Łukasz Warzecha: Faszyści złapią nas za mordę
Faszyści, a może nawet naziści, nadchodzą. Jak to dobrze, że w obronie porządnych obywateli stają wespół w zespół minister Bartłomiej „Idziemy po was” Sienkiewicz i niezłomny antyfaszysta redaktor Tomasz Lis. Minister Szumilas mogła wystąpić z Supernianią, więc minister Sienkiewicz mógłby wystąpić z Lisem i opowiedzieć o faszystowskim zagrożeniu. Czekam na tę konferencję, która na pewno zrobiłaby równie porażające wrażenie co ta o sześciolatkach w szkole - pisze Łukasz Warzecha w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Przeczytaj wcześniejsze felietony Łukasza Warzechy
„Zanim złapią nas za mordę” – czytam tytuł felietonu redaktora Lisa na jego portalu, zajmującym się reklamowaniem parówek i dżinsów, a w przerwach ostrzeganiem przed zagrożeniami dla Polski. Któż taki chciałby redaktora Lisa łapać za mordę? Naziole, kibole i faszyści, podnoszący łeb. Po drugiej stronie są – jakże by inaczej – „ludzie przyzwoici”. Front „nazioli” jest bardzo szeroki. Należą do niego oczywiście ci, którzy ośmielili się protestować przeciwko fetowaniu majora profesora Baumana, ale także na przykład bracia Karnowscy, właściciele – jak to kulturalnie i z należytym dystansem określa redaktor Lis – „karnowskiej szczujni”. Dlaczego ta „szczujnia” należy do frontu „nazioli”? Albowiem zaprasza na marsz Solidarnych 2010, którzy będą protestować przeciwko postępowaniu Rafała Dutkiewicza w sprawie majora profesora. Pod spodem, pod tym zaproszeniem, znalazł wnikliwy redaktor Lis naprawdę brzydki antysemicki komentarz. I wszystko to łączy mu się w zgrabną całość.
W Lisowym umyśle przebiega następujące rozumowanie, o ile można je odtworzyć: major profesor jest z pochodzenia Żydem, a więc kto przeciwko niemu protestuje, czyni to wyłącznie z antysemickich pobudek, bo wszystkie inne (służba w stalinowskich organach bezpieczeństwa, współpraca z totalitarnym kontrwywiadem i całkowity brak skruchy) są dęte. Skoro zaś ktoś tego protestu nie potępia, a za to potępia prezydenta Dutkiewicza, musi być także antysemitą. Ponieważ zaś zaproszenie na taki naziolski protest pojawiło się na portalu braci Karnowskich, więc i oni są „naziolami” oraz antysemitami, co dodatkowo potwierdza chamski komentarz, który gdzieś tam, wśród dziesiątków innych, wypatrzył redaktor Lis swym bystrym, antyfaszystowskim okiem. (Ciekawe, czy redaktor Lis zgłosił komentarz do moderacji, co powinien był natychmiast uczynić.)
Składa się wszystko logicznie? A jakże. Dokładnie tak samo jak składa się logicznie tym, którzy wierzą, że Kennedy’ego zamordowali kosmici, a Elvis Presley nadal żyje. Tomasz Lis natomiast wierzy, że na polską demokrację dybią faszyści. W ten sposób przejmuje pałeczkę z umęczonych już rąk zawodowych antyfaszystów w rodzaju Marcina Kornaka czy Rafała Pankowskiego.
Zerknąłem sobie na komentarze czytelników kulturalnego i tolerancyjnego portalu o parówkach i znalazłem tam w ciągu kilku minut takie oto teksty: „Źródłem wszelkiego zła jest watykańska patologia z jej obrzydliwą ideologią. Multi-kulti zaś to niedościgniony wzór dla twórców PiSio-kato-ideologii. Seneka rzekł w te słowa: 'Dobrem jest nie samo życie, ale dobre życie' i dobrze by było, by to motto zostało wkopane w katolskie łby polskich politykierów oraz ich pismackich klakierów”.
Albo taki: „A jakie ma znaczenie, z kim się ministrant czopek Gowin spotyka? Dla myślących od dawna wiadomym jest, iż miejscem czopka jest watykańska…”. I jeszcze taka urocza wymiana zdań: „Znawca wagin, macic i cycków pan Tomasz Jarema Terlikowski pseudonim 'członek'”. Odpowiedź: „Trochę się zna, bo już sporo dzieci napłodził, chyba że robił to w opasce, żeby się nie zgorszyć”.
Gdyby podążyć tropami eskapad umysłowych redaktora Lisa, trzeba by uznać, że skoro cytowane komentarze wiszą na parówkowym portalu w niektórych przypadkach od wielu dni, to dowód, iż jego portal zajmuje się systemowym obrażaniem katolików, a w dodatku promuje internetowe chamstwo, z którym sam redaktor Lis podobno uwielbia walczyć.
Ale zostawmy to. Wszak wiadomo od ministra Sienkiewicza czy właśnie Tomasza Lisa, że zagrożeniem nie są antychrześcijańskie, lewackie fobie, ale straszliwy faszyzm. Do grupy jego tropicieli dołączył, cokolwiek nieśmiało, prokurator generalny Andrzej Seremet, który w stanie najwyższego intelektualnego wzmożenia przeanalizował okrzyki, jakie wznosili protestujący przeciwko wykładowi majora profesora we Wrocławiu. Po dokonaniu tejże analizy pan prokurator orzekł, iż są podstawy, aby ścigać tych, którzy krzyczeli „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, ponieważ nie tylko nawoływali do przestępstwa, ale nawet wskazywali konkretne narzędzie, jakim ma ono zostać dokonane, to jest sierp i młot. Ze wstydem muszę przyznać, że podczas ostatniego Marszu Niepodległości i ja wykrzykiwałem to hasło, nie mogę więc wykluczyć, że minister Sienkiewicz idzie także po mnie. Ciekawe, czy wpadnie osobiście.
Jest tylko jeden problem. Prokurator Seremet musiałby określić, kto mianowicie jest „czerwoną hołotą”, wobec której padły groźby karalne. Tu może być cienko. Ale w innej sprawie sprzed paru już lat, o ile się nie przedawniła, nie będzie problemów i tu pan prokurator generalny mógłby się wykazać. Otóż w roku 2006 rozbudzona obywatelsko młodzież, przy entuzjastycznym wsparciu „Gazety Wyborczej”, pokrzykiwała przed Ministerstwem Edukacji: „Giertych do wora, wór do jeziora”. Mamy zatem nie tylko narzędzie (wór), ale także wyraźnie wskazaną osobę, wobec której ma ono zostać użyte (Giertych). Śmiało, panie prokuratorze, na pewno da się jeszcze dotrzeć do winowajców. Nawet w internecie jest obszerna dokumentacja fotograficzna tamtej demonstracji.
W tym miejscu muszę podziękować redaktorowi Lisowi, jak również ministrowi Sienkiewiczowi oraz wszystkim zawodowym tropicielom faszyzmu, że uświadomili mi, co jest największym zagrożeniem dla współczesnej Polski. Muszę również przyznać, że bardzo naiwnie widziałem zagrożenia gdzie indziej. Sądziłem na przykład, że należy do nich fakt, iż do dziś Polska wykonała już ponad 80 proc. deficytu budżetowego. Albo to, że sądy w procesach karnych i cywilnych niebezpiecznie krępują wolność słowa. Lub też to, że jesteśmy nieustającym obiektem gospodarczych manipulacji Rosji, próbującej na różne sposoby zdobyć przyczółki w strategicznych spółkach, będących współwłasnością skarbu państwa. Albo to, że za kilka lat unijna polityka klimatyczna zdusi nasz przemysł, a nas obciąży horrendalnymi rachunkami za prąd. Jakże się myliłem!
Ba, całkiem naiwnie sądziłem, że moje poczucie bezpieczeństwa zależy od spraw całkowicie przyziemnych. Na przykład z parkingu obok mojego domu w podwarszawskiej miejscowości regularnie giną koła samochodów, różne ich części albo całe auta. Policja natomiast z pretensją stwierdza, że parking nie jest należycie zabezpieczony, więc to właściwie nasza, właścicieli wina, że wciąż dochodzi do kradzieży.
Teraz już wiem – dzięki nieocenionemu redaktorowi Lisowi – że wszelkie żale do policji są bezzasadne. Że albo te koła i samochody ukradli faszyści, albo – jeśli byli to zwykli, niefaszystowscy złodzieje – policja nie ma czasu się nimi zająć, bo musi iść wraz z ministrem Sienkiewiczem po faszystów. A tych się namnożyło: kibole, pisowcy, Jarosław Kaczyński, Karnowscy, Wipler (tak tak, nawet Wipler się łapie zdaniem redaktora Lisa)… Jak już się zaczną słuszne i uzasadnione aresztowania, to chyba nawet Stadionu Narodowego nie wystarczy. Ale przynajmniej ten zacny obiekt znajdzie w końcu szlachetne zastosowanie.
Opis sytuacji, jaki przedstawia redaktor Lis, jest zaiste dramatyczny: „To się zaczyna cicho. Ale potem przyśpiesza. (…) Nie widzimy przecież spotkań, które są odwoływane, nie słyszymy o zaproszeniach, które z obawy przed wrzaskiem są odrzucane, nie czujemy tego strachu, który zakrada się do serc wielu ludzi”. Myślę, że pora postawić sprawę jasno, czego z jakichś przyczyn redaktor Lis unika: kto się nie boi faszyzmu, ten najpewniej sam jest faszystą.
Łukasz Warzecha specjalnie dla Wirtualnej Polski