Kościoła, który urządza festyny na świeżym powietrzu, organizuje ogrody społeczne, szuka dialogu z miastem, które przecież chce się włączyć w podobne projekty i wziąć na siebie część ciężaru związanego z ich utrzymaniem.
Problem, jak zwykle, polega na tym samym. Zamiast otwierać drzwi, niektórzy wolą udawać, że mur będzie ich w stanie oddzielić od problemów, którymi żyją wierni. Nie tędy droga.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości