Londyn: "Ognisko" znów płonie
Od dramatycznej, spektakularnej obrony siedziby Ogniska Polskiego przed sprzedażą minęło przeszło pół roku. Ognisko znów tętni życiem, jak za dawnych dobrych czasów, a za kilka dni wybrany zostanie nowy zarząd.
19.11.2012 | aktual.: 19.11.2012 12:21
Dla starej, czytaj: powojennej emigracji, Ognisko Polskie, mające swą siedzibę na prestiżowej, londyńskiej Exhibition Road, było świątynią polskości. Przez trzy dziesiątki lat koncentrowało się tam życie społeczne, kulturalne i towarzyskie powojennej emigracji. Bywał tam gen. Władysław Sikorski, gen. Stanisław Sosabowski, gen. Władysław Anders (miał nawet swój własny stolik w klubowej restauracji), prezydenci i premierzy emigracyjnego rządu na uchodźstwie: Władysław Raczkiewicz, Kazimierz Sabbat oraz tragicznie zmarły w katastrofie smoleńskiej Ryszard Kaczorowski, a także ministrowie i inni dostojnicy, na wymienienie, których zabrakłoby tu miejsca.
Nade wszystko jednak Ognisko było centrum polskiej kultury - wystawiano tu spektakle, działy tu kabarety, które przedwojennej Polsce święciły tryumfy. - Przychodziło się tu na sztuki Chudzyńskiego, Grubińskiego i Mrożka, na kabarety Hemara, Refrena, Lawińskiego, na występy znanych śpiewaczek. Pamiętam szczególnie występy Włady Majewskiej, Ireny Anders, Renaty Bogdańskiej, Ireny Delmar, czy Toli Korian - wspomina Wiktor Moszczyński, wybitny działacz polonijny z Londynu.
Zabagniony staw
Złoty okres trwał do końca lat 70., później było już tylko gorzej. Wiele wybitnych postaci, które dbały o to by Ognisko płonęło pełnym płomieniem, zmarło lub z racji wieku straciło siły do aktywnej działalności, natomiast z emigracji, która napływała w latach 70. i 80. tylko nieliczni zainteresowani byli działalnością na niwie kulturalnej, reszta koncentrowała się wyłącznie na sprawach zarobkowych.
Ognisko zaczęło przypominać zaniedbany, porastający szuwarami, zabagniony staw. Z czasem miejsce to znane było jedynie z restauracji, spotkań klubowych ograniczających się jedynie do czczych pogawędek i wspomnień oraz jako miejsce, gdzie można wynająć salę na przyjęcie weselne lub urodzinowe.
Polonia mądra po szkodzie
W marcu tego roku gruchnęła wieść, że siedziba owej ostoi polskości ma być sprzedana. Skojarzenia z wcześniejszą sprzedażą innego symbolu polskości na Wyspach - Fawley Court, nie mogły się nie nasunąć. Mechanizm zresztą był podobny - po okresie prosperity upadek, a w konsekwencji decyzja o sprzedaży, bo nie ma środków na utrzymanie itp. W przypadku Fawley Court działania mające zapobiec sprzedaży podjęto zbyt późno, ale wtedy jeszcze Polonia nie mówiła jednym głosem, podział na emigrację starą i nową był głęboki jak kanion Kolorado.
"Starzy" nie ufali nowym, widząc w każdym z nich "homo sovieticus" lub byłych agentów komunistycznej bezpieki, a już na pewno gorszych Polaków. Młoda Polonia z kolei postrzegała starą, jako żywy skansen, w którym sklerotyczni, często skonfliktowani staruszkowie, duszą się we własnym sosie. Te czasy na szczęście odchodzą już do przeszłości dzięki mądrym ludziom po obu stronach.
Ognisko ocalone
Na wieść o tym, że siedziba Ogniska może zostać sprzedana, przedstawiciele starej i młodej emigracji zjednoczyli się w działaniach. Sprawa sprzedaży ważyła się do ostatniej chwili. Wydawać się mogło, że jest już przesądzona, ostateczna decyzja miała zapaść na walnym zebraniu członków Ogniska. Wiele wskazywało na to, że fala petycji, protestów, która przetoczyła się na forach internetowych, oraz demonstracja przed siedzibą Ogniska, do której doszło w dniu walnego zebrania, nie na wiele się zda.
I zapewne tak by się stało, gdyby w przededniu zebrania organizatorzy protestu nie ujawnili mediom faktu, że Andrzej Morawicz, długoletni prezes Ogniska i dyrektor Klubu Polskiego, związany również ze spółką zarządzającą obiektem i dysponującą prawem do sprzedaży budynku nabytym w niejasnych okolicznościach, jest byłym tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Uderzenie było celne, Morawicz, a wraz z nim cały zarząd, został odwołany, tym samym los Fawley Court został Ognisku oszczędzony.
Zaraz po tym, Grzegorz Małkiewicz, redaktor naczelny "Nowego Czasu" i zarazem jeden z inicjatorów akcji protestacyjnej, powiedział: - Teraz czeka nas zadanie jeszcze trudniejsze niż odzyskanie siedziby Ogniska - przywrócenie mu dawnej świetności. Rozpalanie Ogniska
Później o Ognisku i o tym, co dalej, ucichło, bo jeśli media o czymś nie krzyczą, to nie istnieje. Ale istnieje i to coraz bardziej. Ogniskiem zawiaduje obecnie tymczasowy zarząd.
- Proszę napisać, że Ognisko płonie - uśmiecha się Barbara Hamilton, która została prezesem zarządu po dymisji Morawicza. Ta znakomita artystka, znana m.in. z tego, że jest portrecistką brytyjskiej rodziny królewskiej, jest popularna nie tylko w środowisku miejscowej Polonii, przyjaźni się, bowiem z osobami najwyższych sfer brytyjskich, ludźmi - często - z pierwszych stron gazet. Dzięki jej osobistym kontaktom w siedzibie Ogniska pojawiają się osoby - o czym dalej, o których wcześniej można było tylko pomarzyć, a ponieważ prezeska związana jest ze sztuką, to nie dziwi fakt, że działalność Ogniska, będzie związana głównie z kulturą.
Barbara, choć jest artystką, to stąpa mocno po ziemi, stąd też świadomość, że bez działalności komercyjnej się nie obejdzie. W dalszym ciągu jednym z ważnych, ale nie jedynym, jak w przeszłości, źródłem dochodu, będzie wynajem pomieszczeń na przyjęcia, konferencje itp., część pomieszczeń zostanie odpłatnie udostępniona "stałym lokatorom" - jednym z nich będzie londyńska filia Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Stoimy również przed zadaniem dalszego integrowania środowisk polonijnych, dlatego chcemy upowszechniać dorobek powojennej emigracji wśród tej najnowszej i na odwrót, głównie poprzez ich dokonania w dziedzinie kultury, ale nie tylko. Ponadto nasza oferta skierowana jest również do Brytyjczyków, bo nie chcemy się zamykać - mówi Barbara Hamilton.
Starzy i nowi razem
Nowy zarząd to miks przedstawicieli starszej emigracji i tej najnowszej. - Przybywa nam nowych członków, co jest zjawiskiem budującym, zważywszy na fakt, że składka to 100 funtów rocznie. Przybyło nam prawie 200 osób. Musimy jeszcze uporać się z długiem, który wynosi kilkadziesiąt tysięcy funtów, ale w sumie nie jest źle, myślałem, że będzie gorzej. Sprawdziliśmy umowy z najemcami, wszelkie niekorzystne dla nas wypowiemy i zawrzemy korzystne, które pozwolą spłacić dług. Musimy pomyśleć również o remoncie, na to również potrzebujemy pieniędzy - wylicza Arek Marczewski przedstawiciel młodego pokolenia w zarządzie.
Remont rzeczywiście by się przydał - w holu na drzwiami wejściowymi zawalił się sufit, na szczęście nikt akurat tamtędy nie przechodził.
Piotrowi Michalikowi, członkowi zarządu i dyrektorowi finansowemu, jedyne, co się śni po nocach, to liczby - dokumentacja finansowa Ogniska gromadzona przez kilkadziesiąt lat, to istna "stajnia Augiasza", porządek w papierach robi kosztem wolnego czasu. - Na szczęście już jest bliżej niż dalej - wzdycha.
Coraz więcej imprez
Równolegle do mało widowiskowych i żmudnych, acz niezbędnych działań administracyjnych trwa już na dobre działalność kulturalna - od dwóch miesięcy odbywają się cotygodniowe tzw. lancze literackie, odbyło się już kilka odczytów, m.in. "Kobiety na wojnie", "Tołstojowie - Geniusze i Szaleńcy", "Inspirująca rola przemówień Winstona Churchilla" czy "Szpieg, którego kochałam - życie i tajemnice Krystyny Skarbek". Ponadto Ognisko odwiedził znany miliarder Polskiego pochodzenia - sir John Madejski, właściciel klubu piłkarskiego FC Reading, fundator City Academy, który opowiadał o swoim życiu, o tym jak doszedł do obecnej pozycji.
Jeszcze w tym miesiącu odbędą się dwie konferencje: "UK i Polska w Europie", oraz "Czy należy wystąpić z Unii Europejskiej". Kalendarz imprez wypełniony jest do końca roku, co można sprawdzić wchodząc na stronę ogniskopolskie.org.uk. Ta strona, to również pewne novum - za poprzedniego zarządu nikt o tym nie myślał, choć z drugiej strony, co miało na niej być, skoro nic się nie działo. Tu jednak pewne zastrzeżenie - strona jest wyłącznie po angielsku.
Już za niespełna tydzień wybory nowego zarządu, stałego. Wypada żywić nadzieję, że jeśli wybrani zostaną nowi ludzie, to nie zmarnują tego, co w krótkim czasie dokonali "tymczasowi". Najważniejsze jednak jest to, że się udało.
Janusz Młynarski