PolskaMagister za półtora tysiąca, doktor za dziesięć

Magister za półtora tysiąca, doktor za dziesięć

Po tym, jak opisaliśmy zjawisko handlu pracami dyplomowymi w sieci, odezwało się do nas wielu internautów, którzy właśnie w ten sposób uzyskali tytuł licencjata lub magistra. Postanowiliśmy więc przyjrzeć się temu procederowi oraz sprawdzić, kto i ile na tym zarabia.

Magister za półtora tysiąca, doktor za dziesięć
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

24.06.2009 | aktual.: 24.06.2009 13:42

Kupno gotowej pracy dyplomowej w internecie nie stanowi najmniejszego problemu. W ofertach można przebierać jak w ulęgałkach nawet, jeśli temat naszej pracy wydaje się skomplikowany.

Licencjat w trzy tygodnie, doktor w pół roku

Internetowi handlarze oferują szeroki zakres usług – począwszy od tworzenia prezentacji maturalnych, przez pisanie prac semestralnych, licencjackich, magisterskich, a nawet doktorskich. Firmy zapewniają, że są w stanie uczynić studenta licencjatem w trzy tygodnie, magistrem w miesiąc, a doktorem nawet w pół roku. Tyle właśnie trwa pisanie prac na zlecenie.

Przejrzeliśmy kilkadziesiąt ofert sprzedaży prac. Po naszej analizie okazało się, że jest kilka grup osób trudniących się tym biznesem.

Najczęściej ogłaszają się studenci, którzy nie mają jeszcze stałej pracy. – Z moich obserwacji wynika, że są to głównie ludzie, którzy uczą się na dwóch kierunkach i mają wiele zainteresowań – mówi Paweł ze Śląska, który dorabia na pisaniu prac dyplomowych.

Paweł: zacząłem dorabiać przez przypadek

Kolejną grupą są osoby, które chcą sobie dorobić do pensji lub emerytury. Wśród nich jest właśnie Paweł, dziennikarz bez stałego etatu. Jak tłumaczy, żyje z pisania tekstów do lokalnych gazet, więc z tworzeniem i redagowaniem tekstów naukowych nie ma większego problemu.

Na pomysł dorobienia na pisaniu prac wpadł jednak przez przypadek. – Rok temu znajomy poprosił mnie o pomoc w przygotowaniu prezentacji maturalnej. Bardzo chciałem mu pomoc, więc zgodziłem się. Byłem zadowolony, bo polonistka oceniła pracę na piątkę. No i tak to się zaczęło – opowiada chłopak.

W tym roku kolejna osoba poprosiła go o napisanie pracy licencjackiej i zaproponowała, że zapłaci. – Było mi głupio, bo nie wiedziałem, ile bierze się za takie zlecenie. Przejrzałem ogłoszenia w internecie i zobaczyłem, że są firmy, które oferują prace nawet za 280 zł. Szybko zorientowałem się jednak, że tanie prace to na ogół plagiaty sprzedawane wielu osobom i nie mają większej wartości – mówi.

Biorę 450 zł za licencjat

Niewiele myśląc Paweł zaproponował za napisanie 450 zł, co i tak, jego zdaniem, nie było wygórowaną stawką na rynku. – Licencjat (ok. 60 stron) kosztuje średnio tysiąc złotych, magisterka – półtora, a doktorat (ok. 500 stron) zaczyna się od 10-15 tys. O wiele tańsze są prezentacje maturalne, za które płaci się od 300 do 500 zł (w zależności od miasta i tematu) – mówi.

Dziennikarz mówi, że napisanie pracy licencjackiej zajęło mu niespełna trzy tygodnie: – Dwa tygodnie przeglądałem bibliografię, przeczytałem dwie książki, a kilka pozostałych przejrzałem i wykorzystałem fragmenty. Na samo pisanie poświęciłem trzy dni. Promotor koleżanki zaakceptował pracę i nie wniósł żadnych poprawek, więc wszystko sprawnie poszło. Po zrealizowaniu zamówienia koleżanka poleciła mnie innym, więc rozdzwoniły się telefony z kolejnymi propozycjami.

Tematy prac, które do tej pory zlecali Pawłowi znajomi, nie przysporzyły mu większych problemów, bo leżały w zakresie jego zainteresowań. Są jednak dziedziny, których by się nie podjął. – Jestem zielony z fizyki i przedmiotów politechnicznych, więc bałbym się nawet redagować taki tekst. Mógłbym natomiast przymierzyć się do pisania na tematy związane z biologią. Cena za taką pracę byłaby jednak wyższa – podkreśla mężczyzna. Jednocześnie dodaje, że w przyszłości nie chce zajmować się pisaniem prac dyplomowych. – Mam poczucie, że to nie jest do końca etyczne, szczególnie jeśli pisze się prace osobie, która nie ma bladego pojęcia o temacie, który ma bronić – mówi.

Kolega wyciąga trzy tysiące miesięcznie

Są i tacy, którzy z pisania na zamówienie uczynili swój zawód. – Mam znajomego, który od kilka lat w ten sposób zarabia i wyciąga z tego 3 tys. miesięcznie – opowiada Paweł.

Oprócz samotnych strzelców, na rynku istnieją również większe, profesjonalne firmy, zatrudniające kilku lub nawet kilkunastoosobowe zespoły "specjalistów", którzy "produkują" prace na zamówienie. Firmy te przygotowują teksty na każdy temat - od ekonomii, przez marketing, zarządzanie, turystykę, prawo, historię, po etnologię i zapewniają, że z każdego zlecenia wywiązują się w terminie. Jeśli zatem klient zażyczy sobie, aby praca została napisana w dwa tygodnie, to specjaliści, za dodatkową opłatą, zrealizują również takie zamówienie.

O tym, jaki jest popyt na prace dyplomowe świadczy ilość ogłoszeń o pracę dla redaktorów tekstów naukowych. Jedna ze stołecznych firm w ten sposób zachęca kandydatów: „Jeśli pisanie sprawia Ci przyjemność i przychodzi z łatwością masz możliwość dołączenia do naszego zespołu. Stałym współpracownikom gwarantujemy stały dopływ zleceń, godziwe wynagrodzenie oraz rozwój zawodowy”.

W ogłoszeniu czytamy, że redaktor musi mieć wyższe wykształcenie ekonomiczne, humanistyczne lub techniczne. A oprócz tego wymagane jest doświadczenie w zakresie pisania tekstów i publikacji naukowych w języku polskim lub angielskim, francuskim czy rosyjskim. Zatrudnię redaktora naukowego, oferuję 15 zł za stronę

Wirtualna Polska postanowiła sprawdzić, co kryje się za tą ofertą. W słuchawce odzywa się mężczyzna, który szybko przechodzi do szczegółów. „Daję 15 zł od każdej napisanej strony, podpisuję umowę o dzieło i oczekuję, że zostanie napisana w terminie. Praca jest zdalna, nie trzeba przyjeżdżać do biura” oznajmia właściciel firmy. Warto dodać, że sam pracodawca zarabia na takiej pracy dodatkowo ok 5-15 zł, bowiem klient płaci firmie od 20 do 30 zł za stronę (w zależności od trudności tematu i czasu napisania pracy).

- Na jakie tematy miałabym pisać? – dopytuję.

- Wszystko jedno, niech pani zadeklaruję jakie ją interesują, a ja prześlę kilka propozycji, z których może pani coś wybrać – odpowiada.

Wykształcenie nie jest istotne

Gdy pytam o to, czy mam wysłać CV, mężczyzna odpowiada, że nie muszę. Wystarczy numer telefonu i adres mailowy, na który mam dostać dalsze informacje. Przyszły pracodawca nie pyta mnie też o wykształcenie i o to, czy potrafię pisać teksty naukowe w językach obcych.

Ogłoszeniodawca zapewnia jednak, że praca, którą oferuje jest dochodowa. – Jeśli pani lubi pisać i okaże się, że prace są dobre, to może pani liczyć na stałe zlecenia, a w przyszłości nawet umowę o pracę. Zleceń jest dużo, więc jest w czym wybierać. Można pisać prezentacje maturalne, licencjaty, magisterki, prace semestralne czy doktoraty, których też trochę mamy – zapewnia mężczyzna.

- Ile mam czasu na napisanie pracy magisterskiej? – podpytuję.

- Na ogół półtora miesiąca. Jeśli jednak ktoś zażyczy sobie krótszy termin, a pani się wyrobi, stawka będzie wyższa – kusi pracodawca.

Mam czyste sumienie, bo piszemy tylko wzory

Na koniec pytam o to, czy praca, którą oferuje pracodawca, jest legalna. Ten zapewnia, że tak i tłumaczy: - Naszym zadaniem jest jedynie napisanie wzoru pracy i nie bierzemy odpowiedzialności za to, co klient dalej zrobi z tekstem. My tylko tworzymy materiał, który może być wykorzystywany do celów bibliograficznych lub informacyjnych – zabezpiecza się mężczyzna i z pamięci recytuje przepisy prawne. – Ktoś, kto składa pracę, nie będąc jej autorem podlega pod art. 272 Kodeksu karnego, który mówi jasno: „kto wyłudza poświadczenie nieprawdy przez podstępne wprowadzenie w błąd funkcjonariusza publicznego lub innej osoby upoważnionej do wystawienia dokumentu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.” – cytuje.

Handluje pracami i... złomem

Pracodawca nie widzi zatem niczego niestosownego w rekrutowaniu osób, do pisania prac na zlecenie. „Prawo tego nie zabrania, więc działam legalnie” – wyjaśnia. Jak sprawdziliśmy, handel pracami nie jest jedynym zajęciem mężczyzny, który ogłasza się w internecie. Jego drugą profesją jest... skup złomu, recykling kabli i handel surowcami wtórnymi.

A co wy sądzicie o procederze handlu pracami w internecie? Czekamy na Wasze komentarze!

Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
szkołapracastudia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)