Londyn: "wyspy polskości" uratowane
Atmosfera skandalu unosząca się Domami Kombatanta, które spotkał los Fawley Court, została rozwiana przez nowy zarząd Stowarzyszenia Kombatantów Polskich. Odpowiedzialni działacze nie dopuścili, by kolejne Domy Kombatanta, "wyspy polskości" w Wielkiej Brytanii, poszły pod młotek. Problem jednak w tym, że odwołany zarząd nie zamierza się poddawać.
03.08.2012 | aktual.: 03.08.2012 16:02
Sukces, który w maju tego roku odnieśli obrońcy siedziby Ogniska Polskiego w Londynie okazał się zaraźliwy - podczas ostatniego Nadzwyczajnego Zjazdu Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, który odbył się w Leicester odwołano jednogłośnie cały Zarząd Główny SPK w Wielkiej Brytanii, w tym wszystkich powierników Fundacji SPK, członków Komisji Rewizyjnej, prezesa Sądu Koleżeńskiego i dyrektorów spółki PCA Ltd zarządzającej majątkiem SPK.
Zarząd odwołany za próbę przejęcia majątku
Czym zasłużył sobie poprzedni zarząd na odwołanie? Lista przewinień jest długa, ale najważniejsze, to niezgodna ze statutem próba likwidacji Stowarzyszenia i przejęcia jego majątku w celu dalszej odsprzedaży. Majątek to 10 budynków usytuowanych w różnych miastach Anglii i Szkocji. Kiedyś było ich 50, ale zostały już spieniężone. Argumenty, którymi Zarząd Główny SPK posługiwał się, by uzasadnić sprzedaż tych obiektów, był zawsze ten sam: "brak środków na utrzymanie".
Inną sprawą jest, że niewiele robiono w tym kierunku, by było inaczej. Warto przy tym zwrócić uwagę na fakt, że to nieruchomości położone w atrakcyjnych miejscach, wystarczyłoby więc trochę dobrych chęci, żeby obiekty te nie tylko zarabiały na swoje utrzymanie, lecz wręcz przynosiły zyski. O tym, że jest to możliwe - w dalszej części artykułu.
Lata świetności i upadku
Po II wojnie światowej większość Polaków osiadłych na Wyspach zdała już sobie sprawę, że Polska raczej na dobre znalazła się w strefie wpływów sowieckich, w związku z czym ich powrót do ojczyzny - w dającej się przewidzieć przyszłości - nie nastąpi. W tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak organizowanie się. Zaczęły powstawać różnego rodzaju stowarzyszenia, które miały na celu nie tylko kultywowanie polskości, tradycji narodowych, kultury itp., lecz również pomoc tym, którzy najbardziej jej potrzebują.
Właśnie w ramach takiej pomocy począwszy od końca lat 40 powstały na Wyspach domy kombatantów. Na ich budowę względnie zakup wykładali pieniądze Polacy, których los rzucił właśnie do tego miasta. Przez długi czas pełniły rolę ośrodków, w którym emigranci mogli się nie tylko spotykać, ale prowadzić różnego rodzaju działalność: społeczną, kulturalną, polityczną i charytatywną, jednym słowem było to miejsce jednoczące Polonię, jak również punkt, w którym szybko rozchodziły się wieści w rodzaju: kto potrzebuje pomocy, kto może pomóc itp.
Takich domów powstało około 50. Po pewnym czasie, wraz z dobrodziejstwem inwentarza przekazano je Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów. Organizacja ta miała nie tylko nimi zarządzać, lecz również kontynuować to, co wcześniej czyniła zbierająca się tam polska społeczność. Głównym jednak zadaniem Stowarzyszenia była pomoc tym, których dotknęło ubóstwo. Zostało to zapisane zarówno w statucie, jak i w rejestrze stowarzyszeń prowadzących działalność charytatywną.
Z czasem ośrodki te zaczęły podupadać, co w dużym stopniu było skutkiem uwarunkowań biologicznych - pokolenie kombatanckie z racji wieku topniało. Domy świeciły pustkami i tylko incydentalnie otwierały podwoje, zazwyczaj przy okazji świąt czy ważnych rocznicowych obchodów.
Dla chcącego nic trudnego
Świadkami tego upadku była nowa emigracja, która przybyła na Wyspy po 2004 roku. Kiedy stała się już na tyle liczna i świadoma swojego znaczenia, jej co bardziej wyrobieni społecznie przedstawiciele, uznali, że za wszelką cenę trzeba utrzymać istniejące jeszcze "wyspy polskości" w Wielkiej Brytanii i tym celu wstępowali do SPK. Niestety, "nowym" nie zawsze udawało się znaleźć wspólny język ze "starymi", ale - jak twierdzi Krzysztof Lus, były prezes Koła SPK w Bristolu, obecnie jeden z wiceprezesów Zarządu Głównego SPK - to wszystko się zmienia, czego najlepszym dowodem jest skuteczna obrona siedziby Ogniska Polskiego w Londynie przed zakusami "powierników". Okazało się że stara i nowa emigracja potrafi się zjednoczyć jeśli sytuacja tego wymaga. Lus, to przedstawiciel młodej emigracji, przyjechał na Wyspy 2004 roku. Kiedy słyszy o tym, że na utrzymanie budynków brakuje środków, uśmiecha się ironicznie. - Nigdy nie mieliśmy problemu budynek, który znajduje się pod naszą opieką zarabia na siebie i nic nie stoi
na przeszkodzie, by podobnie było w pozostałych przypadkach - wyjaśnia.
Nowa twarz SPK
Sprawa domów kombatanta od początku miała posmak afery i nieodparcie przywodziła na myśl takie skandale, jak sprzedaż Fawley Court, czy próbę sprzedaży siedziby Ogniska Polskiego w Londynie. Rozwiązany kilkanaście dni temu Zarząd Główny SPK dążył do rozwiązania organizacji, co miało już nastąpić w październiku tego roku. Gdyby to się powiodło, los budynków byłby przesądzony - zostałyby sprzedane, a pieniądze ze sprzedaży trafiłby do "The Polish Ex - Combatants' Association in Great Britain Trust Fund", gdzie mogłyby przepaść jak kamień w wodę - w Wielkiej Brytanii kontrola nad fundacjami charytatywnymi nie jest zbyt ścisła.
Wiele wskazywało na to, że odwołanemu zarządowi uda się dość łatwo spieniężyć pozostałe "wyspy polskości", wystarczyło tylko rozwiązać SPK. To również wydawało się łatwym zadaniem, bo sprzeciwić się temu mogło jedynie walne zgromadzenie członków. Konieczne było zebranie co najmniej 600 osób - bo takiej liczby wymaga statut, by walne zgromadzenie mogło się odbyć. Stanowiło to nie lada problem, bo jak zawiadomić, w krótkim czasie taką liczbę członków?
Z pomocą przyszły polonijne media, które opublikowały dramatyczny list frakcji SPK sprzeciwiającej się rozwiązaniu Stowarzyszenia. To było skuteczne posunięcie, a efekty przeszły najśmielsze oczekiwania - na apel odpowiedziało aż 872 członków organizacji,czyli sporo ponad wymaganą 51-procentową większość! Zjazd wybrał nowy zarząd, nowych dyrektorów PCA Ltd. oraz nowy Komitet Rewizyjny.
Nowego prezesem został znany i wybitny działacz polonijny Wiktor Moszczyński z Londynu, przedstawiciel tzw. starej emigracji, a funkcje czterech wiceprezesów objęli: Halina Kalinowska z Kirkcaldy w Szkocji, Andrzej Różycki z Manchesteru, Tomasz Kaźmierski z Southampton oraz cytowany już wcześniej Krzysztof Lus z Bristolu.
Duże wyzwanie przed nowymi władzami
Nowy prezes SPK WB, Wiktor Moszczyński delegat londyńskiego Koła SPK, jechał na zebranie do Leicester - jak przyznaje - z dużym poczuciem niepewności. - Spodziewałem się zobaczyć garstkę sfrustrowanych działaczy narzekających na władze centralne Stowarzyszenia. Pomyślałem sobie że to znów sytuacja jak Fawley Court, gdzie ludzie ocknęli się, że ich kluby i koła są już w ostatniej fazie likwidacji przez władze organizacji. Ponarzekają, ponarzekają - pomyślałem - a proces likwidacji ich dorobku pójdzie naprzód - wyjaśnia.
Po wyborach nie krył zadowolenia, choć miał świadomość, że ani on, ani zarząd nie będą mieli łatwego zadania, bo nie wiadomo jak zareaguje odwołany zarząd na dymisję. - Miały one charakter pisemny i odwołani próbują tę formę dymisji kwestionować - martwi się prezes Moszczyński.
- Sytuacja jest i smutna i dramatyczna. Z jednej stare władze SPK wśród których jest jeszcze mała garstka autentycznych kombatantów częściowo już poważnie chorych czy w szpitalach, a przy nich członkowie rodzin kombatanckich, często bardzo zasłużonych jako społeczników i działaczy kombatanckich. Z drugiej strony niemniej zasłużeni działacze społeczni utrzymujący życie polskie w terenie. Dla nich tradycja i trzon organizacyjny SPK to najlepszą gwarancją przetrwania polskich wartości na tych terenach. Około pół miliona Polaków żyje poza Londynem, w wielkich miastach jak Birmingham i małych miasteczkach jak Grantham czy Redditch. Pamiętajmy że 20 tysięcy polskich dzieci rodzi się rocznie w Wielkiej Brytanii, z czego dwie trzecie poza Londynem. Kto się zajmie podporą dla polskich szkół, gdy te koła i kluby zrzeszające ich rodziców będą zlikwidowane? - wyjaśnia Moszczyński.
Pomimo tego nowemu zarządowi nie brakuje wiary w to, że nie tylko ocali istniejące "wyspy polskości", lecz tchnie w nie nowe życie, a być może stworzy kolejne.
Janusz Młynarski