Ludzie nie słyszeli rozpaczy dziecka. Emilka zmarła z wyczerpania
- Nie rozumiem, jak może panować taka znieczulica. Widzi pan? Ci ludzie teraz chowają głowę w piasek - mówi pan Janusz, mieszkaniec osiedla w Siedlcach, na którym mieszkała 25-letnia Klaudia G. Kobieta jest podejrzana o znęcanie się nad córką oraz nieumyślne spowodowane jej śmierci.
Córka Klaudii G. - trzyletnia Emilka zmarła. Lekarz, który wystawił akt zgonu, jako przyczynę śmierci podał odwodnienie. Ratownicy medyczni nie byli w stanie uratować dziecka, do którego pogotowie wezwała koleżanka kobiety. Wszystko działo się w nocy z 1 na 2 sierpnia w mieszkaniu przy ulicy Wyszyńskiego w Siedlcach.
- Służby medyczne, które przybyły na miejsce, już wstępnie stwierdziły u dziewczynki stan wyniszczenia organizmu. Sekcja zwłok została przeprowadzona, jednak jej szczegółowe wyniki nie są znane. Wstępne oględziny wykazały, że dziecko było skrajnie niedożywione - przekazał Adrian Wysokiński, zastępca prokuratora rejonowego w Siedlcach.
Klaudia G. usłyszała zarzuty znęcania się nad osobą nieporadną oraz nieumyślne spowodowanie zgonu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanie zawracają jednostki z Ukrainy. "Ciężka sytuacja"
W trakcie postępowania na jaw wyszło, że kobieta wielokrotnie zostawiała Emilkę samą w domu. Przed prokuratorem przyznała się, że wielokrotnie znikała na kilka lub kilkanaście godzin, pozostawiając trzyletnie dziecko bez jedzenia i opieki.
Klaudia G. przyznała, że w tym czasie imprezowała, jeździła kąpać się nad wodę czy spędzała czas z nowo poznanym partnerem. Według jej zeznań, ojciec Emilki nie chciał się nią opiekować, płacił jednak alimenty. Wersja mężczyzny jest jednak inna - twierdzi, że to Klaudia G. nie pozwalała mu na kontakty z dzieckiem i utrudniała je. Para podobno była w trakcie rozwodu. Wersje rodziców będzie sprawdzać teraz prokuratura.
Jak doszło do tego, że nikt nie zorientował się, że trzyletnia Emilka przebywała godzinami bez opieki? We wtorek odwiedziliśmy osiedle, na którym mieszkała młoda kobieta. To przeciętne blokowisko, można na nim spotkać i emerytów, i rodziny z małymi dziećmi. Robotnicy koszą trawę, na ławce siedzi ktoś z piwem, a na placu zabaw bawią się pilnowane przez babcie maluchy.
Kiedy przysłuchujemy się, o czym rozmawiają przechodnie, słyszymy, że nadal gorący jest temat tragedii. Ludzie pomiędzy sobą powtarzają, że Klaudia G. miała zaniedbywać córeczkę, często być pod wpływem alkoholu i chodzić na imprezy. Po zaczepieniu każdy nabiera wody w usta i mówi, że "to wszystko wyczytane w mediach". Oficjalnie sąsiedzi mówią, że nikt nic nie widział i nie słyszał.
Smutna prawda jest też taka, że w klatce, w której mieszkała Klaudia, prawie nikt jej nie znał i nie zauważył, że ma niepełnosprawne dziecko. Rozmawialiśmy z najbliższymi sąsiadami, którzy twierdzą, że nie kojarzyli kobiety i trzyletniej Emilki. Niektórzy mówią wprost, że "nie interesowali się, bo mieszkanie było wynajmowane, a lokatorzy zmienili się niedawno".
Mieszkanie, które sąsiaduje z tym, gdzie doszło do dramatu, wygląda na puste - drzwi są zaryglowane, a klamki powykręcane. Z kolei rodziny, które mieszkają w pionie, twierdzą, że nigdy nie słyszały płaczu dziecka.
- Nie mieści mi się w głowie, że nikt nie zareagował. Nie wierzę, że ludzie nie słyszeli rozpaczy dziecka pozostawionego samego w domu. Taka znieczulica się zrobiła. Nie rozumiem tego. Straszne czasy nastały - komentuje pan Janusz, który mieszka w ostatniej klatce. Do dramatu doszło natomiast w pierwszej.
- Straszna tragedia, ludzie głowy tracą. Jak można doprowadzić dziecko do takiego stanu? Naprawdę nikt tego nie zauważył? Jest mi bardzo przykro, że życie straciło małe dziecko. Za znęcanie się nad niepełnosprawnym dzieckiem powinna być najwyższa kara - wtóruje mu Anna, mieszkanka Siedlec, która przechodziła ulicą Wyszyńskiego.
Jak ustaliła Wirtualna Polska, rodzina tylko raz, w 2023 roku, miała niezapowiedzianą kontrolę z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej.
- Zgłoszenie, że w rodzinie może dziać się coś niepokojącego, otrzymaliśmy w tamtym roku. Pracownicy socjalni udali się do rodziny, gdzie zastali mamę i babcię dziewczynki akurat podczas karmienia dziecka. Mająca wtedy prawie dwa latka dziewczynka była zadbana, jej wygląd czy zachowanie nie budziło żadnych podejrzeń - przekazała nam Karina Khattak, kierownik GOPS-u w Siedlcach.
I dodała, że "nie było kolejnych zgłoszeń dotyczących tej rodziny, a interwencja nie dała przesłanek do ponownej kontroli".
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski