Magdalena Ogórek z pomocą prokuratury. Kiedy interes PiS jest "interesem społecznym"
Prokuratura szuka protestujących, którzy obrazili Magdalenę Ogórek przed TVP. To nadzwyczajne działanie, bo Ogórek powinna sama walczyć o dobre imię. - Niepotrzebnie robi się w tym zakresie wyłomy - mówi WP Janusz Kaczmarek, były prokurator krajowy.
Te obrazki widzieli wszyscy: siedziba TVP przy pl. Powstańców, Magdalena Ogórek skończyła program, idzie do samochodu. Oblega ją grupa aktywistów, którzy od wielu dni protestują przed TVP. Zaczynają skandować hasła, niektóre obraźliwe dla Ogórek, kiedy była kandydatka SLD na prezydenta wsiada do samochodu, obklejają go naklejkami. Po chwili interweniuje policja.
Starcie
Później na pierwszy plan wychodzi reakcja TVP, która w "Wiadomościach" ujawniła personalia protestujących. Spadły na nich szykany i groźby, przygotowują właśnie pozew zbiorowy przeciw TVP. Ale także ich może spotkać kara, i to nie tylko za tamowanie ruchu i przyklejenie ulotek w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Prokuratura prowadzi też postępowanie ws. pomówienia i znieważenia Magdaleny Ogórek - poinformowała "Gazeta Wyborcza".
Zobacz także: Siemoniak o szczycie w Warszawie i słowach Netanjahu: PiS to mistrzowie popadania w kłopoty
To zaskakujące bo sprawiedliwości za znieważenie i pomówienie zwykle dochodzi się w procesie cywilnym. W wyjątkowych wypadkach postępowanie prowadzi prokuratura, czyli finansuje się je ze środków publicznych. Aby tak się stało, za ochroną dobrego imienia osoby, która poczuła się pomówiona, musi stać "interes społeczny". Rzecznik warszawskiej prokuratury Łukasz Łapczyński przekonuje, że nawet jeśli prokuratura nie znajdzie takiego interesu, musi najpierw ustalić sprawców czynu. "Gazeta" przypomina jednak, że w sprawie kobiet pobitych podczas Marszu Niepodległości w 2017 r. śledczy stwierdzili, że ustalanie sprawców to nie ich obowiązek.
"Inters społeczny"
Z "interesem społecznym" jest taki problem, że to pojęcie zupełnie nieostre i tak naprawdę od prokuratorów zależy, czy zdecydują się prowadzić sprawę z oskarżenia publicznego, czy też osoba pokrzywdzona będzie musiała samodzielnie dochodzić sprawiedliwości. Przypadków, gdy prokuratura odmawiała wszczęcia postępowania ze względu na brak interesu społecznego jest wiele.
Najgłośniejszy to sprawa "aktów politycznego zgonu", które wystawili prezydentom kilkunastu polskich miast działacze Młodzieży Wszechpolskiej. O takiej decyzji poinformowano na kilka dni przed zabójstwem Pawła Adamowicza, który jeszcze przed śmiercią zapowiedział, że doprowadzi do tego, aby narodowcy odpowiedzieli prawnie za swoje czyny.
Utrwalony pogląd
Wbrew powszechnemu przekonaniu powodem może być nie chęć ochrony narodowców, ale dotychczasowa praktyka działania prokuratury. - Zwykle czyny ścigane z oskarżenia prywatnego, takie jak zniesławienie, powstają w stanie emocji - tłumaczy Janusz Kaczmarek, były prokurator Krajowy. - Chodzi o to, żeby nie wszystkie z automatu przekazywać do wymiaru sprawiedliwości, tylko żeby doszło do wyciszenia emocji, żeby to pokrzywdzony zdecydował, czy chce iść do sądu. Jednak są takie sprawy, gdy ze względu na społeczne poczucie sprawiedliwości, sprawa nie może zostać bez dalszego biegu - dodaje. Wskazuje, że dzieje się tak, gdy "w wyniku zniesławienia doszło do dużych strat nie tylko moralnych, ale i finansowych".
Jednak najczęściej prokuratura angażuje się w sprawę ze względu na osobę pokrzywdzoną. - Przez wiele lat, od 1989 r., kiedy zacząłem pracę w prokuraturze, liczni prokuratorzy generalni, ministrowie sprawiedliwości, lansowali pogląd wskazujący, by ingerować w sprawy z oskarżenia prywatnego, gdy mamy do czynienia z osobą wiekową, nieporadną, niesamodzielną - wylicza Janusz Kaczmarek.
"Wyłom"
Dlatego uznawano, że osoby publiczne same mogą zawalczyć o swoje dobre imię. - Na przestrzeni lat wielu ministrów, osób publicznych, domagało się od prokuratury, by przejęła sprawę, bo nie chcieli własnymi rękoma inicjować postępowania karnego, bo było to niewygodne politycznie. Prokuratura trzymała się tej zasady, że zajmowała się sprawami, gdzie poszkodowany nie może sobie sam poradzić - tłumaczy były szef MSWiA. - Niepotrzebnie robi się w tym zakresie wyłomy, bo w przyszłości każdy będzie mógł się na ten przypadek powołać. A przecież pani Ogórek nie jest bezradna, ani schorowana, ani nieporadna - dodaje Janusz Kaczmarek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl