Macierewicz w Czeladzi: Smoleńsk, Tusk i awantura w trakcie spotkania - film
Wystarczyło jedno niewygodne pytanie z sali zadane Antoniemu Macierewiczowi, a spotkanie z posłem PiS w Czeladzi o mało nie zakończyło się bójką. We wtorek 13 listopada w "SDK" Odeon w Czeladzi odbyło się spotkanie posła z mieszkańcami Zagłębia, które zostało zorganizowane przez biuro poselskie Waldemara Andzela. Przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia przyczyny katastrofy rządowego samolotu Tu-154 w Smoleńsku, opowiadał tutejszym mieszkańcom o pamiętnym wydarzeniu z 10 kwietnia 2010 roku oraz o aktualnej polityce rządu Donalda Tuska.
Zobacz nagranie wykonane przez portal Czeladz24.com:
- Wiele się zmieniło w ciągu tych dwóch lat, gdy zabrakło tych ludzi, którzy tam polegli. Bez pewnych ludzi i pewnych zespołów politycznych historia dzieje się inaczej. Bez Lecha Kaczyńskiego, bez Ani Walentynowicz, bez Olka Szczygło, bez tych ludzi, którzy tam zginęli Polska z kraju organizującego współdziałanie tego wielkiego obszaru, jakim był teren między Odrą a Kaukazem i między Morzem Bałtyckim a Morzem Czarnym stała się przedmiotem - mówił poseł PiS.
W trakcie spotkania nie obyło się bez incydentów. Elektorat Prawa i Sprawiedliwości był bardzo agresywny wobec osób, które były "podejrzane" o sympatyzowanie z inną partią. W jednej z sytuacji, gdy młody mieszkaniec Czeladzi poprosił Antoniego Macierewicza, by ten przedstawił dowody na swoje tezy, które "oskarżają demokratycznie wybrany rząd polski", nie mógł nawet dokończyć pytania, gdyż tłum zaczął wykrzykiwać w jego kierunku wulgaryzmy, następnie doszło do rękoczynów, a sytuację musiał uspokajać sam Macierewicz, który poprosił zebranych, aby nikt nie robił mu krzywdy.
Emocji nie potrafił jednak opanować współpracownik posła.
"Wyłącz kamerę! Wypad stąd, pederasto!" - zaczął krzyczeć do kamerzysty rejestrującego spotkanie.
"Bo co?" - odpowiedział kamerzysta.
"Bo gówno!" - usłyszał od agresywnego mężczyzny.
Antoni Macierewicz twierdzi, że film ukazuje zdarzenie wyrwane z kontekstu. Całe spotkanie trwało ok. trzy godziny. - Fragmenty, które widziałem, mają charakter manipulacji. Ten człowiek zadał pytanie w całości, doprowadziłem do tego, że mógł je jeszcze raz powtórzyć, żeby nie było cienia wątpliwości, że nikt mu w zadaniu tego pytania nie przeszkadza - mówi w rozmowie z WP.PL Macierewicz. - Rozumiem, że komuś zależy na tym, żeby w ten sposób przedstawiać przebieg wydarzeń, to nie jest specjalnie uczciwe i nakręca u wielu ludzi poczucie, że są nieustannie atakowani - twierdzi Antoni Macierewicz.
Z relacji posła wynika, że pytanie zawierało nieprawdziwe stwierdzenie i to właśnie spowodowało ostrą reakcję osób obecnych na sali. - Pytanie opierało się na postulacie, by zespół, którym kieruję po partnersku podjął dyskusję z komisją pana Millera, a godzinę wcześniej, na samym początku taką deklarację złożyłem. Zaznaczałem, że jesteśmy na to gotowi w każdym momencie siąść do stołu z ekspertami strony rządowej i podjąć publiczną, otwartą dyskusję, która może trwać nawet tydzień. Możemy przedyskutować argument po argumencie, fakt po fakcie, ekspertyzę po ekspertyzie. To co jest problemem od blisko trzech lat to fakt, że strona rządowa, zamiast dyskutować i otwarcie przedstawiać dowody, ukrywa i przeinacza fakty. Jeżeli po godzinie takiego przedstawiania sprawy, występuje człowiek, który najpierw w niemiły sposób mnie oskarża, a następnie domaga się otwartego, merytorycznego postawienia sprawy, to u niektórych osób wywołało to reakcję, jakby z nich kpił. Zachował się jak ludzie, którym przedstawia się fakty,
a oni odwracają się tyłem - relacjonuje polityk PiS.
Antoni Macierewicz zaznacza, że w odniesieniu do zadającego pytanie "nietykalność cielesna nie została naruszona w żaden sposób". - Jedno czy dwa sformułowania, które tam miały miejsce, były równie niewłaściwe, jak jego zachowanie, czego oczywiście obie strony powinny unikać - mówi poseł PiS. Przyznaje, że do tej pory nie był świadkiem podobnych sytuacji.