PublicystykaMakowski: "Film Sekielskich zburzył święty spokój Kościoła. Odpowiedzią na jego grzechy nie może być agresja" (Opinia)

Makowski: "Film Sekielskich zburzył święty spokój Kościoła. Odpowiedzią na jego grzechy nie może być agresja" (Opinia)

Od "Tylko nie mów nikomu" nie na odwrotu. Według badań opinii publicznej film widziało, albo słyszało o nim, ponad 90 proc. Polaków. Wstrząśnięci byli również hierarchowie. Równocześnie dało się zaobserwować niepokojące zjawisko - agresywną, często fizyczną kontrę wobec religii. Co dalej?

Makowski: "Film Sekielskich zburzył święty spokój Kościoła. Odpowiedzią na jego grzechy nie może być agresja" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kaczmarczyk
Marcin Makowski

"Reprezentuje sobą wszystko to, co jest zaprzeczeniem głównych zasad katolicyzmu. Hipokryzja, seksizm, homofobia, nietolerancja to cechy metropolity krakowskiego" - twierdzą uczestnicy pikiety, zorganizowanej 12 maja pod słynnym "oknem papieskim" na Franciszkańskiej 3.

Arcybiskup Marek Jędraszewski nie przyszedł, ale przyniesiono jego kartonowy portret w skali 1:1, na którym na sutannę narzucono mu więzienny pasiak. Przekaz jest jasny: powinien siedzieć. I w więzieniu, i cicho, bo gorszy swoimi wypowiedziami.

Kilka dni później protestujący zgromadzeni pod kościołem św. Michała Archanioła w Poznaniu, wyrażali swój głośny sprzeciw wobec zaproszenia abpa Jędraszewskiego na obchody 100. rocznicy utworzenia I LO im. Karola Marcinkowskiego, którego hierarcha jest absolwentem.

Zobacz także: Księża przepraszają i dziękują. Sekielski odczytuje SMS na antenie

Zakłócali przebieg mszy, wykrzykując hasła przez megafon. Rozmawiając przez ten czas z wieloma duchownymi, usłyszałem również o kilku przypadkach werbalnej agresji wobec kapłanów. Ktoś zatrzymał samochód i splunął, ktoś na ulicy pokazał palcem i krzyknął "pedofil".

- Boję się dzisiaj chodzić po ulicy w sutannie - powiedział mi jeden z księży.

Biskupi zbierają owoce swoich błędów

Od ponad tygodnia, od premiery filmu dokumentalnego Sekielskich, podobnych wydarzeń było znacznie więcej. Nieznani sprawcy oblali różową farbą pomnik Jana Pawła II i Ronalda Reagana w Gdańsku, włamano się i wyrządzono szkody w kilku parafiach.

Od strony społeczno-politycznej: radni Koalicji Obywatelskiej złożyli wniosek o odebranie honorowego obywatelska Warszawy arcybiskupom Głódziowi i Hoserowi, wcześniej przeciwko wykładowi tego pierwszego protestowali studenci trójmiejskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Można zupełnie szczerze powiedzieć, że polskiemu Kościołowi hierarchicznemu przez lata bierności wobec pedofilii wśród duchownych po prostu "się nazbierało", a teraz konsumuje on cierpkie owoce swoich strukturalnych grzechów. Na gruncie racjonalnej debaty wokół dokumentu Sekielskich, podobne diagnozy padały z ust polityków, księży, biskupów i publicystów kojarzonych z prawicą i konserwatyzmem.

Trudno w obliczu skali zaniedbań i ogromu cierpienia ofiar stawać bezrefleksyjnie po stronie pasterzy, który zamiast - używając języka ewangelicznego - chronić swoje owce, przymykali oczy, gdy działa im się krzywda. Rzekomo "dla dobra całej owczarni". Jak krótkowzroczne było to myślenie, widzimy dzisiaj chyba wszyscy. Wielu z hierarchów po prostu nie stanęło na wysokości powierzonego im zadania.

Niektórzy świadomie, inni bezrefleksyjnie, jeszcze inny z powodu niemocy, starając się jednak działać uczciwie na tych polach, za które byli odpowiedzialni. Bez względu na powody, czasu to nie cofnie, krzywd nie zadośćuczyni. Pytane jednak brzmi, czy poza Kościołem, również część społeczeństwa znajdzie w sobie taką dojrzałość, aby nie zbanalizować potrzeby realnych zmian, topiąc je w natłoku emocji?

Gdzie się kończy "słuszny gniew"?

Nie powinniśmy się przecież oszukiwać, że obok słusznego gniewu na Kościół, w Polsce podnosi również głowę agresywna forma antyklerykalizmu, która korzystając ze zmiany nastrojów społecznych, stopniowo radykalizuje metody działania i protestów. Bez wyroków, a często bez żadnej osobistej winy, przypisuje się wszystkim wiernym i wszystkim duchownym "współsprawstwo" w pedofilii, a przez to usprawiedliwia swoje metody. Atakuje nie tylko konkretnych biskupów, ale Kościół jako taki oraz religię, odbierając jej (co zrobił na Uniwersytecie Warszawskim Leszek Jażdżewski) prawo do głoszenia transcendencji.

To nie są metody mądre i dalekowzroczne. Jak szkodliwie działają generalizacje, przekonaliśmy podczas kampanii przeciw "sędziom kradnącym wiertarki" w wykonaniu Prawa i Sprawiedliwości. Idę o zakład, że jeśli fizyczne ataki na księży, zakłócanie mszy i agresywna retoryka w przestrzeni publicznej zaczną dominować, przeszkodzą, a nie pomogą sprawie gruntownego oczyszczenia - usztywniając stanowisko części wiernych i bardziej konserwatywnych kręgów katolickich (vide ostatnie wypowiedzi ks. Tadeusza Rydzyka). I skończy się to wszystko petryfikacją wojny światopoglądowej, zamiast oczyszczeniem i wyciągnięciem wniosków.

Jeśli ktoś sądzi, że popłynie dzisiaj do polityki na fali wznoszącej, która będzie rugować wiarę z przestrzeni publicznej, może się zaskoczyć, jak szybko ona opadnie, gdy za bardzo podkręci się tempo i zbyt zaostrzy narrację. Czym innym jest bowiem słuszny gniew, czym innym plucie na księży na ulicy i dewastowanie pomników. Wydaje mi się, że rozsądne społeczeństwo, a za taki jako Polacy chcemy uchodzić, powinno dostrzegać różnicę między jednym a drugim.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)