Macierewicz wrócił na chwilę. Zdążył zażenować rodziny ofiar tragedii w Smoleńsku
Gdyby nie inwazja Rosji na niepodległą Ukrainę, dziś nikt głośno o zamachu w Smoleńsku by nie mówił. Pracami podkomisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza w ostatnich latach partia rządząca się nie interesowała. - Temat wrócił, bo musiał wrócić - mówi nam jeden z polityków. Zielone światło dał Jarosław Kaczyński.
Po hucznym powrocie Antoniego Macierewicza czuć nie zaskoczenie, a zniesmaczenie.
Były szef MON wywołał zażenowanie w obozie władzy, publikując w swoim ogólnodostępnym raporcie drastyczne zdjęcia okaleczonych i nagich ciał ofiar tragedii z 10 kwietnia, w tym ciała śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Zdjęcia te (nie będziemy ich opisywać z szacunku dla rodzin ofiar) były przez wiele godzin we wtorek, 12 kwietnia, dostępne w internecie. Mógł zobaczyć je każdy, bez żadnej cenzury, zabezpieczenia i ostrzeżenia o drastyczności obrazów.
- To, co zrobili amatorzy z podkomisji, jest obrzydliwe. Zero wyczucia, zero szacunku, wszystko - słychać nawet od niektórych w obozie władzy.
Dystans do podkomisji
- Raport jest owocem pracy grupy ekspertów. Jest przedstawieniem scenariusza wydarzeń, które miały miejsce 10 kwietnia 2010 roku. Czekamy na stanowisko prokuratury, bo to rolą prokuratury jest przedstawienie materiału dowodowego. To sąd powinien rozstrzygnąć ostatecznie o tym, co wydarzyło się w Smoleńsku - mówi dziennikarzowi Wirtualnej Polski wiceminister obrony narodowej Marcin Ociepa.
- Być może tak jak na prawdę katyńską musieliśmy czekać kilkadziesiąt lat, tak będziemy być może musieli trochę poczekać na prawdę o tym, co wydarzyło się w Smoleńsku - uważa.
Strona internetowa z raportem sejmowej podkomisji Macierewicza, na której przez ponad dobę dostępne były drastyczne zdjęcia ciał ofiar tej katastrofy, zamieszczona była na stronie rządowej MON.
Kiedy we wtorek zwrócili na to uwagę dziennikarze i politycy, raport zniknął ze strony. "Za niedopuszczalny błąd publikacji tych zdjęć wywołujących ból i traumatyczne przeżycia bardzo przepraszam Rodziny i wszystkich Państwa, którzy zapoznali się z tym materiałem zdjęciowym" - stwierdził w opublikowanym wieczorem oświadczeniu Macierewicz.
Jak przyznaje Wirtualnej Polsce osoba bliska jednej z ofiar katastrofy: - Macierewicz obiecał nam, że żadne takie materiały nie ukażą się publicznie. Nigdy.
Plik, który udostępniono na stronie podkomisji smoleńskiej, zawierał kilkusetstronicowy tom z analizami. Tam znalazło się 25-stronicowe opracowanie: "Informacje o ciałach ze śladami wysokiej temperatury i oparzeń" autorstwa Marka Dąbrowskiego, byłego członka podkomisji smoleńskiej. Nosi ono datę 3 listopada 2016 roku.
Dąbrowski w oświadczeniu dla mediów przekazał, że zostało ono ujawnione przez podkomisję bez jego zgody i wiedzy.
"W tej sytuacji ewentualne łączenie mojego nazwiska ze skandalicznym i urągającym cywilizowanym standardom, a skutkującym ujawnieniem materiałów wrażliwych działaniom Antoniego Macierewicza, który jest jedyną osobą odpowiedzialną za zarządzanie informacjami niejawnymi w podkomisji, jest nieuprawnione" - napisał autor ujawnionego opracowania.
Dąbrowski wprost zasugerował, że upublicznienie zdjęć ciał ofiar to nie wynik błędu, a świadome działanie podkomisji Macierewicza.
Senator KO Krzysztof Brejza skierował w tej sprawie pismo do ministra obrony Mariusza Błaszczaka. "Oczekuję usunięcia z raportu zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej oraz przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego i wyciągnięcia konsekwencji wobec osób, które doprowadziły do publikacji tych zdjęć" - napisał na Twitterze. Jak dodał polityk opozycji, "upublicznianie tych zdjęć to barbarzyństwo".
Wieczorem na profilu twitterowym Ministerstwa Obrony Narodowej pojawił się wpis, w którym resort podkreślił, że podkomisja Antoniego Macierewicza jest niezależna od niego. "MON nie ingerowało w prace komisji oraz treści zawarte w raporcie. Minister polecił Służbie Kontrwywiadu Wojskowego zbadanie sprawy publikacji zdjęć w raporcie" - poinformował resort.
- Nie dziwię się temu dystansowaniu się ludzi z MON od działań Macierewicza, bo to, co robiła podkomisja, przynosiło bardziej wstyd - mówi nam ważny polityk z rządu Zjednoczonej Prawicy.
Osoba bliska jednej z ofiar katastrofy: - Upublicznienie zdjęć poszarpanych ciał to albo wielka głupota, albo przerażający cynizm. Jeśli to drugie, to jest to draństwo.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Smoleńska w kampanii nie będzie
Przekonanie w PiS jest takie: Macierewicz wrócił na chwilę i zaraz znów zniknie.
Ale przekonanie w PiS jest też takie: biorąc pod uwagę to, co robi Putin w Ukrainie, teza o zamachu w Smoleńsku jest prawdziwa. Ale Macierewicz ją skompromitował.
- Więcej niż mniej osób w PiS, a także wśród naszych wyborców, jest przekonanych, że w Smoleńsku zabito prezydenta. Że ta tragedia nie była zwykłą katastrofą, że stali za nią Rosjanie. Tyle że Antoni przez sześć ostatnich lat zrobił wiele, żeby samo myślenie o tym miało być zawstydzające. A co dopiero mówienie o tym. I do tego są do Macierewicza największe pretensje - mówi nam jeden z polityków PiS.
Macierewicz jednocześnie przez wiele lat był "chowany" przez obóz władzy. Odkąd stery w rządzie przejął Mateusz Morawiecki, były szef MON - po wyrzuceniu go z rządu przez nowego premiera - nie potrafił odzyskać posłuchu.
Mało kto wie, że raport przedstawiony publicznie w 12. rocznicę tragedii smoleńskiej został przygotowany wcześniej. Latem 2021 roku zapoznały się z nim rodziny smoleńskie, z których wiele - również tych bliskich PiS - miało pretensje do Macierewicza i jego ludzi z podkomisji (w większości amatorów w badaniu katastrof lotniczych).
Jak przyznaje nam osoba bliska jednej z ofiar katastrofy: - Macierewicz w zeszłym roku głosował przeciwko upublicznieniu raportu smoleńskiego.
Raport znał - co naturalne - Jarosław Kaczyński, który jednak wcześniej wprost o zamachu w Smoleńsku nie mówił. Aż do teraz, gdy putinowska Rosja brutalnie zaatakowała Ukrainę.
- Za chwilę o raporcie znów będzie cisza - przewiduje polityk PiS.
Skutki jednak - generalnie - są dla obozu władzy pozytywne. Jak wynika z naszych rozmów, chwilowy powrót Macierewicza cementuje elektorat PiS, a sam raport nikogo więcej nie interesuje.
- Proszę mi uwierzyć, że tematu Smoleńska przed wyborami w 2023 roku nie będzie - mówi jeden z polityków partii rządzącej.
Ustalenia komisji Millera
Tuż po katastrofie, w latach 2010-2011, jej przyczyny badała Komisja Badania Wypadków Lotniczych, złożona ze specjalistów. Przewodniczącym był Jerzy Miller, ówczesny szef MSWiA.
W opublikowanym w lipcu 2011 roku raporcie komisja Millera stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami prowadzące do tragicznego zniszczenia maszyny.
Komisja jednoznacznie stwierdziła, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdziły tezy o rzekomym wybuchu na pokładzie samolotu.
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski