Łowcy i handlarze słowiańskich niewolników
Słowianie od początku swojej aktywności politycznej, czyli od VI wieku, byli znani jako najeźdźcy, którzy w ciągu dwóch stuleci zajęli wielkie obszary Europy od Bałtyku po Kretę. Nie zawsze jednak zwyciężali, dlatego po przegranych bitwach wielu z nich trafiało na targi niewolnicze, których nie brakowało w Bizancjum, Italii czy państwie Franków. Jeńcy słowiańscy pojawili się wówczas na rynku w takiej ilości, że (jak twierdzi jedna z teorii językoznawczych) od razu powstało nowe łacińskie określenie niewolnika - sclavus, identyczne z nazwą Słowianina - Sclavus. Od tego słowa pochodzą dzisiejsze francuskie esclave czy angielskie slave - pisze Artur Szrejter w artykule dla WP.PL.
29.09.2014 13:09
W artykule * Niewolnicy Słowian we wczesnym średniowieczu* opisałem, w jaki sposób i jakim celu dawni Słowianie zdobywali żywy towar. Pora teraz na spojrzenie z drugiej strony - poznajmy motywy i metody działania tych, którzy łapali, a potem przewozili słowiańskich niewolników na krańce ówczesnego świata.
W VIII stuleciu zakończyły się migracje Słowian, a rozpoczął wielowiekowy okres ich walk ze wszystkim sąsiadami - państwem Franków (a później jego następcą, Królestwem Niemieckim) na zachodzie, ze Skandynawami i Bałtami na północy, z Bizancjum na południu, z koczownikami na wschodzie. W toku tych wojen przeciwnicy brali licznych słowiańskich jeńców, a potem wystawiali ich na licytację. Nie brakowało też starć między samymi Słowianami, którzy schwytanych "braci" odsprzedawali dalej. Nie istniało pojęcie "solidarności słowiańskiej" - każde plemię i każde państwo działało we własnym interesie, toteż nic dziwnego, że na przykład w Polsce handlowano Pomorzanami, a na Pomorzu - Polakami. A że na środkowo- i wschodnioeuropejskie targi niewolnicze licznie przybywali zagraniczni kupcy, słowiańscy brańcy lądowali w najdalszych zakątkach Europy. I nie tylko Europy.
Sąsiedzi Słowian
Łowcy żywego towaru z krajów sąsiednich zdobywali słowiańskich niewolników przede wszystkim w trakcie wojen, rzadziej na drodze wymiany handlowej. Frankowie, a potem Niemcy krok po kroku zagarniali obszary Połabia, skąd część pokonanych uprowadzali w niewolę albo mordowali, a część pozostawiali na rodzinnej ziemi, ale zmuszali do świadczeń najpierw niewolniczych, a potem feudalnych.
Z kolei Skandynawowie toczyli ze Słowianami nadbałtyckimi boje zamorskie, w efekcie których pokonani lądowali w pętach po przeciwległej stronie Bałtyku. Niegdyś naukowcy sądzili, że wytwory słowiańskiego rzemiosła, licznie znajdowane w ośrodkach miejskich Północy, były produkowane na miejscu przez niewolników uprowadzonych z południowego wybrzeża Bałtyku. Obecnie przeważa pogląd, że tylko mała część owej ceramiki czy ozdób była dziełem brańców - całą resztę wytwarzali ludzie wolni, którzy od IX do XII wieku dobrowolnie osiedlali się w Skandynawii, zazwyczaj w poszukiwaniu lepszego jutra.
Na wschodniej flance Słowiańszczyzny, na stepach nadczarnomorskich, żyły wojownicze ludy pasterskie, głównie turko-tatarskie. W swym koczowniczym trybie życia nie potrzebowały zbyt wielu niewolników, a jednak często wyprawiały się po brańców. Dlaczego? Dla zysku - plemiona stepowe większą część porwanych ludzi przekazywały za godziwą opłatą kupcom chazarskim i arabskim.
Południowa granica obszaru zajętego przez Słowian znajdowała się na Bałkanach - jasnowłosi wojownicy dotarli aż do wysp Morza Egejskiego, a w rękach Cesarstwa Bizantyjskiego pozostały na terenie Grecji jedynie niektóre miasta. Później wszakże Bizancjum przeszło do kontrataku i odbiło dużą część utraconych ziem. Większości spacyfikowanych Słowian pozwalano pozostać na miejscu (ktoś przecież musiał uprawiać ziemię), ale znane są przypadki, kiedy władcy Konstantynopola przesiedlali tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci na inne tereny cesarstwa, głównie do Anatolii i północnej Syrii. Basileusom chodziło nie tylko o ponowne zaludnienie terenów spustoszonych w czasie wojen z Arabami, ale też o wykorzystanie słynnych z wojowniczości Słowian przeciw napierającym muzułmanom. W efekcie powstały kolonie niewolnicze osadników-żołnierzy słowiańskich. Czekała ich ciekawa awanturnicza przyszłość, warta odrębnej opowieści.
Czas muzułmanów
Jeńcy słowiańscy zdobywani w trakcie walk (czy to z ludami sąsiednimi, czy między samymi Słowianami) oraz niewolnicy "czasu pokoju" (sprzedawani lokalnym handlarzom przez własne rodziny, które cierpiały niedostatek) trafiali na targi w dużych miastach. Pojawiali się tam obcy kupcy, którzy dobrze płacili za brańców, by z zyskiem sprzedać ich w swej ojczyźnie. Niewolnicy słowiańscy byli poszukiwani zwłaszcza na rynkach arabskich, gdzie ceniono ich żołnierskie przymioty, a w przypadku kobiet - urodę jasnowłosych piękności.
W drugiej połowie VII wieku Arabowie umocnili swoje panowanie nad Kaukazem, po czym próbowali podbić państwo Chazarów (położone nad dolną Wołgą). Wprawdzie nie zdołali tego dokonać, ale na podstawie porozumień zaczęli korzystać z infrastruktury handlowej miast Chazarii, dzięki czemu rozwinęli w VIII stuleciu ożywioną działalność kupiecką na szlakach Europy Wschodniej i Środkowej. Ten kierunek ich ekspansji kupieckiej był spowodowany chęcią zmonopolizowania kontaktów ze Skandynawią, szybko jednak okazało się, że parcie na północ otworzyło przed Arabami również olbrzymi rynek Słowian Wschodnich oraz nieco mniejszy, ale wcale nie uboższy, rynek Słowian Zachodnich. Kupcy arabscy kierowali się nad wschodni brzeg Bałtyku wzdłuż wielkich rzek Rusi, a nad brzeg południowy - gdzie prężnie funkcjonowały miasta pomorskie i połabskie - przez zachodnią Ruś i Mazowsze. Przywozili towary luksusowe (jedwab, biżuterię, przyprawy), a przede wszystkim srebrne monety, które z czasem stały się środkiem płatniczym uznawanym w
dużych miastach nadbałtyckich. W zamian dostawali futra, bursztyn, miód, ale najchętniej brali inny towar - niewolników.
Także w VIII wieku obok kupców arabskich pojawili się w Europie Wschodniej i Środkowej inni handlarze muzułmańscy. Pochodzili z państwa Chorezm (położonego nad Amu-darią w dzisiejszym Uzbekistanie), które po rozpadzie kalifatu bliskowschodniego uzyskało niezależność od Arabów. Z tą nową falą kupców muzułmańskich należy łączyć rozszerzenie sieci szlaków zdominowanych przez wyznawców Allaha. Chorezmijczycy opanowali (zapewne w IX stuleciu) kolejną drogę na północ - wiodła przez tajgę nad Morze Białe, gdzie handlarze skupowali kły morsów, focze skóry oraz, oczywiście, niewolników. Nieco później, na początku X wieku, przybysze z Chorezmu stali się aktywni również na trasie łączącej młode państwo węgierskie ze Wschodem. Co więcej, część kupców z Azji osiedliła się na Węgrzech, gdzie aż do XII-XIII wieku stanowili wyróżniającą się bogactwem grupę etniczno-wyznaniową zwaną Calisami.
Przypuszcza się także, że na przełomie VIII i IX stulecia właśnie Chorezmijczycy i Arabowie stworzyli kolejny szlak (czy raczej umiejętnie połączyli kilka krótszych tras lokalnych): wiódł najpierw dwiema wschodnimi odnogami (jedna z Chorezmu, druga z Bliskiego Wschodu przez Kaukaz), które zbiegały się w kraju Chazarów, a później przechodził przez południową Ruś, Małopolskę, Czechy, Bawarię i miasta nad Rodanem do arabskiego emiratu Kordoby w Hiszpanii. W ten sposób handlarze muzułmańscy połączyli lądowym szlakiem swoje posiadłości azjatyckie z zachodnioeuropejskimi.
Zapewne właśnie wtedy, dzięki trasie wschód-zachód, Praga czeska stała się centrum handlu niewolnikami słowiańskimi, których dowożono tam z Niemiec, Połabia, Polski, Węgier, a nawet Rusi. Kupowani przez kupców muzułmańskich, wędrowali w ponurych kolumnach na wschód - do Azji Środkowej i na Bliski Wschód, oraz na zachód - do Hiszpanii i Afryki Północnej.
Czas Radanitów
W końcu przeminął okres przewagi kupców muzułmańskich na szlakach prowadzących ku Europie Północnej. Już w drugiej połowie VIII wieku mieli silną konkurencję ze strony handlarzy skandynawskich, bułgarskich (chodzi tutaj o Bułgarów znad Wołgi) czy słowiańskich, zaś w stuleciach IX i X porty nadbałtyckie oraz prowadzące do nich trasy stały się domeną kupców miejscowych. Oczywiście, Arabowie czy Chorezmijczycy nadal przybywali do naszej części Europy, ale już nie jako monopoliści handlu z Azją.
W IX wieku załamała się również supremacja muzułmanów na drodze wiodącej z Azji Środkowej do Hiszpanii. Co ciekawe, przewaga na tym szlaku została im odebrana nie przez kupców miejscowych - ruskich czy niemieckich (choć i ci, rzecz jasna, stale z niego korzystali), a przez kolejnych przybyszów z dalekich krain - Radanitów.
Radanici już od dłuższego czasu tworzyli ekspansywną sieć "domów handlowych", których główne siedziby znajdowały się - jak przypuszcza część naukowców - nad południowofrancuską rzeką Rodan (i stąd nazwa Radanici, choć według innej teorii miano to było rzeczownikiem pospolitym oznaczającym "znawcy dróg"). Właśnie tam krzyżowało się sporo głównych dróg Europy - zarówno frankijskich, italskich i hiszpańskich, jak też tych wiodących do Europy Środkowej, Skandynawii i nad Wołgę. Od początku swojej ekspansji handlowej Radanici zakładali własne gminy w każdym ważniejszym mieście, przez które przebiegały ich trasy, na przykład w centrum obrotu niewolnikami słowiańskimi, Pradze czeskiej. Także w leżących na szlaku wschód-zachód małopolskich ośrodkach, takich jak Kraków i Przemyśl, Radanici mieli swoje "faktorie" (być może już od początku X wieku). W ten sposób na ziemiach słowiańskich powstały pierwsze gminy żydowskie, gdyż Radanici byli Izrealitami.
Dlaczego Żydom udało się odebrać muzułmanom szlak handlowy, który do końca średniowiecza stanowił najważniejszą lądową drogą wschód-zachód? Stało się tak nie tylko dlatego, że Radanici byli urodzonymi kupcami i posiadali kontakty handlowe z innymi Izraelitami osiadłymi w każdym większym śródziemnomorskim mieście od Bagdadu do Kordoby. Doszły do tego jeszcze dwa czynniki. Po pierwsze, władcy arabskiej Hiszpanii chętnie powierzali swym żydowskim poddanym misje dyplomatyczne, wywiadowcze i handlowe, gdyż Izraelici byli znakomicie wykształceni i - co bardzo ważne - lojalni. Potem ów "przywilej" został zapewne rozszerzony na ich nadrodańskich współwyznawców.
Drugą przyczyną sukcesu Radanitów w rozwinięciu działalności na kraje Europy Środkowej i Wschodniej była pewna ważna decyzja władcy państwa Chazarów, które leżało na przeciwległym krańcu szlaku wschód-zachód. Na początku IX wieku któryś z kaganów chazarskich (według niepewnego przekazu nazywał się Bulan) zdecydował się na przyjęcie judaizmu, mimo że Żydzi nie mieli wówczas większego znaczenia politycznego. Posiadali wszakże potężne wpływy gospodarcze, a to ze względu na swe powiązania handlowe. Chazarowie też byli ludem zawołanych kupców, należy więc przypuszczać, że ich władca i możni postanowili związać się z rozszerzającymi swoją strefę wpływów Radanitami, aby wraz z nimi czerpać korzyści z opanowania transeuropejskiej drogi handlowej. Jeśli ten domysł jest słuszny, uświadamia nam rozmach działań dyplomatycznych kupców żydowskich. Dzięki tym staraniom Radanici uzyskali poparcie władców panujących nad krainami leżącymi na obu krańcach szlaku Hiszpania - Chazaria. W efekcie przejęli od muzułmanów dużą część
handlu prowadzonego tą trasą i do końca wczesnego średniowiecza pozostawali wiodącymi dostarczycielami słowiańskich niewolników na rynki południowe - do Hiszpanii, Italii, Afryki, Arabii...
Przez ocean
...i zapewne nawet znacznie dalej, o czym świadczy pewien dokument z połowy IX wieku. Jak z nutką zawiści odnotował w swym raporcie ibn Chordadhbegh (minister "poczty", czyli wywiadu podupadającego kalifatu wschodniego ze stolicą w Bagdadzie), Radanici bogacili się dzięki prowadzonej na ogromną skalę wymianie między Europą a państwami muzułmańskimi. Co więcej, wywalczyli sobie w portach arabskich przywilej żeglowania z towarami przez Ocean Indyjski do krajów tak odległych jak Indie i Chiny.
Czy słowiańscy niewolnicy trafiali na statkach Radanitów aż tak daleko? Zapewne tak - raport szefa bagdadzkich szpiegów mówi o tym niemal wprost - i nie ma się czemu dziwić, bo piękne blondwłose panny, silni wojownicy o jasnej skórze i młodzi rzezańcy o niebieskich oczach na pewno stanowili w dalszych rejonach Azji towar jeszcze droższy i bardziej egzotyczny niż na rynkach bliskowschodnich.
Słowiańskich niewolników wywożonych w najdalsze zakątki świata arabskiego czekała często niezwykła i pełna przygód przyszłość. To już jednak temat na odrębną opowieść, w której główną rolę będą odgrywały odwaga słowiańskich mężczyzn, uroda złotowłosych kobiet i "wieczna niewinność" okaleczanych nastolatków.
Artur Szrejter dla Wirtualnej Polski