Pani profesor, w tej chwili mamy ponad 29 tysięcy zajętych łóżek covidowych, nadal
bardzo dużą liczbę zgonów w naszym kraju. Czy to jest dobry moment, żeby luzować obostrzenia?
To w ogóle nie jest moment do luzowania obostrzeń. To jest moment,
kiedy powinniśmy się cieszyć, że to co do tej pory zrobiliśmy, te ograniczenia, które narzucono
w marcu, że one działają i przynoszą efekty, że schodzimy z tego Mont Everestu,
który osiągnęliśmy, jeśli chodzi o zakażenia i mam nadzieję, że to był szczyt szczytów i więcej
do tego nie wrócimy. Natomiast absolutnie nie jest to moment, żeby się ucieszyć i
zdejmować ograniczenia. Prawdopodobnie lokalnie w bardzo małych
obszarach w tych województwach, gdzie faktycznie sytuacja jest dobra, można próbować to
robić. Natomiast absolutnie przestrzegałabym przed zdejmowaniem ograniczeń w tym momencie, bo
jest zbyt dużo zakażeń w dalszym ciągu i jeżeli w tej chwili poluzujemy, to
wrócimy do tego, co było w końcu marca.
Pani profesor, podobnego zdania jest wielu specjalistów, wielu też medyków,
lekarzy, którzy doradzają premierowi. Pytanie czy premier słucha tych waszych porad i informacji
na temat tego jak może się skończyć to luzowanie obostrzeń?
To nie jest pytanie do mnie, tylko do pana premiera.
Ale pani profesor, kiedy pani pamięta o tym,
o czym rozmawiacie razem z premierem, wy, lekarze, wybitni specjaliści i potem słyszy pani informacje
o tym kolejnym luzowaniu obostrzeń, to jest pani często zaskoczona, zdziwiona, zszokowana?
Nie do końca, dlatego że to że my się wypowiadamy, oczywiście tak, natomiast zawsze
powtarzam, że Rada Medyczna jest tym, czym jest. Czyli jest ciałem doradczym, a nie jest ciałem decyzyjnym.
Natomiast decyzje finalne są wypadkową pewną sytuacji gospodarczej, nastrojów społecznych, tysiąca
innych rzeczy, które na tę decyzję wpływają. I mam
tego absolutnie świadomość, że tak jest. Natomiast my lekarze pracujący w klinikach,
bo akurat tak się składa, że w Radzie Medyczne większość z nas to są szefowie klinik, którzy od
15 miesięcy walczą z COVID-em w sposób rzeczywisty, tak. To nie jest
walka wirtualna, tylko to jest leczenie chorych nieraz w dramatycznie ciężkich
stanach i ilości zgonów nieprzebrane zupełnie. Więc my widząc
to wszystko, co się dzieje i mając 30 000 zajętych łóżek szpitalnych, nie możemy rekomendować
w tym momencie, żeby cokolwiek luzować. To jest, proszę państwa, ja przypominam cały
czas - my w pierwszej fali epidemii naszykowaliśmy 10 000 łóżek zakaźnych dla pacjentów z COVID-em. Zajęta
była mniej więcej połowa w najgorszym momencie pierwszego półrocza epidemii. Natomiast
w tej chwili to jest 6 razy tyle. My nie możemy niczego luzować dopóki
jest 700 zgonów dziennie, dopóki działają szpitale tymczasowe, które są polowym
wariantem ratowania sytuacji - koniecznym, ale dramatycznym - dopóki większość
oddziałów internistycznych jest zajętych dla pacjentów covidowych. Efekt jest taki, że my
zupełnie nie mamy gdzie przekazać pacjentów już wyleczonych z COVID-u, wymagających dalszego leczenia i doleczenia
po tej ciężkiej chorobie. Więc w ogóle sytuacja jest patowa, jesteśmy w klinczu właściwie bardzo często.
Kiedy uratowaliśmy pacjentowi życie, ale wiemy, że on jeszcze wymaga leczenia i
po prostu nie mamy często co z nim zrobić. I system jest nadal niewydolny. No nie
możemy w tym momencie dopuścić, żeby znowu doszło do wzrostu zakażeń. Bo problem
polega na tym, że każde luzowanie odbierane jest przez społeczność naszą jako
koniec epidemii. Widzieliśmy ten efekt w połowie lutego w Zakopanem. No dramatyczna
zupełnie sytuacja, która musiała się przełożyć na gwałtowny wzrost zakażeń i przełożyła się miesiąc później, tak.
Więc jeżeli my z tej górki w tej chwili wystartujemy z jakimikolwiek obostrzeniami,
to będziemy mieć, z luzowaniem ich, to będziemy mieć 40 tysięcy z powrotem, tak.