Lubin. Zamieszki pod komendą. W pogotowiu armatka wodna i kontrterroryści
Niedzielny protest pod Komendą Powiatową Policji w Lubinie rozpoczął się po tym, jak w piątek po interwencji mundurowych zmarł 34-letni Bartek. W stronę budynku i policjantów poleciały butelki oraz kostka brukowa. Tłum skandował także wulgarne hasła. Na miejscu interweniowały oddziały prewencji z gumową amunicją, armatka wodna, a także kontrterroryści.
Manifestacja w Lubinie była odpowiedzią na tragiczne wydarzenia z piątku. Pod budynkiem policji przy ul. Traugutta w niedzielę po południu zebrało się kilkaset osób.
Początkowo część protestujących zapaliła znicze. Pokojowy protest szybko przerodził się jednak w regularną bójkę z policją. Brutalne zamieszki pod komendą trwały kilka godzin. Protestujący w okna budynku rzucali jajkami, butelkami z cieczą, a także cegłami i kostką brukową.
Część z demonstrantów próbowała się także wedrzeć na komendę. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym. Na miejscu interweniowały oddziały prewencji z Wrocławia zaopatrzone w broń gładkolufową, a także wrocławski oddział kontrterrorystyczny. Wykorzystano także armatkę wodną.
Tłum skandował hasła "mordercy", "chodź, klęknij na mnie" oraz "zawsze i wszędzie policja j...ana będzie". - Przyszliśmy tutaj, żeby zaprotestować przeciwko brutalności policji" - tłumaczyli początkowo zgromadzeni.
Na miejscu podpalono śmietniki. Interweniowała straż pożarna.
Jak poinformował Polsat News, w szczytowym momencie zamieszek na ulicach Lubina mogło protestować ponad trzysta osób. - Zarówno policja, jak i protestujący, ściągali do miasta posiłki - relacjonowała dziennikarka stacji.
Po godz. 20 pod komendą nadal protestowało wiele osób. Policja przez megafony wzywała do rozejścia się. Jak poinformował w rozmowie z PAP podkom. Wojciech Jabłoński z dolnośląskiej policji, do godz. 21 łącznie zatrzymano około 30 osób.
"Kilku funkcjonariuszy zostało rannych" - poinformowała wieczorem "Gazeta Wrocławska".
Lubin. Protest pod komendą policji. "Chodź, klęknij na mnie"
Przypomnijmy: W piątek w Lubinie na numer alarmowy zadzwoniła kobieta, która przekazała, że jej syn jest agresywny i rzuca kamieniami w okna budynków. Poinformowała także, że jej syn może być pod wpływem narkotyków. Na miejscu szybko pojawili się mundurowi.
"Mężczyzna nie reagował na polecenia, był bardzo agresywny i niezwykle pobudzony. Z uwagi na irracjonalne zachowanie mężczyzny użyto wobec niego chwyty obezwładniające oraz kajdanki" - tłumaczyła dzień później dolnośląska policja.
W tym miejscu pojawiają się dwie wersje historii. Według komunikatu policji 34-letni Bartek zmarł dwie godziny po przetransportowaniu go do szpitala. Jak ustalił z kolei poseł KO Piotr Borys, zgon mężczyzny nastąpił już w karetce.
Lubin. Film z interwencji policji w sieci
Film z interwencji lubińskich policjantów trafił w piątek do internetu. Widać na nim, jak czterech funkcjonariuszy próbuje obezwładnić mężczyznę. Zatrzymany próbuje się wyrwać, krzyczy, a w pewnym momencie traci przytomność.
Dziennikarzom "Super Expressu" udało się dotrzeć do rodziny mężczyzny. - Był jaki był, ale nie zasłużył na to, aby zostać tak potraktowany. (...) To wygląda, jakby został zamordowany - mówili bliscy zmarłego.