"Mają nas za idiotów". Wojsko ignoruje rodziny poborowych
W zaatakowanym przez Ukraińców obwodzie kurskim stacjonowało wielu poborowych. Niektórzy zginęli, a inni trafili do niewoli. Rodziny nie wiedzą, co się dzieje z ich bliskimi, gdyż armia ich nie informuje. - Odpowiadają nam: "co za bzdury mówicie, ich tam nie ma, po prostu zabrali im telefony". Generalnie mają nas za idiotów - mówi jedna z matek.
Dziennikarze portalu Wiorstka dotarli do krewnych kilku żołnierzy i poborowych, którzy stacjonowali pod miastem Sudża, gdzie toczą się obecnie walki z Siłami Zbrojnymi Ukrainy. Wielu z nich jest zaginionych.
Dziennikarze opisują m.in. historię syna Swietłany, który wieczorem 6 sierpnia napisał jej, że jedzie "na posiłki" i wielu poborowych zostało już rannych. Potem mężczyzna już się z nią nie kontaktował.
Podobna historia przydarzyła się siostrzeńcowi Jewgienii, który po raz ostatni skontaktował się z nim 7 sierpnia po południu. Wcześniej dał jej znać, że żyje i nie został złapany, ale wielu poborowych zostało "schwytanych".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ksenia z Orenburga ma 20-letniego syna. Powiedziała Wiorstce, że armia chciała jego i kilku innych poborowych wysłać na granicę rosyjsko-ukraińską w celu "przetrzymania".
- A tam jeszcze gorzej, tam już wszystko rozje***e, a teraz jeszcze chcą nas tam wysłać - mówił poborowy.
Ostatecznie został ewakuowany, ale wcześniej został trafiony w rękę, w wyniku czego trafił do szpitala.
Jedna z matek wspomina, że jej syn po raz ostatni przesłał jej wiadomość 5 sierpnia późnym wieczorem. Przekazał, że nie może dokładnie informować, co się dzieje, ale opowiadał, że regularnie strzelają do "ptaków", jak nazywano drony rozpoznawcze Sił Zbrojnych Ukrainy.
"Mają nas za idiotów"
Wielu poborowych oczekiwało na ewakuację i wyjazd do spokojniejszych regionów. Ich bliscy potracili jednak z nimi kontakt i nie wiedzą, co się dzieje. Docierają tylko do nich informację o tym, że wielu żołnierzy trafiło do ukraińskiej niewoli.
- Do Moskwy nie możemy się dodzwonić, urzędy rejestracji i poboru odpowiadają nam: "co za bzdury mówicie, ich tam nie ma, po prostu zabrali im telefony". Generalnie mają nas za idiotów. W kurskim szpitalu nie udzielają nam żadnych informacji, mówią, że nie mają czasu, że jest wielu rannych - mówi jedna z matek.
Jak podaje Wiorstka, krewni 52 zaginionych poborowych wspólnie próbuje dowiedzieć się, co się dzieje z ich bliskimi.
Czytaj więcej: