Londyn: Polka "ratuje życie" na lotnisku
Podniesie taki w jednej ręce pół tony, pływa szybciej niż motorówka, a po angielsku ani "be" ani "me". Olimpijczyków i kibiców z językowych opresji na londyńskich Heathrow ratuje... Polka. I to na dodatek była żona dwukrotnego mistrza olimpijskiego.
- Ja nie razbiraju anglijskij - mówi zakłopotana rosyjska sportsmenka. Kto nie ucziłsja ruskawo jazyka mógłby zaproponować, żeby rozbierała się jak tylko chce, byle prędzej. Naprawdę jednak chodzi o to, że dziewczyna nie rozumie po angielsku. Przy stanowisku informacyjnym terminalu 4 londyńskiego Heathrow nikt na szczęście nie żartuje z Rosjanki. Zawodniczka dostaje natomiast 48-stronicową broszurkę "Travel SOS", gdzie znajdzie ponad 700 przydatnych słów i zwrotów w sześciu językach - angielskim, hiszpańskim, niemieckim, włoskim, polskim i swoim ojczystym. Tak dobrane i ułożone, że nawet "bez pół litra razbieriosz".
Bez ściągi ani rusz
Słowniczek to dzieło Krystyny Dulak-Kulej, długoletniej pracownicy lotniska Heathrow i byłej żony najlepszego polskiego pięściarza wszech-czasów, zmarłego niedawno, dwukrotnego mistrza olimpijskiego Jerzego Kuleja. "Travel SOS" był kolportowany również, między innymi za pośrednictwem Polskiego Komitetu Olimpijskiego, podczas EURO 2012 w Polsce. Wydawnictwo ułatwiło życie setkom sportowców i kibiców.
Na lotnisku młyn. Sportowcy, kibicie, turyści, emigranci i zwykli podróżni. Olimpijskich wolontariuszy jak mrówek, ale niektórzy sami bez słownika ani "be" ani "me" po angielsku. W czym mogą pomóc komuś mówiącemu tylko po hiszpańsku, niemiecku albo, co gorsza w jakimś zupełnie egzotycznym narzeczu? Mogą tylko wskazać drogę do informacji terminalu. Polka radzi sobie w pięciu językach. Przed chwilą rozmawiała z Kubańczykiem. Zgadało się o narodowym sporcie Kuby, czyli boksie. - Ale był zdziwiony, gdy mu powiedziałam, że bokserem, który w finale olimpiady w Tokio pokonał ich zawodnika Enrique Regüeiferosa był mój były, choć życia nigdy nie wybyły, mąż Jurek - opowiada pani Krystyna.
Nad słowniczkiem pracowała dwa lata z pomocą kilku zaprzyjaźnionych lingwistów. Wcześniej robiła dwoje słynne już "ściągi" dla polskich imigrantów, którzy tłumnie ruszyli na Wyspy po 2004 roku. Dla większości język Szekspira był wówczas całkowicie obcy. Z tego powodu często stawali się ofiarami oszustw i wyzysku. Ściągi zrobiły furorę. Wysiłki Polki doceniło kierownictwo lotniska. Trzykrotnie kwalifikuje się do finału konkursu pod nazwą I-Volunteer organizowanego dla prowadzących działalność charytatywną pracowników BAA. W roku 2008 zostaje jego laureatką. Znacząca finansowo nagroda pozwala jej rozwinąć lingwistyczną pasję.
Słowniczek "Travel SOS" również nie umknął uwadze zarządu portu lotniczego. Autorkę wyróżniono dwoma ekskluzywnymi biletami na finały Igrzysk w lekkiej atletyce. Na to wydarzenie zaprosiła z Polski syna Jerzego - Waldemara Kuleja.
Słowa, które ratują...
Opracowane przez siebie ściągi i słowniki Krystyna Dulak-Kulej zamieściła na swojej stronie internetowej lingvasos.pl. Nie zastrzega żadnych praw autorskich, każdy może je bezpłatnie pobrać, wydrukować i korzystać. - Podtytuł strony brzmi "Słowa, które ratują życie". Nie ma w tym najmniejszej przesady. Najpewniej, gdyby Robert Dziekański potrafił powiedzieć, chociażby najbardziej łamaną angielszczyzną "My family waiting for me", nie doszłoby do tragedii na lotnisku w Vancouver - tłumaczy Polka.
Niewykluczone, że słowniczek "Travel SOS" pojawi się również za cztery lata na Igrzyskach Olimpijskich w Brazylii. Trzeba tylko uzupełnić wydanie o język portugalski. Reszta już jest gotowa.
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy