Maciej Damięcki: w środku jestem czysty
Aktor Maciej Damięcki przyznaje, że 34 lata temu, szantażowany przez SB, zgodził się na współpracę, ale zapewnia, że podawał tylko nic nieznaczące informacje.
"Dziennik", powołując się na dokumenty IPN, napisał, że popularny aktor jako TW "Bliźniak" donosił na najbardziej znane osoby ze swojego środowiska. Według gazety, przez 16 lat spotkał się z oficerami wywiadu 76 razy.
Aktor przyznaje, że w 1973 roku podpisał zobowiązanie do współpracy, ale - jak mówi - uczynił to ze strachu. Służby wykorzystały fakt, że po pijanemu spowodował wypadek drogowy. Byłem młodym aktorem, bałem się, że koledzy dowiedzą się o moich problemach z alkoholem, i to będzie mój koniec. Dziś wiem, że popełniłem błąd, dając się zastraszyć SB - powiedział Maciej Damięcki.
Aktor podkreślił, że współpraca trwała nie 16 lat, jak podaje "Dziennik", lecz dwa lub trzy lata. Wyjaśnia, że napisał dwie notatki - jedną o ogólnej atmosferze w Teatrze Dramatycznym, a drugą na temat wyjazdu na występy teatralne do Ameryki.
Maciej Damięcki zapewnia, że nie zaszkodził żadnemu ze swych kolegów - aktorów. Dodał, że ma wrażenie, iż chodzi o "zgnojenie go". Obecnie odbywającą się lustrację określił jako temat zastępczy.
Według "Dziennika", Maciej Damięcki miał donosić na Daniela Olbrychskiego, Piotra Fronczewskiego, Marka Kondrata i Gustawa Holoubka. Jednak Daniel Olbrychski powiedział, że wierzy Maciejowi Damięckiemu. Demonstracyjnie pójdę z Maćkiem, może nie na wódkę, ale na lody - dodał Olbrychski. Jego zdaniem, cała sprawa z Damięckim to kolejny donos na znaną i popularną postać. Obecnie mamy do czynienia z lustracyjną nagonką na autorytety, a poszczególne środowiska są skłócone. Ale takim właśnie społeczeństwem łatwiej jest rządzić - ocenił Daniel Olbrychski.