Olanowśka: "Wielu ukraińskich sportowców i trenerów chwyciło za broń i poszło walczyć. Oni są teraz na froncie, ranni albo zabici"© Getty Images | Ian Walton

Ludmyła Olanowśka: Wymienię medal na system Patriot dla Ukrainy

- W Paryżu zabraknie wielu ukraińskich sportowców. Mogliby walczyć o medale, ale zginęli z rąk Rosjan. Boję się spotkania twarzą w twarz z "neutralnymi" Rosjanami w wiosce olimpijskiej. Smutne, że zostali dopuszczeni - mówi Ludmyła Olanowśka, ukraińska chodziarka sportowa, uczestniczka igrzysk olimpijskich w Paryżu.

Tatiana Kolesnychenko: Czerwiec 2024 roku. Lekkoatletyczne Mistrzostwa Europy w Rzymie. Do mety zostają ostatnie metry. Hiszpanka Laura Garcia-Caro już podnosi flagę narodową, świętując zwycięstwo. Nagle pojawia się pani i wyprzedza ją o ułamki sekundy. Wywalczyła pani brązowy medal, ale chciała go oddać…

Ludmyła Olanowśka: Nadal chcę. Jeśli zna pani kogoś, kto chciałby wymienić rakietowy system Patriot dla Ukrainy na mój medal, jestem gotowa!

Wydarzenie, o którym pani wspomniała, zbiegło się w czasie z tym, że ukraińskie władze prosiły Madryt o przekazanie Patriotów, ale im odmówiono. Więc kiedy Garcia-Caro oprotestowała moje zwycięstwo nad nią, zaproponowałam rozwiązanie. Jeśli Hiszpania tak potrzebuje tego medalu, możemy się wymienić: medal za obronę przeciwlotniczą. Zrobiłabym to bez wahania.

Dziś wszystkie zwycięstwa dla ukraińskich sportowców mają zupełnie inny smak. Nasze medale są sposobem zwrócenia uwagi świata na trwającą wojnę. Chcemy tylko, by nasze dzieci były bezpieczne.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ma pani pięcioletniego synka i męża w wojsku. Można się skupić na zawodach, ciągle myśląc o tym, co się nimi dzieje w Ukrainie?

To ogromne obciążenie. Od kiedy Rosjanie znowu zaczęli ostrzeliwać infrastrukturę krytyczną w Ukrainie, ciągle są przerwy w dostawie energii, a więc brakuje nie tylko internetu, ale często nie działają nawet połączenia komórkowe. Kiedy jestem na zawodach albo zgrupowaniu, mogę i pół dnia dobijać się do syna. Logika podpowiada mi, że nie ma powodów, aby panikować. Ale na poziomie emocji to bardzo rozprasza.

Zaczynasz się nakręcać. A co jeśli…? Rosjanie bombardują szpitale dziecięce, porodówki, centra handlowe, ostrzeliwują zwykłe bloki mieszkalne. Nie ma w Ukrainie bezpiecznego miejsca. I myśląc o synku, ciągle w tyle głowy mam tę świadomość.

Nawet po Mistrzostwach Europy w Rzymie nie byłam pewna, czy w domu wiedzą, że wygrałam, czy mogli obejrzeć mój finisz.

Obejrzeli?

Syn nie, bo akurat był u rodziców w obwodzie chmielnickim. Pochodzę z wioski i kiedy tam znika prąd, nie ma żadnej możliwości skorzystania z internetu. Ale mąż zdołał znaleźć miejsce, w którym jest generator prądu i wi-fi. Obejrzał zawody na żywo. Jest moim największym wsparciem, choć sam jest w ciągłym niebezpieczeństwie.

Jest zawodowym żołnierzem służby granicznej Ukrainy. Jeszcze przed rosyjską inwazją służył w jednostce reagowania operacyjnego "Dozór". Więc wychodząc za niego, rozumiałam, jaką ma pracę. Ale nic nie jest w stanie przygotować cię na sytuację, kiedy najbliższy człowiek jest na wojnie.

Czasem, kiedy nie odpisuje na SMS-y, głęboko oddycham i staram się nie myśleć. Ale tak teraz wygląda życie tysięcy rodzin w Ukrainie. Mąż robi, co do niego należy. Ja również. Każde z nas próbuje na swój sposób dołożyć cegiełkę do zwycięstwa Ukrainy.

Pani weźmie udział w igrzyskach olimpijskich w Paryżu, ale ukraińscy sportowcy zdobyli tylko 124 kwalifikacji, reprezentacja będzie najmniejsza w historii. Z czego to wynika?

Prawda jest taka, że z roku na rok mieliśmy coraz mniejszą reprezentację na igrzyskach. W Tokio było mniej ukraińskich sportowców niż w Rio, a w Rio mniej niż w Londynie. Ale w tym roku mamy rzeczywiście rekordowy spadek. Powody są oczywiste. Jak możesz skupić się na treningu, jeśli w ciągu dnia alarmy powietrzne mogą powtarzać się pięć-sześć razy? Jak możesz się zregenerować, jeśli nie jesteś w stanie zwyczajnie się wyspać?

Oprócz tego wiele mistrzyń sportu musiało podjąć trudną decyzję: kontynuować karierę czy zabrać rodzinę w bezpieczne miejsce i wyjechać za granicę. Z kolei wielu sportowców i trenerów chwyciło za broń i poszło walczyć. Oni są teraz na froncie, ranni albo zabici. Od początku inwazji z rąk Rosjan zginęło 479 ukraińskich sportowców. Wielu z nich dziś mogłoby powalczyć o medale na igrzyskach.

Więc na tych ukraińskich sportowców, którzy jadą do Paryża, spadła jeszcze większa presja?

Presja i odpowiedzialność są ogromne. Ale jednocześnie mamy jeszcze większą motywację. Zawsze walczyliśmy pod ukraińską flagą, ale zwycięstwa miały wymiar personalny. Zdobywaliśmy medale dla siebie, dla swojej kariery.

Teraz osobiste zwycięstwa nie mają takiego znaczenia. Czujemy odpowiedzialność, bo jedziemy na Igrzyska z niemal dyplomatyczną misją. Każde z nas rozumie, jak ważne jest, żeby została podniesiona ukraińska flaga, żeby zagrał nasz hymn. Bo tylko tak możemy pokazać światu, że jesteśmy silnym narodem. Chcemy i możemy zwyciężać, ale też potrzebujemy pomocy.

Kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji Międzynarodowy Komitetu Olimpijski opublikował oświadczenie, w którym zalecił międzynarodowym federacjom sportowym i organizatorom imprez sportowych "w celu ochrony moralności" i "bezpieczeństwa wszystkich uczestników" nie zapraszać i nie pozwalać na udział rosyjskich i białoruskich sportowców w zawodach. Sam MKOl w grudniu 2023 roku zmienił jednak zdanie i dopuścił Rosjan i Białorusinów do igrzysk w Paryżu. Jest pani gotowa na spotkanie z nimi?

Boję się sytuacji, w której będę musiała spotkać z nimi twarzą w twarz. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak będą się zachowywać. Prowadzą wojnę bez żadnych zasad moralnych, dlaczego mieliby inaczej potraktować igrzyska?

I tu nie chodzi tylko o samych sportowców. Jakiś czas temu byliśmy na zgrupowaniu w Antalyi. Rosjan jest tam pełno, całe dzielnice wręcz. Kiedy widzieli nas, ubranych w żółto-niebieskie stroje, zaczynali prowokować, okazywać wyższość. To wybija z rytmu. Kim oni są, żeby decydować, kto będzie żył, a kto dziś zginie od ich rakiet? Ale mając do wyboru udowodnić swoją rację, ale zostać ukaranym za niesportowe zachowania, wolę schować emocje i z godnością walczyć o medal.

Zastanawiała się pani, czy nie zrezygnować z udziału w igrzyskach na znak protestu? Taka opcja była omawiana w Ukrainie, a w 2023 roku ministerstwo sportu i młodzieży na krótko wprowadziło zakaz udziału w międzynarodowych zawodach z rosyjskimi i białoruskimi zawodnikami.

Tu akurat nigdy nie miałam wątpliwości. Nie możemy przed nimi uciekać. Jedyne, co nam pozostaje, to uczciwie z nimi walczyć i zwyciężać. Przy tym umiejętnie reagować na prowokacje, żeby nie dopuścić do sytuacji, że stracimy kwalifikacje albo medale.

Mówiąc o prowokacjach, ma pani na myśli sytuację, w której rok temu znalazła się ukraińska mistrzyni olimpijska, szablistka Olga Charłan? Nie uścisnęła dłoni Rosjance i straciła medal na mistrzostwach świata.

Tak, w szermierce istnieje tradycja, że po każdej walce przeciwnicy podają sobie dłonie. Podczas pandemii COVID-19 tę zasadę trochę zmieniono. Sportowcom zezwolono, zamiast uścisku, skrzyżować szable. Więc kiedy Olga wygrała z Anną Smirnową [15:7 – red.], wyciągnęła do niej szablę.

Ale Smirnowa zignorowała to i nalegała na uścisk dłoni. Doskonale wiedziała, że Olga tego nie zrobi. Jeszcze przed walką deklarowała otwarcie, że nie uściśnie jej ręki. Zresztą tak postąpiłby każdy szanujący się sportowiec. Więc Charłan opuściła planszę, a Rosjanka siedziała tam kolejne 40 minut, protestując i domagając się dyskwalifikacji Olgi za nierespektowanie zasad. Dopięła swego. Oldze zaliczyli techniczną porażkę, a Rosjanka dostała medal.

Na szczęście po tym incydencie zasady zmieniono. Już nie ma obowiązku ściskania dłoni, a Olga pomimo technicznej porażki, otrzymała imienne zaproszenie na igrzyska.

Smirnowa występowała wtedy pod neutralną flagą. Taki sam jest wymóg wobec Rosjan i Białorusinów, którzy wystąpią w Paryżu. Dodatkowo mieli przejść procedurę weryfikacji i zadeklarować, że nie popierają wojny przeciwko Ukrainie. Tyle że wśród 33 "neutralnych" Rosjan ukraińska strona internetowa Babel znalazła co najmniej czternastu zawodników, którzy może nie krzyczą głośno o wspieraniu wojny, ale występują na turniejach związanych z wojskiem albo regularnie lajkują posty propagandystów w mediach społecznościowych.

To wszystko jest bardzo smutne. Na przykład Międzynarodowa Federacja Lekkiej Atletyki się nie ugięła. Nie będzie rosyjskiej reprezentacji w jej dyscyplinach. Ale tenisiści, wioślarze, a zwłaszcza przedstawiciele sportów siłowych będą w Paryżu. Nie wiem, czemu niektóre federacje przymykają na to oko. Czemu jedni Rosjanie nie przechodzą weryfikacji, a inni w zasadzie ją omijają?

Ukraiński komitet olimpijski miał opracować protokół zachowania się ukraińskich sportowców na wypadek spotkania z Rosjanami. Dostała go pani?

Wiem, że była konferencja na ten temat, ale my na nią nie zdążyliśmy. W Ukrainie nie działają lotniska, więc dotarcie gdziekolwiek zajmuje nam co najmniej dobę.

Myślę, że każdy z nas wie, że należy zachowywać spokój. Jak mówiłam, w moim sporcie nie będzie Rosjan, jak w całej lekkiej atletyce. Ale czy będziemy ich spotykać? Wszystko zależy od ułożenia wioski olimpijskiej. Mam nadzieję, że obejdzie się bez kontaktów, ale bardzo życzę wytrwałości naszym sportowcom, którzy będą w swoich dyscyplinach rywalizować z Rosjanami.

***

Ludmyła Olanowśka – lekkoatletka, absolwentka Narodowego Uniwersytetu Wychowania Fizycznego i Sportu Ukrainy (Kijów, 2016). Brązowa medalistka Mistrzostw Świata (Pekin, 2015), srebrna (Zurych, Szwajcaria, 2014) i brązowa medalistka Mistrzostw Europy (Rzym, Włochy, 2024). W 2015 roku w próbce Olanowśkiej wykryto doping, co poskutkowało zawieszeniem kariery na cztery lata.

Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
Wybrane dla Ciebie
Węgierska pokusa PiS [OPINIA]
Tomasz P. Terlikowski
Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski