WAŻNE
TERAZ

Niespodziewane wyznanie Artura Boruca. "Mała depresja"

Łukasz Warzecha: Morawiecki miał grać człowieka sukcesu, a musi występować w dramacie

Przeciwnicy PiS mówią o straszliwym gwałcie na demokracji i początku dyktatury. Zwolennicy o sprawiedliwości dziejowej i robieniu porządku z „nadzwyczajną kastą”. W tej sytuacji Mateusz Morawiecki, kolejny już raz, musiał wygłosić kwestię, którą napisał mu ktoś inny.

Premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej w Strasburgu
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Łukasz Warzecha

Swojego dzisiejszego wystąpienia w Parlamencie Europejskim Mateusz Morawiecki nie będzie wspominał dobrze. Wcale nie dlatego, żeby wielkie wrażenie robiły na nim pytania, kierowane z frakcji socjaldemokratycznej lub EPP (do której zresztą, po Brexicie, PiS chciałby podobno przystąpić), ani nie dlatego, żeby ta debata miała jakieś większe znaczenie. Nie ma, a – jak trafnie stwierdził eurodeputowany PiS prof. Ryszard Legutko – izba jest całkowicie przewidywalna. Przy czym należy to stwierdzenie rozszerzyć na polityków partii rządzącej – oni również są całkowicie przewidywalni.

Role od dawna są rozdane

Jedna strona mówi o straszliwym gwałcie na demokracji i początku dyktatury; druga – o sprawiedliwości dziejowej i zrobieniu porządku z „nadzwyczajną kastą”. Nie było tutaj żadnych zaskoczeń. Europosłowie PiS dzielnie bronili rządu i pomstowali na chęć urządzania nam życia w naszym kraju. Pomstowali zresztą nierzadko celnie. Z drugiej strony padały doskonale znane, wielokrotnie powtarzane także przez polską opozycję argumenty, pokazujące zresztą świetnie, że oponenci Morawieckiego faktycznie nie mają - lub nie chcą mieć - pojęcia o specyfice polskiej sytuacji – na przykład o tym, że środowisko sędziowskie w Polsce w żaden sposób nie oczyściło się po upadku komunizmu.

Bywały momenty wręcz humorystyczne. Oto jeden z niepolskich europosłów stwierdził, że przeraża go dyskurs, jaki dostrzega w publicznej polskiej telewizji. Dobrze wiedzieć, że są zagraniczni europosłowie, którzy namiętnie oglądają polską telewizję publiczną.

Czy zresztą w ogóle można mówić o debacie, skoro obie strony mówiły w zasadzie obok siebie? Owszem, Morawiecki starał się odpowiadać na zarzuty, choć czynił to poprzez ogólniki, generalizacje, bez detali. Nie sposób było się na przykład z wypowiedzi premiera dowiedzieć – władza nie wyjaśniła tego również w kraju – w jaki sposób odesłanie w stan spoczynku I prezes Sądu Najwyższego łączy się z systemową naprawą wymiaru sprawiedliwości i jak ma wpłynąć na jakość orzekania w sądach powszechnych. Z kolei oponenci powtarzali bezrefleksyjnie wciąż te same schematy – o aborcji, o gwałceniu praworządności, o likwidacji niezależności SN.

Bywały też z rzadka ciosy celne, na które premier odpowiadał mało przekonująco. Gdy europoseł Janusz Zemke pytał o faktycznie fatalną i zwyczajnie niesprawiedliwą ustawę dezubekizacyjną, premier wszedł na najwyższy poziom demagogii, stwierdzając, że to wymierzenie sprawiedliwości funkcjonariuszom służb, którzy mordowali polskich bohaterów. Niestety, to w dużej mierze po prostu kłamstwo.

Rzeczywistości alternatywne

Tylko, co z tego? Debata w PE to rytuał, który niczego nie wnosi i od którego formalnie nic nie zależy. To gra w dużej mierze na potrzeby wewnętrznej polityki w Polsce. Widać to było świetnie na Twitterze, gdzie funkcjonowały obok siebie dwie całkowicie równoległe i niestykające się ze sobą rzeczywistości.

Jedna, w której tkwili zwolennicy władzy, to ta, gdzie premier bezlitośnie i błyskotliwie dał odpór wrażym siłom, chcącym pognębić powstającą z kolan ojczyznę. Pompatyczność poprzedniego zdania jest zamierzona, bo publiczne deklaracje przedstawicieli władzy są nią nasycone w stopniu trudnym już do zniesienia. I tak było niestety z wystąpieniem Morawieckiego.

Druga rzeczywistość to ta, w której żyją przeciwnicy władzy. Tam z kolei Morawiecki został pognębiony, rzucony na deski i wdeptany w ziemię przez obrońców polskiej demokracji i praworządności. I tak jak w tej pierwszej rzeczywistości dominuje maniera nieznośnej tromtadracji, tak w tej – równie nieznośnej histerii.

Viktor Orbán to nie najlepszy wzorzec

Morawiecki starał się wejść w buty Viktora Orbána, kilkakrotnie przepytywanego w PE w czasie, gdy to Węgry były europejskim chłopcem do bicia. Orbán, choć atakowany bezwzględnie, zwykle wychodził z opresji umiejętnie, twardo broniąc swoich racji, ale zarazem bez nadmiernej agresji i konfrontacyjności. A pamiętać też trzeba, że Fidesz jest członkiem EPP, potężnej frakcji, w której jest też Platforma Obywatelska, ale nie ma PiS.

Morawiecki spróbował powtórzyć manewr Orbána i w jakiejś mierze odniósł sukces, ale też w jakiejś mierze mu się nie udało. Zbyt często widać było, że ponoszą go emocje. Za często wpadał w tandetną podniosłość. Dla kostycznego bankowca płomienne patriotyczne wystąpienia nie są naturalnym sposobem komunikacji i zawsze będą wypadały sztucznie. Morawiecki, który wciąż jest na etapie uwiarygodniania się w oczach Jarosława Kaczyńskiego, ale też twardego rdzenia partii i jej wyborców, za bardzo stara się wejść w tę hurrapatriotyczną tonację. Nie jest w tym autentyczny i źle mu to wychodzi. W PE powinien był wykorzystać swoje naturalne predyspozycje, ograniczyć się do rzeczowych argumentów i zrezygnować całkowicie z emocjonalnych wtrętów. Ale premier wybrał już chyba inną drogę na stałe, więc i w Strasburgu nie mógł działać inaczej.

Nie tym premier miał się zajmować

Wracam do postawionej na początku tezy: dlaczego polski premier nie będzie tego wystąpienia wspominał dobrze? Otóż dlatego, że to nie tak miało być. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że nie tak wyobrażał sobie Morawiecki swoją rolę, gdy wchodził do rządu Beaty Szydło, a potem, gdy zostawał premierem. Temat wystąpienia – wizja przyszłości UE – to to, czym były bankowiec i były doradca Donalda Tuska, naprawdę chciał się zajmować. Jego rola miała polegać na naprawianiu wizerunku Polski, chwytaniu inwestycji, oczarowywaniu zagranicy dobrymi warunkami do inwestowania, brylowaniu w glorii ożywiciela polskiej gospodarki na salonach Europy. Morawiecki miał pokazać, że nominalnie prawicowy rząd i premier mogą być traktowani jak normalni partnerzy do rozmowy, fetowani, a nawet – o zgrozo! – poklepywani po plecach.

Zamiast tego kolejne miesiące swojego urzędowania musi trawić na tłumaczeniu się z regulacji, których nie jest autorem i których zapewne nawet by nie poparł, mając wybór. Najpierw, przez kilka miesięcy, musiał zmagać się z konsekwencjami nowelizacji ustawy o IPN. Nie zawsze mu to wychodziło, by wspomnieć niefortunne wystąpienie na monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, które kryzys jeszcze pogłębiło.

Gdy zamieszanie wokół tej sprawy zaczęło lekko przygasać, wybucha na nowo spór o sądownictwo, podgrzany kwestią przeniesienia I prezes Sądu Najwyższego w stan spoczynku. Morawiecki starał się w tej sprawie negocjować z Komisją Europejską, by przynajmniej spowolnić bieg zdarzeń, może aż do nadchodzących (za mniej niż rok) wyborów do PE, ale natknął się na opór ze strony Naczelnika, dla którego – jak się zdaje – kwestia pozbycia się prof. Gersdorf ma wymiar nie tylko personalny, ale też czysto osobisty. Znów zatem Morawiecki musi pić piwo, nawarzone przez kogo innego.

Premier przyjechał do Strasburga opowiadać o tym, jak Polska wyobraża sobie Unię, a jego wystąpienie, choć zawierające mocno dyskusyjne tezy, było przecież interesujące. Diagnoza o zamykaniu oczu przez znaczną część europejskich elit na niewydolność dotychczasowego modelu była trafna. Podobnie jak trafna była teza o tym, że ściślejsza europejska współpraca jest konieczna, ale nie może polegać na jednoczeniu na siłę.

Były też w wystąpieniu premiera – zarówno głównym, jak i w odpowiedziach podczas debaty – wątki zadziwiające. Jedna z tez brzmiała, że tylko nowe zasady dystrybucji dóbr – czyli po prostu redystrybucji, zabierania ludziom zarobionych pieniędzy, żeby rozdać je komuś innemu – mogą przekonać na powrót europejską klasę średnią do wsparcia idei europejskiej.

Deprecjonowanie III RP

O to akurat premiera nikt nie spytał, a szkoda – bo przecież działalność lewicowego w sferze gospodarki rządu PiS w Polsce jest dokładnym zaprzeczeniem wspierania klasy średniej. Więcej nawet – w niektórych starszych wypowiedziach, jeszcze jako wicepremier, Morawiecki mówił wprost, że należy stworzyć w kraju nową klasę średnią, właśnie poprzez redystrybucję, czyli zabranie tym, którzy się dorobili, żeby dać innym. Ta natomiast klasa średnia, która w szczątkowej postaci jest i jakoś się jeszcze broni, jest w ramach paradygmatu obecnej władzy niesłuszna, bo zbudowana w niesłusznym okresie. To całkowite i bezwarunkowe deprecjonowanie III RP przed 2015 rokiem trafnie – choć może niezamierzenie – wytknęła premierowi w debacie europosłanka SLD Krystyna Łybacka.

Tyle że interesujące tezy Morawieckiego skryły się. Po pierwsze zniknęły w cieniu tych wątków wystąpienia szefa polskiego rządu, które zostały słusznie odebrane jako danie odporu krytykom obecnej władzy w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości. Po drugie – w cieniu debaty, w której pytano premiera niemal o wszystko, co zarzuca mu w Polsce opozycja, a najmniej o strategiczną wizję Europy.

Czy zatem Morawiecki wraca ze Strasburga z tarczą czy na tarczy? Ani tak, ani tak. Odegrano po prostu kolejny akt spektaklu. Groteskowo w tym kontekście zabrzmiały wygłoszone na koniec przez przewodniczącego PE Antonio Tajaniego słowa o tym, że debata jest solą demokracji. Żadna debata, żadna sól – ot, kolejny akt melodramatu, który każdy zinter-pretuje, jak mu wygodnie.

Lecz jedno powinno z tego przedstawienia wyniknąć: protagonistom tej sztuki zależy, żeby mogła być odgrywana w nieskończoność. Utrzymaniu jej na afiszu służy zaproponowana przez PiS nowelizacja ordynacji wyborczej do PE, wskutek której z wyścigu w zasadzie wykluczone zostałyby wszystkie mniejsze ugrupowania, a całość wzięłyby dwa główne bloki. Czy naprawdę tego chcemy?

Źródło artykułu: WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Dyskusja o spotkaniu Nawrockiego i Zełenskiego. Kierwiński niespodziewanie pochwalił Dudę
Dyskusja o spotkaniu Nawrockiego i Zełenskiego. Kierwiński niespodziewanie pochwalił Dudę
"Zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem". 78-latek skatowany tłuczkiem do mięsa
"Zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem". 78-latek skatowany tłuczkiem do mięsa
Seul poderwał samoloty. Rosyjskie i chińskie maszyny wleciały do KADIZ
Seul poderwał samoloty. Rosyjskie i chińskie maszyny wleciały do KADIZ
Wynegocjowane porozumienie z Trumpem nic nie dało. Znowu polała się krew
Wynegocjowane porozumienie z Trumpem nic nie dało. Znowu polała się krew
Bez Polski na spotkaniu liderów w Londynie. Rzecznik rządu wyjaśnia
Bez Polski na spotkaniu liderów w Londynie. Rzecznik rządu wyjaśnia
Polacy podzieleni co do rządów Donalda Tuska. Jest sondaż
Polacy podzieleni co do rządów Donalda Tuska. Jest sondaż
Tragedia w Mrozach. Nie żyją ojciec i syn
Tragedia w Mrozach. Nie żyją ojciec i syn
Ustawa o kryptowalutach. Szłapka zapowiedział, co zrobi rząd
Ustawa o kryptowalutach. Szłapka zapowiedział, co zrobi rząd
Litwa wprowadza stan wyjątkowy. Przez balony z Białorusi
Litwa wprowadza stan wyjątkowy. Przez balony z Białorusi
Atak bojowników w Pakistanie. Zginęło sześciu żołnierzy
Atak bojowników w Pakistanie. Zginęło sześciu żołnierzy
Weto prezydenta ws. ustawy łańcuchowej. Co na to Polacy?
Weto prezydenta ws. ustawy łańcuchowej. Co na to Polacy?
KO wzywa Sutryka do dymisji. "Na taki koszt nas nie stać"
KO wzywa Sutryka do dymisji. "Na taki koszt nas nie stać"