Makowski: ”Dyskretny urok homofobii. Rostowski rusza na poszukiwania gejów w PiS‑ie” [OPINIA]
Sposób, w jaki Platforma Obywatelska odnosi się do postulatów środowisk LGBT przypomina mieszankę hipokryzji z protekcjonalizmem. Schetyna chce iść na czele Marszu Równości, ale z drugiej strony ucisza Pawła Rabieja. A teraz Jacek Vincent Rostowski stosuje homofobiczny szantaż, przypominający PRL-owską akcję ”Hiacynt”.
18.03.2019 | aktual.: 18.03.2019 12:24
Cóż za ciekawa ironia losu. Z definicja chadecka Platforma Obywatelska, postawiona przed faktem dokonanym po uchwaleniu karty LGBT+ w Warszawie, ruszyła u progu wyborów europarlamentarnych na progresywną licytację z Robertem Biedroniem. Partia, która przez osiem lat nie potrafiła wprowadzić do polskiego prawa instytucji związków partnerskich ani zliberalizować reguł umożliwiających dokonanie aborcji, dzisiaj bierze na sztandary postulaty ruchów feministycznych oraz LGBT. Z tym jednym zastrzeżeniem, że jeżeli ktoś - jak np. wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej - powie na głos o co w tej grze chodzi, w obawie przez odpływem niedojrzałego tolerancyjnie elektoratu, delikwenta w upokarzający sposób się ucisza.
Nie tak szczerze
Czytają przez kilka ostatnich dni felietony i słuchając stanowiska części środowiska opozycyjnego, można było odnieść wrażenie, że równość, tolerancja i antydyskryminacja są okej, dopóki zbyt szybko nie wyartykułuje się, że na ich końcu znajdują się małżeństwa jednopłciowe i adopcja dzieci. Wtedy odzywa się Roman Giertych, Hanna Gronkiewicz-Waltz i Tomasz Lis tłumacząc, że polityczny pragmatyzm musi wziąć górę nad wartościami. Jeden z drugim liberałem pogrożą natomiast paluszkiem w gazecie, przypominając, że konieczna jest dyscyplina w przekazie, bo ”polityczna paplanina” o adopcji szkodzi demokratom na froncie z kaczyzmem.
Przesadzam? Wystarczy przecież pociągnąć niektórych polityków opozycji za język, aby okazało się, że postulaty homoseksualistów nie są ich własnymi, ale akurat dzisiaj można się pod nimi warunkowo podpisać, bo stanowią skuteczną pałkę na PiS. I przeciwwagę na lewej flance dla Razem i Wiosny. Czym się jednak - oceniając po owocach - różni protekcjonalny ton Grzegorza Schetyny od Jarosława Kaczyńskiego? Ostatecznie dla jednego i drugiego geje i lesbijki stanowią konstrukt społeczno-ideologiczny, wokół którego orientuje się bieżącą politykę, nie chcąc naruszenia akceptowalnego przez większość społeczeństwa status quo. Jak wewnętrznie niespójne są to postawy, udowodnił w poniedziałek choćby Jacek Vincent Rostowski.
”Gdzie jest największej niezadeklarowanych gejów”?
– To nie budzi mojego entuzjazmu [podpisanie deklaracji LGBT+], ale budzi moje absolutne oburzenie to, co PiS robi, co jest szczuciem na grupy LGBT. To po prostu podłe i paskudne, a poza tym szczytem hipokryzji, bo wszyscy wiedzą, że nie ma partii politycznej w Polsce, gdzie jest więcej niezdeklarowanych gejów niż w PiS-ie i szczególnie na najwyższych pozycjach w PiS-ie – stwierdził stwierdził były wicepremier w rozmowie z Konradem Piaseckim w TVN24. Następnie dodał: ”Nie jest moją sprawą mówić, kto na najwyższych poziomach PiS-u jest gejem, ale uważam, że środowiska LGBT powinny się zastanowić się, czy teraz PiS nie przekroczył pewnej linii”.
Czy można w jednej wypowiedzi zmieścić więcej hipokryzji, oskarżając o nią przy okazji przeciwnika? Jak się okazuje, dla byłego ministra finansów orientacja seksualna stanowi powód do szantażu w duchu infantylnego mechanizmu ”wiem, ale nie powiem”. Do tej pory podobne teksty, bez ukrywania nazwisk, rzucali Jerzy Urban, Jan Hartman czy Andrzej Rozenek. Do tego poziomu chciałaby równać Platforma?
Hiacynt raz jeszcze
Trudno w słowach Rostowskiego nie odnaleźć również odległego echa akcji Milicji Obywatelskiej o kryptonimie ”Hiacynt”. Właśnie wtedy, na przełomie lat 1985-87, władze PRL chcąc skompromitować część środowisk solidarnościowych oraz wytworzyć - pod pozorem walki z AIDS - nowego wroga. Rozpoczęła się masowa inwigilacja środowisk homoseksualnych, zarejestrowano ponad 11 tys. osób o odmiennej orientacji seksualnej. Tzw. ”różowe teczki” miały być gwarantem, że potencjalnie kłopotliwy dla władzy ”element” nie będzie specjalnie fikał. Bo wtedy wiadomo, co się zrobi.
Autentycznie dziwie się kierownictwu PO, że pozwala na podobne stawianie sprawy wobec polityków PiS-u, zamiast po prostu rzetelnie punktować ich retorykę w kontekście dyskusji o postulatach środowisk LGBT w Polsce. Jeśli Grzegorz Schetyna autentycznie chce się uważać za adwokata ich praw, powinien wypowiedź swojego partyjnego kolegi potępić.
Marcin Makowski dla WP Opinie