PolitykaMagdalena Merta: Po Smoleńsku w sprawie bezpieczeństwa nie zrobiono nic. Czekamy na kolejną tragedię [WYWIAD]

Magdalena Merta: Po Smoleńsku w sprawie bezpieczeństwa nie zrobiono nic. Czekamy na kolejną tragedię [WYWIAD]

- Państwo polskie nie włożyło wystarczającego wysiłku w wykorzystanie katastrofy smoleńskiej do wprowadzenia nowych wytycznych w dziedzinie bezpieczeństwa lotów. Incydent taki jak lądowanie prezydenta Dudy w Lublinie nie powinien się wydarzyć. Od 2010 roku nie zrobiono nic, albo jeszcze gorzej - działano przeciwskutecznie. Działano pokazowo, chciano zamknąć opinii publicznej usta. Mam wrażenie, że ta bierność to jak czekanie na kolejną tragedię - komentuje śledztwo WP Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie.

Magdalena Merta
Magdalena Merta
Źródło zdjęć: © East News
Marcin Makowski

Wirtualna Polska ujawniła kolejny po starcie bez asysty wieży kontroli lotów w Zielonej Górze incydent z udziałem samolotu prezydenta Andrzeja Dudy. Tym razem podczas kampanii prezydenckiej oraz lądowania w Lublinie piloci złamali procedury bezpieczeństwa - doprowadzili do zbyt gwałtownego zniżania samolotu, niewłaściwego ustawienia mocy silników, w niewłaściwym momencie wypuścili klapy, lecieli zbyt szybko. O incydencie piszemy TUTAJ – KLIKNIJ.

Marcin Makowski: Czy opisywany przez Szymona Jadczaka incydent coś pani przypomina?

Magdalena Merta: Nie wiem, czy bezpośrednio przypomina mi to katastrofę w Smoleńsku, bo tam wszystko wskazuje na bardziej skomplikowane przyczyny. Chodzi mi o szczątki samolotu leżące na 400 metrów od "pancernej brzozy" oraz zapisy wstrząsów w czarnych skrzynkach. To oczywiście nie oznacza żadnego zamachu, bo to za mało, aby o nim wyrokować. Rozumiem, że z samolotem prezydenta Andrzeja Dudy tak nie było, dlatego te dwa zdarzenia nie są ze sobą bezpośrednio związane. Warto w takiej sytuacji podkreślić, że państwo polskie nie włożyło jednak wystarczającego wysiłku w wykorzystanie katastrofy smoleńskiej do wprowadzenia nowych wytycznych w dziedzinie bezpieczeństwa lotów. Nie stworzono lepszych procedur, mających chronić najważniejsze osoby w państwie. Nie jest przypadkiem, że Tomasz Arabski usłyszał wyrok za organizację tego lotu, ale na tym zakończono.

Myśli pani, że tym razem coś się zmieni?

Nie wiem, ale uważam, że opisane przez WP zdarzenie powinno być początkiem debaty oraz impulsem do zwiększenia troski państwa o losy oficjalnych delegacji, oraz przygotowań do lotu. Bardzo dobrze, że zaczyna się o tym mówić. Transparentnie wskazuje się na czynniki, które powodują dodatkowe ryzyko.

Jest pani wdową po ministrze Tomaszu Mercie, obserwuje pani procedury lotnicze oraz dyskusje na ten temat od lat. Jest aż tak źle?

Od 2010 roku nie zrobiono nic, albo jeszcze gorzej - działano przeciwskutecznie. Rozwiązano 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, jak gdyby w tym miejscu leżał problem. Działano pokazowo, chciano zamknąć opinii publicznej usta. Mam wrażenie, że ta bierność to jak czekanie na kolejną tragedię.

Dlaczego nie uczymy się na błędach?

Myślę, że to wynika głównie z indolencji naszych służb, które powinny być najbardziej zainteresowane przestrzeganiem formalności i rygorystycznym trzymaniem się procedur. Wycieki e-maili ministra Michała Dworczyka tylko potwierdzają, że pod tym względem nasze państwo jest dziurawe, zarówno od strony korespondencji między urzędnikami, jak i zabezpieczenia lotu głowy państwa.

Gdy media ujawniają podobne historie, zazwyczaj zaczyna się od obwiniania mediów.

Media po to są, żeby zajmować się historiami takimi jak lądowanie samolotu prezydenckiego w Lublinie. Nie wolno im kłamać ani przeinaczać faktów, ale jeżeli opisują je, powołując się na wewnętrzne raporty, pytają ekspertów i demaskują nieprawidłowości - wymagać od nich w podobnej sytuacji milczenia, to jak wymagać od wiatru, żeby nie wiał.

Czy słysząc o takich wydarzeniach, boi się pani, że Smoleńsk może się powtórzyć?

Do tej pory o tym nie słyszałam, ale może teraz, po zapoznaniu się z tekstem, zacznę myśleć, na ile jako państwo jesteśmy przygotowani do funkcjonowania bez katastrof i incydentów lotniczych. W 1992 roku Bill Clinton startował do wyborów z hasłem "Gospodarka, głupcze!". My dzisiaj musimy mieć z tyłu głowy inne hasło: "Wojna, głupcze!". W sytuacji, w której Władimir Putin gromadzi wojska na granicy z Polską, tym bardziej powinniśmy być wyczuleni na wszelkie niebezpieczeństwa i możliwości zdestabilizowania sytuacji politycznej w kraju. Tymczasem działamy tak, jakbyśmy chcieli to ryzyko maksymalizować. Nie umiem tego zrozumieć. To, co wydarzyło się w Lublinie, nigdy nie powinno mieć miejsca.

Dla WP Wiadomości rozmawiał Marcin Makowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Andrzej Dudamagdalena mertasmoleńsk
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (440)