PolskaŁukasz Warzecha: krótki poradnik dla sfrustrowanych artystów nowoczesnych

Łukasz Warzecha: krótki poradnik dla sfrustrowanych artystów nowoczesnych

Uwaga, wszyscy niespełnieni artyści nowocześni! To jest poradnik, specjalnie dla was, jak odnieść sukces i żyć w miarę dostatnio na koszt podatnika. Wszystkich rad udzielam darmo, z dobrego serca - pisze Łukasz Warzecha w felietonie dla WP.PL.

Łukasz Warzecha: krótki poradnik dla sfrustrowanych artystów nowoczesnych
Źródło zdjęć: © PAP | Artur Reszko
Łukasz Warzecha

04.07.2014 | aktual.: 04.07.2014 20:42

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jeśli jesteś marnym pseuodoartystą albo marnym reżyserem, względnie marnym piosenkarzem; jeśli koledzy sprzątają ci sprzed nosa wszystkie dotacje "na sztukę", a gazety nie chcą o tobie pisać; jeśli pod względem swoich artystycznych sukcesów jesteś w - jak to ujął minister Bartłomiej Sienkiewicz - pogłębiającej się d... - jest jeden zawsze działający sposób: zrób coś, żeby obrazić i wkurzyć katolików. Wsadź krucyfiks do pojemnika z moczem, umieść figurkę Matki Boskiej w kuwecie z kałem, a potem daj na scenę gołą modelkę, żeby się nią masturbowała, namaluj obraz, na którym Jezus kopuluje z Marią Magdaleną albo wystaw sztukę, w której goli aktorzy parodiują sceny z Męki Pańskiej czy - ogólniej - z Pisma Świętego.

Punktem wyjścia jest wymyślenie czegoś, co wkurzy katoli, ale potem trzeba do tego jeszcze dorobić jakieś ideologiczne wyjaśnienie. Broniący cię redaktorzy z Giewu muszą mieć podkładkę, że poruszyłeś bardzo ważne dylematy duchowe współczesnego człowieka, a nie po prostu zrobiłeś chamówę, żeby mieć za co żyć, pojechać do Wenecji na festiwal sztuki współczesnej i dostać stypendium od Ministerstwa Kultury. Stworzenie tej ideologicznej podkładki może być trochę trudne - w końcu nie każdy umie tworzyć przekonujący bełkot - ale da się zrobić. Weź z archiwum Giewu kilka tekstów o podobnych przypadkach, gdzie już znajdziesz gotowe klisze. Nabądź kilka archiwalnych numerów "Krytyki Politycznej" (w sumie wydasz kilkanaście, może 30 złotych) - to prawdziwa kopalnia bełkotu odpowiedniego do naszego zastosowania.

Potem musisz wykonać zabieg podobny jak w pamiętnym "generatorze przemówień pierwszego sekretarza PZPR" z czasów Peerelu. Była to tabelka, zawierająca poszatkowane początki, środki i końce zdań. Można je było zestawiać dowolnie, a zawsze wychodziło to przekonująco jak na standardy wystąpień peerelowskich genseków. Dokładnie tak samo zrób w przypadku swojego dzieła: pozestawiaj zdania byle jak.

Efekt będzie powalający: "Scena, w której nagi bohater sztuki podciera się wizerunkiem Chrystusa, a następnie spuszcza go w toalecie, symbolizuje immanentną dla współczesnej konsumpcjonistycznej i odhumanizowanej cywilizacji dążność do profanacji wszelkiej świętości, która jednak w sensie Heideggerowskiej głębi 'ja' tkwi nieodmiennie w abstrahujących od bieżących spraw warstwach ego". Neodarwinistyczna rywalizacja pomiędzy osobnikami pozbawionymi implantowanych poprzez społeczną wrażliwość cech wznosi się na poziomy oikofobicznej dla rodzaju ludzkiego agresji, która..." - i dalej w ten deseń. Nikt nic z tego nie zrozumie, ale też nikt się nie przyzna. Wszystkie politpoprawne mędrki będą ze zrozumieniem kiwać głowami, a jak trzeba - napiszą teksty, w których zacytują fragmenty twojej egzegezy i opowiedzą, jak ważne dzieło stworzyłeś.

Później pozostaje jedynie trochę powydeptywać ministerialne korytarze, żeby zostać zaliczonym do młodych zdolnych i niepokornych. Jeśli jakiś lokalny urzędnik będzie robił trudności - poszczuj go "Gazetą Wyborczą". No i spijaj profity. Jak dobrze pójdzie, możesz na takim jednym dziele jechać co najmniej przez rok albo nawet dłużej. Jeśli będziesz miał szczęście jak Rodrigo Garcia, możesz ze swoją produkcją jeździć po świecie za nie swoje pieniądze nawet przez parę lat.

Jest tylko jeden myk: radzę, żeby jednak stopniować obrażanie. Jeśli w pierwszym rzucie postawisz na jakiś prawdziwy hardkor, potem trudno ci będzie zszokować bardziej i zainteresowanie twoją twórczością może osłabnąć. Najlepiej więc rozplanować sobie działania na kilka lat do przodu. Zacząć od łagodniejszych, żeby następnie przechodzić do coraz śmielszych i zawsze trzymać publikę oraz recenzentów w szoku. Owszem, za kilka lat prawdopodobnie wszystko już zostanie wykorzystane i wtedy pewnie trzeba będzie na scenie naprawdę kogoś zabić albo jeszcze lepiej siebie. Ale co ci się przedtem uda pożyć, to twoje. Poza tym gdybyś zabił kogoś na scenie, zawsze możesz się bronić, że było to działanie czysto artystyczne, więc nie powinno się stawać za to przed sądem. Obrońców na pewno byś znalazł.

Jest i druga uwaga: trzeba wiedzieć, kogo obrażać. Katole jak to katole: postoją pod teatrem, coś tam pokrzyczą, pomodlą się, pośpiewają, w najgorszym razie będzie trochę nieprzyjemnie. No, może jak się trafi jakaś krewka babcia z Rodziny Radia Maryja to może zdzielić parasolką. TVN przyjedzie, nakręci, zrobi wstrząsający materiał o tym, jak krępowana jest wolność sztuki i jak dziki tłum fanatyków prześladuje artystów. "Wyborcza" dorzuci swoje trzy grosze i będziesz sławny, a o to przecież chodzi.

Ale broń Bożę angażować się w obrażanie jakichś muzułmanów czy Żydów. Byłaby to najwyższej rangi głupota. Muzułmanie - zwłaszcza poza Polską, gdybyś miał ze swoim dziełem wyjeżdżać za granicę, a taki jest przecież również cel - nie będą stać i się modlić, ale po prostu utną ci na ulicy głowę maczetą. Jeśli zaczniesz wyprawiać jakieś harce z Gwiazdą Dawida, zaraz będziesz mieć na karku różne stowarzyszenia i ligi, bo Żydzi potrafią bronić swojego interesu i religii. Pójdziesz z torbami. Natomiast z katolami możesz wyprawiać, co chcesz. Ich nikt z ważnych ludzi w obronę nie weźmie, a oni sami w najgorszym wypadku złożą doniesienie do prokuratury, która jeśli w ogóle sprawę podejmie, to szybko ją umorzy. A ty zarobisz dodatkowe punkty w najważniejszych mediach.

Tak to zatem działa. I spiesz się, bo Ministerstwo Kultury objęła właśnie po Bogdanie Zdrojewskim Małgorzata Omilanowska, która już zdążyła zagrzmieć w obronie Garcii i jego szmiry, więc masz w niej sojuszniczkę. Wszyscy przecież wiedzą, że ten cały Garcia to zwykły cwaniak, który tak się właśnie rewelacyjnie urządził i jeździ ze swoją trupą golasów po całym świecie. No dobrze, ty nie zostaniesz od razu Garcią, ale kilka lat, parę dobrych pomysłów, kilkadziesiąt zaliczonych protestów bezsilnych katoli i możesz być prawie jak on. Do dzieła!

Łukasz Warzecha specjalnie dla WP.PL

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (0)