ŚwiatLudobójstwo nr 73 - dramatyczny los jazydów w Iraku

Ludobójstwo nr 73 - dramatyczny los jazydów w Iraku

Jazydzi, jedna z grup etniczno-religijnych zamieszkująca Irak, przeżyła na przestrzeni wieków 72 masakry. Podczas gdy świat przygląda się dziś Ukrainie, właśnie trwa ludobójstwo nr 73 irackiej mniejszości. Wojujący dżihadyści, którzy kontrolują niemały kawałek kraju, dali jej wybór: przejście na islam albo śmierć. Zabili już 500 osób, także kobiety i dzieci. Ale nawet tym jazdyom, którym udało się uciec w rejon góry Sindżar, kostucha zagląda w oczy. Nie mają bowiem wody ani jedzenia. Świat obiecał im pomoc i stopniowo dotrzymuje słowa.

Ludobójstwo nr 73 - dramatyczny los jazydów w Iraku
Źródło zdjęć: © AFP
Aneta Wawrzyńczak

Uciekli śmierci, która wielkimi krokami zbliżała się do ich domów, a trafili w objęcia jej siostry bliźniaczki, przyczajonej na szczycie góry - tak najprościej opisać rozgrywający się wciąż dramat 40 tysięcy jazydów z północnego Iraku.

Czym zasłużyli sobie na taki los?

72 masakry

Yezdan po kurdyjsku znaczy "bóg". Sami jazydzi uważają się za jego wybrańców - wierzą, że zostali stworzeni przez Adama jako pierwsi, dopiero później z jego związku z Ewą zrodziła się reszta ludzkości. Dlatego stanowią jedną z najbardziej hermetycznych grup etniczno-religijnych na świecie: jazydem nie można się bowiem stać, trzeba się nim urodzić. O wżenieniu się też nie ma mowy, bo zawieranie małżeństw z innowiercami jest surowo karane.

Sam jazydyzm stanowi mozaikę rozmaitych wyznań. Choć to jedna z najstarszych monoteistycznych religii na świecie, oficjalnie uznaje się, że powstała w XII wieku. Wtedy to szejch Adi posklejał fragmenty rytuałów i wierzeń, które przez wieki jazydzi zbierali od różnych grup etnicznych i religijnych. I tak jazydzi z hinduizmu przejęli na przykład wiarę w reinkarnację i system kastowy (choć w ich przypadku nie wyznacza on osi podziału społeczno-ekonomicznego tylko określone rodzaje religijnych rytuałów), z różnych wierzeń pogańskich: oddawanie czci świętym drzewom czy składanie byków w ofierze. Jazydzi modlą się pięć razy dziennie (jak muzułmanie), ale z twarzami skierowanymi w stronę słońca (jak wyznawcy zoroastryzmu). Chrzczą się jak chrześcijanie, ale chłopców poddają obrzezaniu jak Żydzi i muzułmanie.

Synkretyczną listę domykają restrykcyjne zasady: kobiety nie mogą ścinać włosów, nie wolno zawierać małżeństw w kwietniu ani pomiędzy przedstawicielami różnych kast (szejchów, pirsów i mridów), należy wystrzegać się jedzenia sałaty, dyni i gazeli oraz noszenia ubrań w świętym kolorze - granatowym.

W świecie muzułmańskim jazydzi znani są jednak przede wszystkim jako heretycy i bluźniercy, wyznawcy szatana. W jego najciemniejszym, najciaśniejszym, najbardziej radykalnym zakątku oznacza to konieczność wyboru: konwersja albo eksterminacja. Dlatego sami jazydzi wyliczyli, że przetrwali już 72 masakry. - Obawiamy się, że Sindżar będzie 73 - mówi parlamentarzysta Hadżi Ghandour.

Piekło tylko na ziemi

Pretekstem do prześladowań, których ofiarami są od wieków jazydzi, jest jeden z filarów ich wiary: to, że Bóg stworzył świat, ale jego dalsze losy powierzył siedmiu aniołom, z których grona przed szereg wysunął się jeden i za swą niesubordynację został strącony do piekła. Brzmi znajomo? Owszem, tylko w tym miejscu losy szatana z chrześcijaństwa, judaizmu i islamu oraz Tawûsê Meleka, czyli Anioła Pawia z jazydymu rozbiegają się. Pierwszy zadomowił się w piekle i do dziś jest przyczyną całego zła na świecie. Drugi żałował swojej winy tak bardzo, że wylane przezeń łzy ugasiły ogień piekielny. Według jazydów od tego czasu piekło nie istnieje jako takie. Chyba że to na ziemi - ale tworzy je sam człowiek.

- Jeśli nie rozumie się, że Bóg wybaczył aniołowi, to rzeczywiście można myśleć, że jazydzi czczą szatana - wyjaśnia prof. Sebastian Maisel, badacz kultury jazydów, w rozmowie z portalem VOX Media. Jeśli prześledzić ich losy, okaże się, że rzeczywiście mało kto rozumiał tę subtelną, ale istotną różnicę. Szczególnie ciężkich prześladowań jazydzi doznali w czasach imperium osmańskiego w XVIII i połowie XIX wieku, a później w latach 1915-1918, kiedy to zostali niemal całkowicie wybici z błogosławieństwem muftich, wydających po kolei fatwy zezwalające na mordowanie tych jazydów, którzy nie zgodzą się na przyjęcie islamu. Wielu salwowało się ucieczką, tworząc diasporę jazydzką, głównie w dzisiejszych Niemczech, Armenii i Gruzji. Dopiero po drugiej wojnie światowej, kiedy trafili na listę kultur zagrożonych wymarciem, ich los miał się odwrócić.

Instytucjonalnie zainteresowano się nimi dopiero 30 lat później. Rządząca Irakiem od 1963 roku partia Baas w połowie lat 70. rozpoczęła kampanię celem skłócenia Kurdów i jazydów. Ci ostatni sami przyznają się do kurdyjskich korzeni, ale według "ustaleń" władz to nieprawda. Rząd orzekł więc, że jazdydzi są czystej krwi Arabami, potomkami Jazida I, drugiego kalifa z dynastii Umajjadów, który zamordował Husajna bin Alego, uznawanego przez szitów za prawowitego następcę proroka Mahometa. I na tej podstawie przymuszał ich do przybierania arabskich nazwisk i używania języka arabskiego zamiast kurmandżi (czyli północnego dialektu języka kurdyjskiego).

Z jednej strony chodziło o to, by poluzować ich silne więzi z Kurdami (i zapobiec ewentualnemu antyrządowemu sojuszowi), z drugiej - by skonfliktować ich z szyitami, dla których okazali się wyznawcami uzurpatora i mordercy. A w konsekwencji doprowadzić do tego, że ta półmilionowa grupa etniczno-religijna będzie zdana na łaskę i niełaskę władz.

Te z kolei rozpoczęły akcję przesiedleńczą: jazydzi byli siłą usuwani ze swoich ziem w rejonie góry Sindżar i przenoszeni na nieprzyjazne, ubogie tereny w całym kraju. - Wszystko rozbijało się o pieniądze i znajomości, nawet jak chcieliśmy urządzać święto jazydzkie, musieliśmy się zobowiązać, że nie pojawi się żadna flaga którejś z kurdyjskich partii - wspomina w rozmowie z "Al-Monitor" 65-letni rolnik z Qezlacuk. To były jednak tylko drobne niedogodności w porównaniu z losem Kurdów, którzy byli masakrowani przez wojska Saddama Husajna z olbrzymią brutalnością i zaciętością.

Wraz z obaleniem dyktatora w 2003 roku nastąpił kolejny zwrot w historii irackich jazydów.

Spirala przemocy

W ogarniętym wojną kraju dojrzewały różne radykalizmy, w tym religijny. Zanim jednak wyłoniło się Państwo Islamskie (początkowo jako Islamskie Państwo Iraku i Lewantu), nową falę represji wyznaczyło zabójstwo młodej jazydki na początku kwietnia 2007 roku. Dziewczyna "splamiła" honor rodziny, bo złamała dwie z największych świętości: nie dość, że chciała wyjść za mąż za muzułmanina, to jeszcze planowała konwersję na islam. 17-letnia Du’a Chalil Aswad została ukamienowana przez tłum mężczyzn w środku miasta.

Dwa tygodnie później w internecie pojawiły się nagrania z egzekucji, a zaraz po tym, prawdopodobnie w akcie zemsty, grupa nieznanych sprawców porwała autobus wiozący pracowników fabryki włókienniczej w Mosulu. Po sprawdzeniu dowodów tożsamości wszyscy muzułmanie i chrześcijanie zostali uwolnieni. Zostało tylko 23 jazydów. Wszyscy zostali zamordowani strzałem w tył głowy.

Nie minęło pół roku a w Kahtaniji i Dżazirze został przeprowadzony jeden z największych ataków terrorystycznych w historii świata. W serii eksplozji wywołanej przez czterech zamachowców samobójców zginęło prawie 800 osób, a ponad 1500 zostało rannych. Na kilka dni przed atakiem niektórzy mieszkańcy miast otrzymali anonimy, w których nazywano ich "niewiernymi". Wszyscy byli jazydami.

Najgorsze nadeszło siedem lat później. Konwersja na islam albo śmierć

Pierwszy akt dramatu rozegrał się zaledwie 10 dni temu, gdy bojownicy skrajnie radykalnego Państwa Islamskiego pokonali broniących miasta Sindżar peszmergów, czyli kurdyjskich "wojowników śmierci". Fundamentaliści mieszkańcom podbitego miasta złożyli propozycję nie do odrzucenia: konwersja na islam albo śmierć. I dla podkreślenia powagi sytuacji zamordowali około pięćset osób, w tym kobiet i dzieci. Według irackiego ministra ds. praw człowieka Muhammada Sziji as-Sudaniego część z nich została spalona żywcem.

Wtedy rozpoczął się drugi akt. Zdesperowani jazydzi (a także znacznie mniejsza grupa chrześcijan) uciekli na pobliski szczyt, by schronić się przed siepaczami samozwańczego kalifatu. Bez jedzenia, wody, skrawka cienia i podstawowych leków mogli tylko czekać na powolną śmierć. Ta zdążyła upomnieć się o kilkadziesiąt osób, w tym co najmniej czterdzieścioro dzieci, zanim amerykańskie, brytyjskie i irackie siły zbrojne ruszyły z pomocą z powietrza: najpierw zaczęły zrzucać paczki z pomocą humanitarną, a 10 sierpnia osłaniały korytarz, którym peszmergowie wyprowadzili na kurdyjskie tereny w Syrii i Iraku 20 tysięcy uchodźców.

Teraz Waszyngton "rozważa różne scenariusze ewakuacji reszty cywilów", jak poinformował Reutersa Ben Rhodes, doradca amerykańskiej rady bezpieczeństwa narodowego. Pomoc zaoferowały nie tylko Stany Zjednoczone i ONZ, ale też władze Rojavy, czyli rządzącego się właściwie autonomicznie syryjskiego Kurdystanu, Turcji i Kurdyjskiego Rządu Regionalnego. Już teraz cztery tysiące ewakuowanych z góry Sindżar jazydów trafiło do obozu dla uchodźców al-Hazakah w Syrii, kolejne 20 tysięcy lada moment znajdzie schronienie w nowym, budowanym przez turecką agencję ds. zarządzania kryzysowego na obrzeżach Mosulu.

Kolejne ludobójstwo

Sytuacja jednak wciąż jest dramatyczna. - Dwie wioski są wciąż oblężone. Ludzie nie mogą ich opuścić, a Państwo Islamskie dało im ultimatum: albo przejdą na islam, albo staną twarzą w twarz z ich mieczami. Ale nawet jeśli zdecydują się na konwersję na islam, Państwo Islamskie zmusi mężczyzn, by przystąpili do walki w ich szeregach i oddali im swoje kobiety - wyjaśnia jeden z uchodźców Barakat Issa w rozmowie z "The Guardian". Według tych, którym udało się zbiec do Irbil, stolicy irackiego Kurdystanu, w rękach ekstremistów jest już co najmniej 400 kobiet i dzieci. Odcięci od świata, przechodzą pranie mózgów i są siłą zmuszane do konwersji.

Nie wiadomo, czy jazydzi przetrwają 73. już masakrę. - Eksterminacja, emigracja i kolonizacja jej ziem przyniesie tragiczną zmianę dla jazydyzmu - uważa w rozmowie z "National Geographic" dr Khanna Omarkhali z Uniwersytetu w Getyndze. Zdaniem wielu ta "tragiczna zmiana" to eufemistyczne określenie ludobójstwa. Wydaje się, że świat tym razem nie zamierza przyglądać mu się biernie, jak miało to miejsce chociażby w Rwandzie czy Srebrenicy. Ale dopóki nie uda się unicestwić fanatyków Państwa Islamskiego, nie można mieć też pewności, że w ostatniej chwili znów nie przymknie oczu.

Aneta Wawrzyńczak dla Wirtualnej Polski

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)