Ludwik Dorn w liście do Jarosława Kaczyńskiego: wycofajcie się z symboliki powstania
Ludwik Dorn (SP) zaapelował do Jarosława Kaczyńskiego o wycofanie się PiS z używania litery "W" w kampanii referendalnej ws. odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Kampanii PiS broni inicjator referendum burmistrz Ursynowa Piotr Guział.
26.09.2013 | aktual.: 26.09.2013 15:08
W liście do prezesa PiS Dorn odniósł się do "W, jak Warszawa" - hasła rozpoczętej w niedzielę przez PiS kampanii przed referendum ws. odwołania prezydent stolicy. Mieszkańcy stolicy będą zachęcani do głosowania m.in. przez plakaty z dużą, czerwoną literą "W" i datą referendum. Kampania PiS spotkała się z zarzutami m.in. środowisk kombatanckich, że symbolika powstańcza jest wykorzystywana do bieżącej walki politycznej.
Według byłego marszałka sejmu PiS - odwołując się do symboliki litery "W" i słów prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego z września 1939 r. - "tworzy siatkę skojarzeń", która może doprowadzić do "obniżenia frekwencji i porażki w referendum".
- Działania pana Jarosława Kaczyńskiego i jego partii wpłyną w sposób dla mnie oczywisty na obniżenie frekwencji w referendum, które może okazać się bezskuteczne ze względu na kryterium frekwencyjne. Jest oczywiste, że większość tych, którzy pójdą do referendum zagłosuje za odwołaniem pani prezydent. Pytanie, czy będzie ich wystarczająco wiele? - mówił Dorn na konferencji prasowej.
Jego zdaniem najistotniejsze jest przekonanie warszawiaków, by jak najliczniej uczestniczyli w referendum. Tymczasem - mówił - kampania PiS zniechęca do referendum tych, którzy kultywują tradycję powstania i uważają, że nadużyto do celów politycznych symboliki powstańczej, a także tych, którzy uznają, że "bezzasadność takich porównań" pokazuje, że inicjatorzy odwołania Gronkiewicz-Waltz mają dość słabe argumenty.
- W związku z tym, w imieniu Solidarnej Polski, apeluję do pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, aby dokonał rewizji wykreowanego przez siebie przesłania i wycofał się z tego kierunku w kampanii referendalnej - powiedział Dorn. Jak przyznał, "nie musi to oznaczać strat politycznych dla PiS", gdyż najwyżej ucierpi na tym "miłość własna polityka".
Szef PiS Jarosław Kaczyński, nawiązując do zarzutów o wykorzystywanie symboliki powstańczej, wyjaśniał w środę, że litera "W" na plakatach zachęcających do wzięcia udziału w referendum to symbol budowy wielkiej Warszawy, a nie znak powstania warszawskiego.
Inicjator referendum w stolicy burmistrz Ursynowa Piotr Guział w oświadczeniu napisał, że, "wyjątkową bezczelnością prominentnych polityków PO jest krytykowanie PiS za wykorzystanie litery 'W' w kampanii referendalnej i nazywanie tego 'deptaniem symboli'. "To PO jako pierwsza podeptała symbole narodowe, jakimi są najwyższe urzędy w Rzeczypospolitej - Prezydenta i Premiera, wykorzystując je do partyjnej walki o stołek. To PO upartyjniła warszawskie referendum, delegując do jego komentowania nie samorządowców, a wierchuszkę swojej partii, polityków często niemających żadnego związku z Warszawą" - zaznaczył Guział.
"Litera 'W' kojarzy się przede wszystkim z Warszawą, Wolnością, Wyborem, Wizją, a nam, prawdziwym i oddolnym inicjatorom referendum kojarzy się z Warszawską Wspólnotą Samorządową" - uważa. Według niego jeśli PO żąda usunięcia litery "W" z kampanii referendalnej, to inicjatorzy referendum żądają usunięcia słowa "Obywatelska" z nazwy tej partii.
Referendum w sprawie odwołania Gronkiewicz-Waltz odbędzie się 13 października. Będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy wzięli udział w wyborze odwoływanego organu. W wyborach prezydenta Warszawy w 2010 r., w których zwyciężyła Gronkiewicz-Waltz, wzięło udział 649 049 osób. Oznacza to, że referendum w sprawie jej odwołania będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział co najmniej 389 tys. 430 osób.