ŚwiatŁukasz Warzecha dla WP.PL: homo dżihad kontra Mozilla

Łukasz Warzecha dla WP.PL: homo dżihad kontra Mozilla

Totalitaryzm ma to do siebie, że w warstwie propagandy chętnie posługuje się opowieściami o wolności i swobodzie. Dotyczy to również działań homolobby - środowiska bezwzględnie tępiącego swoich oponentów. Im bardziej brutalne metody szantażu wobec przeciwników stosuje, tym więcej jest mowy o tolerancji, wolności i możliwości swobodnego prezentowania swoich poglądów. A macki lobby homoseksualnego sięgają właściwie wszystkich dziedzin życia. Także nowoczesnych technologii - pisze Łukasz Warzecha w felietonie dla WP.PL.

Łukasz Warzecha

Czytaj także wcześniejsze felietony Łukasza Warzechy

Blogowy wpis Mitchell Baker, członkini zarządu Fundacji Mozilla, odpowiadającej za jedną najpopularniejszych na świecie przeglądarek internetowych – Firefox – jest jakby żywcem wzięty z głębokich czasów sowieckich, gdy błądzący towarzysze zmuszeni byli do składania samokrytyki.

Mozilla jest dumna z trzymania się wyjątkowo wysokich standardów, lecz w ubiegłym tygodniu to nam się nie udało. Rozumiemy, czemu ludzie czują się dotknięci i źli – i mają rację: nie byliśmy wierni sami sobie. Nie zachowaliśmy tak, jak można by tego oczekiwać po Mozilli. […] Przepraszamy. Musimy się bardziej starać. […] Mozilla wierzy tak samo w równość, jak i w wolność słowa. […] Nasza kultura organizacyjna odzwierciedla różnorodność i otwartość. Przyjmujemy wkład od każdego, niezależnie od wieku, kultury, narodowości, płci, identyfikacji płciowej, języka, rasy, orientacji seksualnej, miejsca pobytu i poglądów religijnych. Mozilla wspiera równość dla wszystkich. Nasi pracownicy prezentują najróżniejsze poglądy. Wyznawana przez nas kultura otwartości oznacza zachęcanie pracowników oraz społeczności do publicznego okazywania swoich przekonań i zapatrywań. Ma to na celu wyróżnienie Mozilli spośród innych firm i utrzymanie wyższego standardu. Jednakże tym razem nie słuchaliśmy, nie zaangażowaliśmy się i nie
podążyliśmy za naszą społecznością. […] Z kryzysu wyjdziemy z poczuciem ubogacenia i pokorą – nasza wielka, globalna i różnorodna społeczność czyni Mozillę szczególną i pomoże nam wypełniać misję. Dzięki waszemu zaangażowaniu jesteśmy silniejsi.

Ten bełkot sam w sobie jest niesamowity – pokazuje, że sowieckie w swojej istocie obyczaje pojawiają się całkiem spontanicznie tam, gdzie polityczna poprawność zbiera swoje żniwo, niszcząc zdrowy rozsądek i każąc wyzbywać się własnych poglądów.

O co w tym wszystkim chodzi? Otóż 24 marca Mozilla powołała nowego prezesa. Został nim Brendan Eich, znany amerykański programista, od 2003 r. związany z fundacją. Długo prezesem nie pobył. Homolobby szybciutko prześwietliło nowego prezesa i odkryło – o zgrozo – że dawno temu wspomógł sumą tysiąca dolarów organizację Prop 8, sprzeciwiającą się wprowadzeniu w Kalifornii "małżeństw" jednopłciowych. Zaczęła się kampania nacisków, w której wzięły udział zarówno organizacje homoseksualistów, jak i pojedynczy aktywiści, dotąd biorący udział w pracach fundacji, a teraz ją bojkotujący. Eich i Fundacja Mozilli mógł zapewniać, że nie ma nic przeciwko ruchowi LGBT, że nie chce żadnej dyskryminacji, a jego prywatne poglądy nie mają najmniejszego wpływu na działanie fundacji. Wojujący homoseksualiści znaleźli sobie cel i doprowadzili do tego, że 3 marca nowy prezes i zarazem współtwórca całej fundacji podał się do dymisji. Ogłosił również, że całkowicie opuszcza Mozillę, co zresztą po takiej akcji nie dziwi.

Jak zatem odczytywać blogowy wpis pani Baker? Chyba tylko tak, jak chcieliby rozumieć tolerancję również nasi rodzimi aktywiści ruchu walki o "prawa" (a tak naprawdę dominację) homoseksualistów: Tolerancja i swoboda głoszenia poglądów - proszę bardzo. Pod warunkiem, że są to poglądy "tolerancjonistyczne". Jeśli przypadkiem są konserwatywne - miejsca dla nich nie ma. Przy czym - co warto zauważyć - w przypadku Eicha nie mówimy nawet o aktywiście ruchu sprzeciwu wobec homoekspansji. Mówimy o zwykłym, normalnym człowieku, który kiedyś postanowił wspomóc stosunkowo niewielką sumą organizację, promującą bliskie mu idee. Nie totalitarne, nie antydemokratyczne, ale doskonale mieszczące się w ramach demokratycznej debaty. Pechowo dla niego - są to akurat idee konserwatywne.

Odchodząc ze stanowiska, Eich pokazał klasę. To nie on, ale Mozilla straciła. Można się tylko domyślać, że członkowie zarządu wywierali w tej sprawie na nowego prezesa sporą presję, namawiając go do dymisji w imię interesu całego projektu. Tak się bowiem składa, że na konkurencyjnym rynku technologicznym, gdzie wojna pomiędzy przeglądarkami internetowymi jest jedną z najostrzejszych, wszyscy rywale Firefoksa idą dokładnie według linii politycznej poprawności.

Niektórzy twierdzą, że w sprawie Eicha nie ma nic nadzwyczajnego - ot, zwykły bojkot konsumencki, który tym razem okazał się skuteczny. Można by tak uznać, gdyby od Firefoksa zaczęli się odwracać masowo jego zwykli użytkownicy (w Polsce to wciąż najpopularniejsza przeglądarka), nic takiego jednak nie zaszło. Można spokojnie założyć, że poglądy prezesa Eicha na kwestię "praw" homoseksualistów większość użytkowników przeglądarki obchodziłyby tyle, co wielkość mongolskiego PKB. Mieliśmy więc do czynienia z mechanizmem wielokrotnie wypróbowanym przez homodżihadystów: presję wywierały kręgi bardzo niewielkie, ale nieproporcjonalnie wpływowe.

Są w tej sprawie jednak pewne plusy. Pierwszy to taki, że jeśli ktoś naprawdę szanuje wolność słowa i brzydzi się totalitarnymi zapędami homolobby, strojącego się w piórka tolerancji, może przeprowadzić własny bojkot konsumencki. Wystarczy przerzucić się na inną przeglądarkę. Drugi to ten, że akcja przeciwko Brendanowi Eichowi była tak arogancka i tak bardzo przypominała sowieckie praktyki, że wywołała niesmak nawet u bardziej przytomnych przedstawicieli środowisk homoseksualnych. Andrew Sullivan (konserwatywny myśliciel i publicysta, praktykujący katolik, a zarazem homoseksualista, nie kryjący się ze swoją orientacją - tak, taki ktoś istnieje naprawdę) napisał na swoim blogu:

Człowiek, który miał odwagę, aby zrealizować swoje prawa, wynikające z Pierwszej Poprawki i wspomógł Prop 8 w Kalifornii kwotą 1000 dolarów, został właśnie oskalpowany przez niektórych gejowskich aktywistów. [...] Cała sprawa wywołuje mój niesmak, tak jak powinna wywołać niesmak każdego, kto życzy sobie społeczeństwa tolerancyjnego i różnorodnego. Jeżeli tak dzisiaj ma działać ruch gejowski - uprawiając polowanie na naszych oponentów z fanatyzmem porównywalnym jedynie z religijną prawicą - to ja się na to nie piszę. Jeżeli naszym celem ma być likwidowanie wolności słowa innych, to znaczy, że nie jesteśmy lepsi niż antygejowskie zbiry, które działały przed nami.

Sullivan apeluje o opamiętanie, ale na próżno. Forsowanie totalitarnych metod uciszania przeciwników leży w samej naturze ruchu "praw" homoseksualistów.

Łukasz Warzecha specjalnie dla WP.PL
Źródło artykułu:WP Wiadomości
homoseksualizmlgbtprezes
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)