PublicystykaMakowski: "Jeśli ktokolwiek liczy na reparacje wojenne od Polski, niech ustawi się w kolejce do Niemiec" [OPINIA]

Makowski: "Jeśli ktokolwiek liczy na reparacje wojenne od Polski, niech ustawi się w kolejce do Niemiec" [OPINIA]

Polska powinna systemowo zadośćuczynić spadkobiercom mienia pożydowskiego, utraconego w wyniku II wojny światowej? Nawet w sytuacji, w której legalnych dróg dziedziczenia nie ma? Nie widzę problemu, o ile najpierw Niemcy wypłacą Polsce reparacje wojenne. A nie wypłacą nigdy. Berlin właśnie wysłał czytelny sygnał.

Makowski: "Jeśli ktokolwiek liczy na reparacje wojenne od Polski, niech ustawi się w kolejce do Niemiec" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons CC0
Marcin Makowski

Nie będę państwa zanudzał na starcie statystykami. Jak niewyobrażalne straty - ludzkie i materialne - poniosła Polska podczas II wojny światowej wie właściwie każdy z nas. Nie ma polskiej rodziny, która nie byłaby pośrednio albo bezpośrednio dotknięta tą tragedią. Przesiedlenia, mordy, zmiana granic, całe miasta obrócone w gruzy. Przy tym najdłuższa i najbrutalniejsza okupacja, zarówno ze strony Niemiec (III Rzeszy) jak i Rosji (ZSRR). Mimo nacisków, którym uległy właściwie wszystkie państwa ościenne, II Rzeczpospolita nigdy nie sformułowała kolaboracyjnego rządu ani nie wystawiła jednostki zbrojnej, walczącej u boku Hitlera.

Konsekwencje braku cywilizowanej reprywatyzacji

A jednak to od nas żąda się dzisiaj, m.in. za sprawą presji, którą wywołała amerykańska ustawa JUST Act 447, systemowego rozwiązania sprawy odszkodowań za utracone nieruchomości ówczesnych obywateli Polski pochodzenia żydowskiego. Łącznie z tzw. mieniem bezspadkowym, zysk ze sprzedaży którego miałby zostać przekazany na organizacje żydowskie trzeciego sektora, zajmujące się pielęgnowaniem dziedzictwa judaizmu oraz edukacją na temat Holokaustu. Na tak postawioną sprawę, lobbowaną w Ameryce przez organizację WJRO (World Jewish Restitution Organization), Polska zgodzić się nie może. Dlaczego?

Pierwszy argument jest niezwykle pragmatyczny: to, do czego zobowiązuje nas polskie i międzynarodowe prawo - nieudolnie - ale już realizujemy. W przypadku indywidualnych praw do dziedziczenia majątku, każdy bez względu na narodowość może się zwrócić do państwa polskiego z tytułem dochodzenia własności.

Ponieważ żaden z dotychczasowych rządów nie uchwalił dużej ustawy reprywatyzacyjnej, nadużycia na tym obszarze obrosły patologiami, którym kulminacją okazał się proceder "dzikiej reprywatyzacji". Teoretycznie nic nie stoi jednak dzisiaj na przeszkodzie, aby obywatel Polski czy Izraela posiadający tytuł do spadku mógł się o niego ubiegać. Gdzie zatem leży problem?

Amerykanie zaniepokojeni konfliktem wokół restytucji

Polega on na zagranicznej presji wywieranej na Polskę, która miałaby w sposób systemowy i na masową skalę umożliwić restytucję majątku pożydowskiego, z wyłączeniem strat poniesionych przez obywateli innych narodowości. Zwolennicy tego rozwiązania używają jednak nie tylko wątpliwych argumentów prawnych, które w Polsce nie mogą być zrealizowane, ale również presji moralnej. III Rzeczpospolita miałaby mieć rzekomo dług wobec tych jej byłych obywateli, których nieruchomości po wojnie w latach komunizmu znacjonalizowała.

Co z tego, że zrujnowany przez Niemców, odpowiedzialnych za wybuch II wojny światowej, kraj wpadł błyskawicznie pod kolejną okupację, tym razem Rosyjską? Co z tego, że nie był suwerenny i nigdy nie doczekał się realnych reparacji ze strony RFN, będąc przez dekady łupionym przez ZSRR. Niektórzy, a ostatnio do tej gry włączył się rząd Izraela, uważają, że Polska ma się ze swojego "długu" wypłacić i basta.

Jak wynika z moich informacji, taki stan rzeczy, generujący coraz agresywniejszy konflikt na linii Warszawa-Tel Awiw, staje się kłopotliwy dla amerykańskiego Departamentu Stanu. - Delegacja izraelska, która została w ostatniej chwili odwołana, a która i tak przyleciała do Warszawy 13 maja, chciała się spotkać z naszymi przedstawicielami. Odmówiliśmy, aby nie eskalować sprawy roszczeń - mówi mi rozmówca z ambasady amerykańskiej w Warszawie. Na słowach nie powinno się tutaj jednak skończyć. Szczególnie, jeśli zobaczymy, jak do tematu restytucji i zadośćuczynienia za straty poniesione podczas II wojny światowej odnoszą się Niemcy.

Niemiecki "brak moralności"

Niedawno w niemieckim dzienniku "Die Welt" publicysta Sven Felix Kellerhoff stwierdził, że obok Grecji i Polski, w kolejce do roszczeń zaczęły się ustawiać Kraje Bałtyckie. - Moraliści i populiści są zgodni (co do zasadności roszczeń), lecz skutki zaspokojenia tych roszczeń byłyby dramatyczne - twierdzi autor. W komentowanym szeroko również przez Deutsche Welle artykule używa on argumentów w stylu "nierealności wymaganych sum" oraz oparciu żądań nie o prawo międzynarodowe, ale "moralną presję" na rząd niemiecki. Zdaniem Kellerhoffa wszelką dyskusję o reparacjach trzeba z góry odrzucić, ponieważ "w polityce zagranicznej nie ma miejsca na moralność".

Idźmy dalej, bo tam robi się jeszcze ciekawiej. Zdaniem publicysty w odszkodowaniach za straty poniesione podczas II wojny światowej chodzi "z jednej strony o naprawę konkretnych szkód materialnych, z drugiej zaś o upokorzenie pokonanego przeciwnika”. - Krajom, które w przeszłości otrzymały reparacje, rzadko wyszły one na zdrowie - perswaduje Kellerhoff podając przykłady wypłacenia roszczeń przez Francję wobec Niemiec (rok 1871), a następnie przez Niemcy wobec Francji (rok 1918), co zakończyło się "przegrzaniem koniunktury" i wybuchem I a potem II wojny światowej.

"Nie damy wam odszkodowań dla waszego dobra"

"Miejmy nadzieję, że w Europie nie dojdzie do nowej wojny, i że nawet aktualne roszczenia Polski i Grecji tego nie zmienią. Z pewnością jednak euro i Unia Europejska rozpadłyby się, gdyby oba te kraje blokowały pracę Brukseli, dopóki Niemcy nie uznają rzekomych zobowiązań reparacyjnych” – czytamy w "Die Welt". "Równocześnie doszłoby do wzrostu resentymentów, a skutkiem byłby ogromny wzrost nacjonalizmu" - ostrzega Sven Felix Kellerhoff.

Dlatego drodzy państwo, jeśli ktoś domaga się dzisiaj miliardowych odszkodowań ze strony państwa polskiego, które wojny nie wywołała, za którą nie otrzymało reparacji i której było jedną z największych ofiar, niech ustawi się najpierw w kolejce do naszych niemieckich sąsiadów. I od nich posłucha, jak to wypłacenie gotówki po tylu latach przyczyni się do rozpadu Unii i kolejnego globalnego konfliktu. Jeśli jednak Berlin uzna, że w "polityce międzynarodowej istnieje moralność" i postawni Polsce zadośćuczynić, wtedy możemy porozmawiać o reszcie. A, że nie uzna? Cóż. Nasza wina?

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)