Londyn wstrzymuje oddech przed dniem "C"
Na ośmiu kwadratowych milach w samym sercu brytyjskiej metropolii od poniedziałku - w tzw. Dzień-C (C-Day) wchodzi w życie podatek od ulicznych korków, pobierany elektronicznie od kierowców.
16.02.2003 | aktual.: 16.02.2003 15:01
Podatek w wysokości 5 funtów (ok. 32 złote) za jednorazowy wjazd do centrum, ma być antidotum na to, że samochody poruszają się po Londynie z szybkością konnego zaprzęgu. Ma też zachęcić do korzystania z publicznego transportu.
Nowy podatek obejmie ok. 200 tys. ludzi przekraczających autem granicę patrolowaną przez 700 kamer. W zamyśle projektodawcy, burmistrza Londynu Kena Livingstone'a, dzięki nowemu podatkowi zagęszczenie ruchu może zmniejszyć się o 10-15%.
Na nowym podatku władze Londynu zarobią, według różnych ocen, 130-200 mln funtów rocznie. Po pokryciu kosztów własnych, suma ta ma być przeznaczana na poprawę nie doinwestowanego publicznego transportu.
Podatkowi podlegać mają wszystkie samochody osobowe w określonych godzinach (7.30-18.30 od poniedziałku do piątku), których właściciele korzystają z ulic centralnego Londynu. Kamery (faktycznie elektroniczne rogatki) zapisują numer rejestracyjny wozu i przekazują go elektronicznie do systemu komputerowego, który sprawdza czy podatek został już uiszczony.
Główne wątpliwości i znaki zapytania dotyczą tego, czy nie zawiedzie technologia, czy sprawdzi się system zarządzania nowym podatkiem i egzekwowania go. Są też obawy, czy korki z centrum miasta nie przeniosą nie obrzeża strefy i czy transport publiczny podoła zwiększonemu popytowi.
Gminy położone wewnątrz opodatkowanej strefy obawiają się, że spadną obroty małych sklepów, kin, teatrów i restauracji. Z kolei gminy graniczące ze strefą sądzą, że ich ulice mogą zostać zakorkowane do granic możliwości, ponieważ kierowcy zamiast wjeżdżać do opodatkowanej strefy autem, zostawią pojazd na jej granicy i dopiero tu skorzystają z środków publicznego transportu.
Przedsiębiorcy lokalni obawiają się wzrostu kosztów własnych z powodu np. podrożenia dostaw. Nie brak też obaw, że w centrum Londynu zabraknie pracowników sektora publicznego np. nauczycieli lub pielęgniarek, którzy ze względu na pracę w różnych godzinach zdani są na samochód.
Kierowcy muszą zapłacić podatek do godz. 20 w dniu, w którym korzystali z wydzielonej strefy miejskiej. Opłatę będzie można uiszczać w sklepach, na stacjach benzynowych, pocztach, przez telefon komórkowy wysyłając SMS lub przez Internet.
Jeżeli kierowca nie zdąży z płatnością przed godz. 20, to do godziny 24 musi zapłacić podwójnie. Nie uiszczenie podatku naraża go na grzywnę w wysokości 80 funtów. W razie zwłoki w zapłaceniu grzywny, po 28 dniach będzie musiał zapłacić 120 funtów. Skierowanie sprawy do sądu naraża go nie tylko na grzywnę, ale także czasową konfiskatę pojazdu.
Podatek można też zapłacić z góry np. za pośrednictwem Internetu, podając datę wjazdu do strefy, nazwisko, markę i numer rejestracyjny wozu. W dniu wjazdu na teren strefy, pojazd jest rejestrowany przez kamerę, ale komputer "wie", że podatek został uiszczony i daje kierowcy spokój.
Wdrażany w Londynie nowy system, obserwowany jest z uwagą przez władze 35 innych miast brytyjskich, które mogą pójść za przykładem Livingstone'a, jeśli eksperyment się uda.
W razie sukcesu możliwe jest wprowadzenie ogólnokrajowego systemu w ramach 10-letniego rządowego planu rozwoju transportu. Na razie rząd nie deklaruje się ani "za", ani "przeciw", czekając na to, co się stanie w poniedziałek.
Londyńczycy różnie oceniają pomysł Livingstone'a. Jedni mają mu za złe, że naraża ich na dodatkowe koszta, a inni chwalą go za polityczną odwagę. (an)