Majmurek: Kolejny mail ze skrzynki Dworczyka pokazuje, że hejt to podstawowa metoda tej władzy [OPINIA]
Maile, które wyciekły ze skrzynki Dworczyka, dają unikalny wgląd za kulisy obozu władzy. Konkretnie w krąg najbliższych współpracowników premiera Morawieckiego. Nie jest to ładny obraz.
Z maili Dworczyka wynika bowiem, że w otoczeniu szefa rządu nie ma żadnej strategicznej myśli, żadnego planu zmiany Polski na lepsze, jest za to histeryczne wróżenie z sondażowych fusów, polityka prowadzona w rytm kolejnych badań opinii publicznej, planowanie w perspektywie drgań słupków poparcia.
Co gorsze, jak się dowiadujemy, podstawową metodą prowadzenia polityki przez ludzi premiera jest hejt. W kolejnych mailach ze skrzynki Dworczyka widzimy otoczenie szefa rządu ciągle radzące, jaką by tu grupę społeczną wziąć dla politycznej korzyści na cel hejterskiej kampanii. Zobaczyliśmy już maile, gdzie współpracownicy premiera nakłaniają TVP do ataku na krytycznych wobec władzy sędziów, szukają haków na szefa Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomira Broniarza i wyrażają ulgę, że strajkujący nauczyciele "zostaną dobici i poniżeni falą hejtu".
W najnowszym ujawnionym mailu dowiadujemy się, że także środowisko LGBT+ było celem zorganizowanego hejtu obozu władzy. "Przesyłam, co jutro będzie w 'Super Expressie'. Wydaje mi się, że powinniśmy poszukać więcej osób, które ze świata celebrytów będą krytykować LGBT, na razie udało się nam z Z. Boniek i jutro Zosia Klepacka" – tak w marcu 2019 roku pisał jeden z najbliższych współpracowników premiera w ostatnich latach, Mateusz Chłopik. W załączniku do maila wysłał zrzuty ekranu ze wspomnianym wydaniem "Super Expressu". Na górze okładki tabloidu wieki napis krzyczy: "Polacy nie chcą karty gejów i lesbijek", na pierwszej stronie wydania sportowego wspomniana Zofia Klepacka skarży się, że środowiska LGBT rzekomo groziły jej śmiercią.
"Ręce opadają", "karygodne". Mateusz Morawiecki pod ostrzałem
Trzy kampanie wstydu
Oczywiście, nie wszystko, co dociera do nas jako przeciek ze skrzynki Dworczyka, musi być prawdziwe. Jak dotąd żaden z maili nie został jednak zdemaskowany jako fałszerstwo, a treść kilku została mniej lub bardziej potwierdzona. Mail o szukaniu celebrytów do ataków na społeczność LGBT+ brzmi dość wiarygodnie w kontekście polityki PiS z ostatnich kilku lat. Zwłaszcza z trzech ostatnich kampanii wyborczych: w wyborach europejskich wiosną 2019 roku, parlamentarnych jesienią tego samego roku oraz prezydenckich w 2020 roku.
Mail Chłopika pochodzi z samego początku tego kampanijnego trójskoku, z marca 2019 roku. Miesiąc wcześniej, zgodnie z obietnicami wyborczymi, prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski, wprowadza kartę LGBT w stolicy. PiS, jego media i bliskie obozowi władzy środowiska reagują nagonką na stołeczne władze. Sieją dezinformację, straszą Polaków rzekomą "seksualizacją dzieci" i nauką masturbacji w przedszkolach. Zdominowane przez prawicę samorządy w odpowiedzi na warszawską kartę przyjmują uchwały o "samorządzie wolnym od ideologii LGBT+". W Lublinie radnych wojewódzkich do przyjęcia uchwały zachęca wtedy jeszcze wojewoda lubelski, Przemysław Czarnek. Uchwały są dyskryminujące i stygmatyzujące osoby LGBT+. Stają się przedmiotem kolejnego sporu Polski z Unią Europejską, samorządy zagrożone utratą unijnych środków wycofują się z nich.
Tematyka LGBT staje się jednym z czołowych tematów kampanii w eurowyborach. PiS straszy Polaków, że jeśli wygra Koalicja Europejska, polskie dzieci trafią do par homoseksualnych. Choć KE niczego takiego nie postuluje. Na katowickiej konwencji PiS przed eurowyborami, w marcu 2019 roku, Jarosław Kaczyński krzyczał pod adresem środowisk LGBT: "Wara od naszych dzieci!".
W wyborach parlamentarnych temat trochę przycicha, by wrócić z równie wielką siłą w wyborach parlamentarnych. Andrzej Duda znów straszy Polaków zagrożeniami, jakie rzekomo stwarzać ma "ideologia LGBT". Na wiecu wyborczym w Brzegu w czerwcu 2020 roku prezydent mówił: "Próbuje się nam, proszę państwa, wmówić, że to ludzie. A to jest po prostu ideologia". "Ideologię LGBT" prezydent porównał do komunizmu, a nawet stwierdził, że jest ona od komunizmu gorsza. By powstrzymać marsz tak niebezpiecznej "ideologii", prezydent zaproponował "Kartę Rodziny". Znalazł się w niej między innymi zapis o "zakazie propagowania ideologii LGBT w instytucjach publicznych" – niekonstytucyjny, dyskryminacyjny i przypominający rozwiązania rodem z putinowskiej Rosji.
Dudzie w walce z tęczowym zagrożeniem dzielnie sekundował dokooptowany do jego sztabu Przemysław Czarnek – od jesieni 2019 roku już poseł. Czarnek w trakcie kampanii prezydenckiej błysnął wypowiedzią w jednym z programów TVP, gdy powiedział: "Brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją". Czarnek i jego polityczni sojusznicy tłumaczyli później, że te słowa trzeba rozpatrywać w kontekście, że padły one jako komentarz do zdjęć z Los Angeles Pride. Tłumaczenia to jednak obłudne, w całym programie poseł Czarnek wielokrotnie przekonywał, że osoby LGBT są "nienormalne" i nie mają prawa do ekspresji własnej tożsamości w przestrzeni publicznej.
Wszystkie te trzy kampanie wyborcze okazały się skuteczne, PiS wygrał. Skuteczność nie jest jednak wszystkim w polityce, a na pewno nie w osądzie historii. Swoimi atakami na społeczność LGBT+ politycy PiS zapisali się w księdze wstydu polskiej polityki, podobnie jak autorzy antysemickich nagonek sprzed wojny, do których języka przyznawać otwarcie obawia się dziś nawet narodowa prawica.
Władza nie jest od szczucia
W tym kontekście współpracownik premiera szukający celebrytów do ataków na społeczność LGBT+ nie dziwi. Niemniej jednak cała sytuacja żenuje i oburza. Władza nie jest od organizowania hejtu na różne mniejszościowe grupy. Ma służyć wszystkim obywatelom – wierzącym i nie, homo i hetero, monarchistom i socjalistom. Dobra polityka polega na tym, że pomaga się obywatelskiej wspólnocie wydobyć to, co z niej najlepsze. Zła na dzieleniu społeczeństwa i odwoływania się do najgorszych uprzedzeń, lęków i najniższych instynktów tworzących je grup. A to właśnie robił PiS, podsycając przy pomocy fake newsów lęki przed społecznością LGBT.
Gdy władza wybiera sobie grupę, którą ustawia w roli kozła ofiarnego, wskazaną wokół takiego kryterium jak orientacja seksualna, to robi się naprawdę duszno, nieprzyjemnie i niebezpiecznie. Osoby LGBT+ i tak nie mają w Polsce łatwo. Prawo widzi ich związków, instytucje takie jak związki partnerskie, absolutna oczywistość w większości krajów naszego kręgu cywilizacyjnego, tu ciągle traktowane są jako "atak na rodzinę". Według raportu "Sytuacja osób LGBT w Polsce w latach 2019-20" połowa Polaków i Polek LGBT+ miało myśli samobójcze. Rząd przedstawiający społeczność LGBT+ jako zagrożenie dla polskich dzieci, porządku społecznego i narodowej tożsamości igra z ogniem.
Najgorsze dopiero przed nami
Co jednak najgorsze, PiS sięgał po hejt przeciw LGBT w 2019 roku, gdy stały za nim cztery lata świetnej koniunktury. Mógł wtedy spokojnie wygrać wybory, przypominając o 500 plus, minimalnej stawce godzinowej, rekordowo niskim bezrobociu. Bez walenia poniżej pasa.
Jak brudna i podła w takim razie będzie następna kampania? Gdy wszyscy zapomną o złotych latach 2015-19? Gdy notowaniom PiS będzie ciążyć chaos wokół Polskiego Ładu, drożyzna, katastrofalne błędy i zaniechania w walce z pandemią? Jak wiele hejtu rządzący obóz uruchomi, by mimo tego wszystkiego utrzymać władzę?