"Lub czasopisma"
Przychodzi Aleksandra Jakubowska do sklepu i mówi: poproszę dwie bułki, gazety lub czasopisma. "Lub czasopisma". Dwa znikające słowa, które zrobiły "karierę" zarówno medialną, jak i humorystyczną. Po Polsce krąży bowiem inna wersja dowcipu, zaczynająca się od zdania: "Z ogrodu zoologicznego uciekł Lew i pożarł Jakubowską, gdy szła do kiosku po jakieś gazety lub czasopisma".
17.12.2003 | aktual.: 17.12.2003 20:44
Na początku był rządowy projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Z dokumentu tego – w niewyjaśnionych jak dotąd okolicznościach – zniknęły słowa "lub czasopisma" i to po tym, gdy projekt został przyjęty przez rząd. Gdyby nie zniknęły, telewizji nie mogliby nabyć ani właściciele ogólnopolskiego dziennika, ani też czasopisma. A gdy zniknęły, uprzywilejowany stał się właściciel czasopisma, zaś dziennika mógł zapomnieć o zakupie telewizji. Potem przyszedł Rywin do Michnika i zaproponował, że za 17,5 mln dolarów niekorzystne dla wydawcy "Gazety Wyborczej" – Agory – zapisy zostaną wykreślone z ustawy medialnej i droga do zakupu Polsatu stanie dla Agory otworem...
Główną rolę w przedstawieniu pod roboczym tytułem "lub czasopisma" odgrywa Aleksandra Jakubowska, była wiceminister kultury, już kilkakrotnie przesłuchana przez sejmową komisję śledczą do wyjaśnienia tzw. afery Rywina. Gdy światło dzienne ujrzały niejasności związane ze zniknięciem słów "lub czasopisma", życia Jakubowskiej na pewno nie ułatwiły media - chociażby "Super Express" i słynne zdjęcie byłej wiceminister kultury z długim nosem, podpisane "Łże jak Pinokio". Pragnący zachować anonimowość politycy mówili wówczas "Gazecie Wyborczej", że Jakubowska musiała wiedzieć o znikających słowach. "To jasne, że Jakubowska w coś się wplątała. Ale chyba nieświadomie, bez własnej woli. Wygląda na to, że ktoś ją w to wrobił" - powiedział gazecie jeden z polityków.
Jako aktorka drugoplanowa swoje medialne pięć minut dzięki słowom "lub czasopisma" uzyskała przesłuchiwana przez sejmową komisję Anna Wojciechowska, była dziennikarka Polskiej Agencji Prasowej. 27 marca 2002 r. w rozmowie telefonicznej usłyszała od Aleksandry Jakubowskiej, że skreślenie słów "lub czasopisma" z projektu noweli ustawy medialnej było celowe. Jakubowska miała powiedzieć wówczas, iż "ostatecznie uznaliśmy, że było to zbyt restrykcyjne". Zeznania Wojciechowskiej okazały się przełomowe. Jakubowska tłumaczyła się wówczas, że to nieprawda, że nie pamięta, że została źle zrozumiana...
I wreszcie Bożena Szumielewicz, legislatorka Rządowego Centrum Legislacji, która w marcu 2002 r. odkryła brak słów "lub czasopisma" w projekcie ustawy o rtv, a w efekcie została ukarana odebraniem premii kwartalnej za to, że - jak poinformował szef kancelarii premiera Marek Wagner - nie dołożyła należytych starań, by z projektu nie zniknęły słynne już słowa. I nic to, że o tym, iż słów tych być nie powinno, przekonywało Szumielewicz trzech prawników - Tomasz Łopacki z resortu kultury oraz Janina Sokołowska i Iwona Galińska z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. I nic to, że w obronie Szumielewicz stanęli członkowie sejmowej komisji śledczej. Legislatorka nie otrzymała premii, bo nie dopilnowała i już, co szef komisji śledczej Tomasz Nałęcz uznał za ukaranie Szumielewicz za jej zeznania przed komisją.
"Afery związane z ustawami o radiofonii i telewizji czy biopaliwach pokazały, ile złej woli, nieudolności i ciemnych interesów towarzyszy tworzeniu polskiego prawa. Przepisy, które swoim autorytetem potwierdzają Sejm i prezydent, powstają często w okolicznościach, które najlepiej opisałby Sławomir Mrożek – śmiech przechodzi w przerażenie" - napisała na łamach "Polityki" Bianka Mikołajewska. Ten niezbyt wybredny dowcip o zoo, Lwie i pożarciu byłej wiceminister kultury nie kończy się dla Jakubowskiej zbyt pozytywnie ("Rokita ją powiesił za Ziobro").