PolskaŁukasz Warzecha dla WP.PL: facet w sukience i kabaret w mediach

Łukasz Warzecha dla WP.PL: facet w sukience i kabaret w mediach

Za każdym razem, gdy pada kolejny rekord skretynienia polskich mediów, wydaje się, że bardziej już skretynieć nie można. A jednak - wkrótce okazuje się, że można i że da się nawet przebić Rów Mariański idiotyzmu. W najnowszym wydaniu w roli przebijaka występuje pewien pan, który lubi się przebierać za panią.

Łukasz Warzecha dla WP.PL: facet w sukience i kabaret w mediach
Źródło zdjęć: © WP.PL | Łukasz Szełemej
Łukasz Warzecha

11.08.2014 | aktual.: 11.08.2014 19:04

Zaczęło się w miarę niewinnie. W sieci pojawił się film, na którym dość rosły osobnik ubrany w sukienkę atakuje niemrawo się broniącego mężczyznę. Niemrawość obrony mogła wynikać z tego, że atakowany zgłupiał. Nie miał zapewne wątpliwości, że ma przed sobą drugiego mężczyznę, ale jednak wystrojonego jak kobieta, a kobiet się przecież nie bije. Więc zamiast solidnie odparować atak, wycofywał się tylko bezradnie.

Filmik jak filmik. Na miejscu biernie zachowującego się mężczyzny byłoby mi trochę wstyd, ale to jego sprawa. Co zaś do napastnika, są różne dziwactwa. Może więc być także przebieranie się za kobitkę. Nie jest to nic nowego ani specjalnie oryginalnego. Kto nie wierzy, niech poszuka na YouTube "Piosenki drwala", czyli "Lumberjack Song" Monty Pythona. Dziś ten numer by zresztą nie przeszedł, stając się ofiarą politpoprawnej cenzury różnych specjalistów od poszanowania mniejszości.

Nie było nawet nic specjalnie dziwnego w tym, że temat pana przebranego za kobietę podjęła "Gazeta Wyborcza". Ani też nie zaskoczyło, że gazeta ta nie oburzyła się fizyczną agresją ze strony przebierańca. Wszak nie od dziś wiadomo, że istnieje przemoc niesłuszna, choćby tyko werbalna (np. protest przeciwko wykładowi majora profesora Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim) oraz przemoc słuszna, nawet jeśli fizyczna (np. wtedy, gdy przebrany za kobitkę facet bije "homofoba"). Zresztą czego w kwestiach obyczajowych i w sferze zdrowego rozsądku można oczekiwać od gazety, która na serio używa słowa "ministra" w odniesieniu do kobiet?

Okazało się jednak, że na "Wyborczej" się nie skończyło. Za pogłębianie Rowu Mariańskiego kretynizmu zabrał się najpierw redaktor Maciej Knapik z TVN24, który zaprosił do studia przebierańca wraz z konserwatywnym posłem Jackiem Żalkiem. Rozmowa była fascynująca: przebieraniec zaczął pouczać posła w kwestii kultury osobistej, wytykając mu, że nie przepuścił go w drzwiach. O ile mi jednak wiadomo, polska norma kulturowa przewiduje przepuszczanie w drzwiach kobiet, a nie facetów w sukienkach.

Redaktorowi Knapikowi pozazdrościła Agnieszka Gozdyra z Polsat News, która - jak oznajmia na swoim profilu na Twitterze - "nie lubi głupoty". Ta awersja jest szczególnie widoczna w doborze gości do jej programu, takich jak właśnie ów dziwak w sukience oraz Artur Zawisza w RuchuRuchu Narodowego. Już na początku program poraził merytoryczną głębią: dziwak złapał szklankę z wodą i oblał nią Zawiszę, który następnie opuścił studio. Szkoda, bo mógłby wpisać się w konwencję i oblać z kolei swoją wodą dziwaka.

Przy okazji warto zaznaczyć, że w momencie, gdy redaktor Gozdyra zapraszała do studia swoich gości, po sieci krążyły już link do strony z ogłoszeniem erotycznym przypisywanym panu przebranemu za kobietę. Być może było to fałszerstwo, jednak zdjęcia - w tym takie, które pokazywały szczegóły anatomiczne fotografowanej osoby - wskazywałyby na co innego. Nawiasem mówiąc, ze zdjęć tych wynikało całkiem jednoznacznie, że mamy do czynienia z osobą płci męskiej.

Następnym etapem jest wywiad faceta w sukience we "Wprost". Nie sięgnąłem po niego i sięgać nie zamierzam, bo są jednak jakieś granice skretynienia.

I tu znowu odwołam się do Monty Pythona, który w dobie poprzedzającej poprawność polityczną przewidział sposób funkcjonowania współczesnych mediów. W skeczach Pythonów gośćmi telewizyjnych programów bywali różni dziwacy. Na przykład człowiek, który wymawiał tylko końcówki wyrazów, ten, który wymawiał tylko początki i ten, który wymawiał tylko środek. Albo człowiek, który mówi anagramami. Był też mężczyzna wielkości pół cala, był pan Bayan z Egiptu, który zwariował po przylocie do Anglii, oraz człowiek, który potrafił zarazić kota grypą.

Mężczyzna w sukience mieści się w tej samej kategorii i gdyby pojawił się jako element skeczu Monty Pythona, byłby w jak najwłaściwszym dla siebie miejscu. Tak się jednak złożyło, że Knapik, Gozdyra i redaktor naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski wzięli montypythonowskie skecze serio i uznali najwyraźniej, że samo założenie przez faceta sukienki robi z niego osobę, którą warto przedstawić publiczności jako reprezentanta ważkich racji i środowisk. W którą to rolę przebieraniec usiłuje się wpisać, bredząc coś o rzekomo pokrzywdzonych mniejszościach z nim samym na czele.

W jednym ze skeczy Monty Pythona występował mężczyzna z magnetofonem w nosie, z którego to magnetofonu rozbrzmiewała "Marsylianka". Moja rada dla Knapika, Gozdyry i Latkowskiego jest taka: jeśli chcecie pokazać coś ciekawego, znajdźcie lepiej człowieka z magnetofonem w nosie albo takiego, co umie zarazić kota grypą. I ogłoście oficjalnie, że robicie kabaret, a nie publicystykę. Choć - to dla was zła wiadomość - Monty Pythona i tak nie przebijecie, choćbyście wzięli do studia stu facetów w damskich ciuchach.

Łukasz Warzecha specjalnie dla WP.PL

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (5)